zbawienne piękno gór
kiedy za horyzont
nasze słońce spada
wtedy płoną moje góry
ogniem który
przepowiada
chłodne chmury
mokre jutro
siąść i patrzeć
w dał bezkresną
kontemplować piękne Dzisiaj
malowane palcem Boga
i nie martwić się o jutro
które nawet nie istnieje
kiedy wchodzę ostrą ścieżką
za mną świerki gdzieś na dole
a potoki coraz mniejsze
przelewają się przez skały
wówczas odsłonięty welon
spada z jasnej twarzy świata
i objawia przestrzeń
i pozwala posmakować
nieskończone życie
Wieczność
moje góry!
czy was ujrzą moje oczy?
tam rodziła się rodzina
miłość i odpowiedzialność
w oddaleniu od gonitwy
tam i czas się też zatrzymał
spuszczał nas ze swojej smyczy
moje góry!
czy was dotkną moje stopy?
tam wyznania otwierały
drzwi zamknięte zimnym kluczem
tam kamienie
nie wtrącały się w rozmowy
okrzyk orła
wznosił głowy ponad szczyty
siąść i patrzeć
w dal bezkresną
w nawias zamknąć chwile życia
i przeliczyć wszystkie długi
i wyliczyć Twoją miłość
i odpocząć w miłosierdziu
no i w końcu
uśmiech oddać mojej żonie