nota wyjaśniająca

Piotr Wojciechowski

      Prognoza > Kierunek

 

      Kiedy kończy się coś pięknego, to pojawia się w nas tęsknota, by przeżyć to jeszcze raz. Jednak szybko dociera do nas refleksja, że nie można przeżyć historii dwa razy. Wtedy szukamy okazji, by przeżyć coś podobnego. Wyjechać drugi, trzeci raz w góry, w których przeżyliśmy pierwsze pocałunki z ukochaną. Oglądać któryś raz film, kiedy wzruszyliśmy się do łez. Spotykać się z osobą, która była blisko nas, gdy bardzo cierpieliśmy i powiedziała, i zrobiła coś, co wzbudziło sens życia.

      Kiedyś zaśpiewał ktoś: nic nie może wiecznie trwać. I jest w tym coś z prawdy. Nic bez posolenia miłością nie będzie trwać wiecznie. Jestem świadkiem tej Prawdy. Świadkiem, bo to sprawdziłem, przeżywając tę Prawdę. Bardzo dobrze, że wszystko przemija. Drzewa, zwierzęta, kwiaty, Ziemia i cały Kosmos przeminie. Dziś, gdy odkryłem niespodziankę, nowotwór, który zamieszkał we mnie, zdaję sobie wyraźniej sprawę, że życie tutaj zmierza tylko ku rozpadowi ciała i za mały krok zaczyna się wieczność. Żyję teraz w ciągłym napięciu, pragnę szukać nawrócenia, aby zdążyć przygotować się na ten najważniejszy dzień mojego bytu - dzień Nowego Życia.

      Grzegorz z Nazjanzu mówił do katechumenów: „Gdyby po chrzcie napadł na ciebie prześladowca światłości i kusiciel - a napadnie, (…) to masz broń, by zwyciężyć. Nie bój się walki! Zasłoń się wodą, zasłoń się Duchem”. Wdzięczny jestem Bogu Ojcu, że wprowadził mnie do Kościoła przez katechumenat. Powoli odsłaniał mi tajniki mego chorego serca. Robił to tak delikatnie, by mnie nie wystraszyć. Choć znał całą moją biedę i mógł w jednym momencie odsłonić mi wszystko, zrobił to powoli „tracąc czas”, angażując tak wielu ludzi, tak wiele historii musiał przewidzieć, aby skrzyżowało się wszystko w najlepszych dla mnie momentach. Momentach, gdy byłem gotowy uznać Prawdę za Prawdę a zło za zło. Hojność Jego jest zaskakująca, inna niż hojność świata czy nawet hojność ojca czy matki, żony czy dzieci. Ta Hojność jest zawsze gotowa stracić tyle ile trzeba, by mnie uratować. Moja hojność przekreślania siebie, traktowania siebie bezczelnie aż po odrzucenie była urojeniem. Gdy zobaczyłem Jego Hojność Miłosierdzia nade mną łotrem, zamieszkała we mnie wdzięczność, która do dziś daje mi siły, by przekraczać każdą konieczną granicę.

      Historia przedstawiona przeze mnie na początku, miała dobry koniec, gdy zdałem sobie sprawę, w jaki spisek zostałem wciągnięty, jakimi uwiedziony kłamstwami, Wtedy wreszcie byłem w stanie wejść w jedność z ojcem. Jestem mu wdzięczny, że przetrzymał wszystkie cierpienia zadane z mojej ręki. Żył potem jeszcze dwa lata i odszedł zadowolony z życia, pojednany z każdym. Wtedy także zdałem sobie sprawę, że jest wielu takich posłańców samego Boga, z którymi ciągle walczę, a wcześniej upokarzałem i zadawałem rany w ich serca. Mam tu myśli moją żonę, Wiolettę, niewidzialną dla świata męczennicę. Moje dzieci, którym zafundowałem tak wiele grzechów i „zmusiłem” do kontynuowania dzieła diabła. Robiłem, co mogłem, mając niewiele Światła, nawet nie widziałem Go w ogóle, często próbowałem Je ujrzeć i ponosiłem porażkę. Niewiele dni spędziłem w jedności z ojcem, ale to wystarczyło, abym zobaczył, że śmierć jest pokonana, że Życie Wieczne istnieje.

      Nie zdążę wszystkiego naprawić. Nie zdążę oddać długów, jakie zaciągnąłem wobec wielu. Gdy mówię co dzień „i daruj nam nasze długi, jak i my darujemy naszym dłużnikom”, to szukam w historii tych, którym nie oddałem należnej czci, za misję, jaką mieli wobec mnie. Potraktowałem ich jak złodziei i wrogów, choć byli wysłannikami Zarządcy, od którego wszystko otrzymałem. Jestem pewien, że Bóg Ojciec zrobi z nimi wszystko, by też
i oni Go spotkali.

      I choć demony czyhają za rogiem poranku każdego dnia, wiem, że przywiązany do Jego planu, nie zginę. Choć szczekają i ujadają ze wściekłości, błogosławię Ojca, że mnie kocha. Próbuję żyć w kruchości, nie ufając sobie. Czy mi się uda? Nie wiem. Kiedyś mój szef (niech Bóg da mu Życie Wieczne) w pracy powiedział: „robisz to wszystko (życie we wspólnocie, przekazywanie wiary dzieciom), ale ci się nie uda”. Idę dziś do przodu i nie rozczulam się nad przeszłością, nie kontempluję moich grzechów. Nauczyłem się tego w górach: kiedy tracę szczyt z oczu (a tracę go wiele razy), tylko następny krok do przodu zrobiony na ścieżce pośród przepaści, doprowadzi mnie w końcu na szczyt.