zbawienne piękno gór

Piotr Wojciechowski Drukuj E-mail

zbawienne piękno gór


 

kiedy za horyzont

nasze słońce spada

wtedy płoną moje góry

ogniem który

przepowiada

chłodne chmury

mokre jutro

 

siąść i patrzeć

w dał bezkresną

kontemplować piękne Dzisiaj

malowane palcem Boga

i nie martwić się o jutro

które nawet nie istnieje

 

kiedy wchodzę ostrą ścieżką

za mną świerki gdzieś na dole

a potoki coraz mniejsze

przelewają się przez skały

wówczas odsłonięty welon

spada z jasnej twarzy świata

i objawia przestrzeń

i pozwala posmakować

nieskończone życie

Wieczność

 

moje góry!

czy was ujrzą moje oczy?

tam rodziła się rodzina

miłość i odpowiedzialność

w oddaleniu od gonitwy

tam i czas się też zatrzymał

spuszczał nas ze swojej smyczy

 

moje góry!

czy was dotkną moje stopy?

tam wyznania otwierały

drzwi zamknięte zimnym kluczem

tam kamienie

nie wtrącały się w rozmowy

okrzyk orła

wznosił głowy ponad szczyty

 

siąść i patrzeć

w dal bezkresną

w nawias zamknąć chwile życia

i przeliczyć wszystkie długi

i wyliczyć Twoją miłość

i odpocząć w miłosierdziu

no i w końcu

uśmiech oddać mojej żonie