Sekret VI: Kościół Ciało Chrystusa

Piotr Wojciechowski

 

Pentecoste, ikona z Korony Misteryjnej w Seminarium Redemptoris Mater w Macerata, Francisco (Kiko) José Eduardo Argüello Wirtz

 

Sekret szósty

 

Kościół Ciało Chrystusa

 

«Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił - nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki»

J 6,53-58

 

     W młodości, jako ministrant, gorliwie chodziłem na różne liturgie i wydarzenia Kościoła. Rodzice zamieszkali w parafii w której duszpasterzowali Chrystusowcy. Zgromadzenie skierowane docelowo do pomocy Polonii zagranicznej. Różnili się od prezbiterów diecezjalnych. Większość z nich miała dużą miłość do liturgii i nie towarzyszył im pośpiech w jej trakcie. Dbali o czytelność znaków. W tej parafii odbyło się pierwsze Triduum Paschalne w odzyskanej dzięki Soborowi formie. Na pierwszej w Szczecinie liturgii Wigilii Paschalnej byłem przy poświęceniu ognia i paschału. I choć było jeszcze jasno i nie widać było wyraźnie znaku światła i ciemności, to i tak poruszał mnie ten znak ognia paschalnego kroczącego przez środek zgromadzenia. A potem słuchałem z przejęciem Exultet’u. Każde słowo zapadło w me serce i przez lata powracało. Szczególnie zdanie: „szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel!”

 

     Jako chłopak doświadczałem Kościoła silnego, triumfującego. Kościołów pełnych ludzi na liturgiach śpiewających z mocą. Czułem się w Nim bezpiecznie. Pamietam jak na lekcjach religii, które jeszcze były w salkach przy budynku kościelnym, usłyszałem, że kościół to nie tylko budynek, ale gdy je piszemywielką literą, to oznacza lud Boga, który jest Ciałem Chrystusa. Nie mogłem tego pojąć. Chodziłem z tym pytaniem latami i nie znalazłem światła. Co to znaczy, że jesteśmy Ciałem Chrystusa? Były to dla mnie jakieś tajemnicze rozważania teologiczne nie mające związku z rzeczywistością.

 

     Pamiętam procesje na Boże Ciało. 160 ministrantów ubranych w czerwone sutanny i białe komże, niektórzy wybrani nosili alby. Kilkanaście sztandarów, figury świętych, wstęgi, różańce i rzucone garściami kwiaty przez dziewczęta pierwszokomunijne. Zawsze szła tez orkiestra dęta i nadawała tempo triumfalnym biciem bębnów. Na końcu tego orszaku pod baldachimem kroczył proboszcz trzymając w rękach złotą monstrancję z Ciałem Chrystusa ukrytym w białym okrągłym opłatku. Było mi trudno przekonać rozum, że to jest chleb, bo znałem chleb, jaki co dzień jadłem w domu, ale jakoś się udało. Ale co ten opłatek ma wspólnego z rzeszą tych ludzi, którzy szli w ogromnej procesji przez ulice miasta? Co ma wspólnego ze mną? Z moimi cierpieniami i grzechami?

 

     Jako ministrant „służyłem do mszy” setki razy. Czasem nie przychodzili moi koledzy ministranci na służbę i prosili mnie księża o to, bym został na następną mszę. Bywało, że „służyłem” do 4 mszy na dzień. Przez 11 lat myślałem, że msza jest to zbiór różnych modlitw z tą najważniejszą, zwaną konsekracją, która „magicznie” zmienia opłatek, w niewidzialne dla naszych oczu, Ciało Jezusa. Traktowałem to bardzo poważnie i ze czcią. Uważałem, że robimy właśnie tak, bo Chrystus tak kazał i jeśli ksiądz zrobi wszystko po kolei jak trzeba, to msza będzie ważna i Bóg wysłucha nas i da nam swoje Ciało, by dać nam swoją Boską moc.

 

     Mimo że tak aktywnie uczestniczyłem w życiu parafii i z uwagą słuchałem kazań, nauk, konferencji, rekolekcji, misji i wszystkiego, co było możliwe; mimo że byłem gorliwym ministrantem, to n i k t n i g d y nie dał mi katechezy wtajemniczającej w eucharystię. Wszystko szło do przodu pchane jakąś tajemniczą siłą i nikogo nie obchodziło, co dzieje się w moim sercu. W ten sposób ilu ludzi znajdowało się na mszy, tyle było różnych sposobów pojmowania Boga i grzechu.

 

     Pierwszy raz wtajemniczono mnie w chrześcijaństwo i sakramenty, w tym i w Eucharystię, na katechezach Zwiastowania Wtajemniczenia Chrześcijańskiego zwanego Drogą Neokatechumenalną. Byłem tym bardzo poruszony, że ktoś traci dla mnie czas i życie, bym odkrył misterium Kościoła; że komuś zależy bym otrzymał całą głębię ostatniego Soboru i co najważniejsze, jest gotowy prowadzić mnie przez wiele lat do dnia, gdy urzeczywistni się we mnie Słowo, które dostałem.

 

     W Polsce były pewne próby, aby Sobór Watykański II dotarł do parafii. Nie tylko zewnętrznie przez przestawienie ołtarza, zmianę języka, zmianę kształtu liturgii, ale również, przez wtajemniczenie ludu w ducha Soboru, dając mupermamentną katechezę. Kardynał Karol Wojtyła proponował, by otworzyć Synod w Polsce dotyczący Soboru, lecz jego propozycja została odrzucona. Na koniec zrobił on Synod tylko w diecezji Krakowskiej.

 

     Dlaczego był i wciąż jest taki opór przed Soborem? Przed wyraźną katechezą o eucharystii ukazującą jej głębię i korzenie w passze żydowskiej? Przez krótki czas w programie religii były pięknie skonstruowane tematy opisujące paschę żydowską, seder paschalny i punkty styczne z eucharystią. Szybko je usunięto z programu nauczania. Dlaczego?

 

     Jednym z powodów, iż Sobór z takim oporem docierał w pełni do parafii (może najpoważniejszym) był bardzo duży lęk przed utratą wizerunku Kościoła jaki ukształtowało duchowieństwo przez ostatnie setki lat i naruszenia sprawnie działającej instytucji. Lęk przed skonfrontowaniem się z grzechami, jakie popełnili ludzie Kościoła wobec narodu żydowskiego, jak również wobec wszystkich innych ludów. Musiałby się upokorzyć przed innymi. Jan Paweł II dawał wiele dowodów, że zależy mu na pojednaniu z judaizmem. Miał z tego powodu przeciwników w gronie Kościoła. Sobór wrócił również do struktury wydobywającej na czoło Lud wybrany przez Boga, w którego służbie są prezbiterzy, biskupi i papież jako sługa sług bożych. Do dziś ten model Kościoła jest nieakceptowany przez znaczną większość duchownych jak również wielu świeckich.

 

     Gdyby Bóg nie dał mi Drogi Neokatechumenalnej, nie odkryłbym tego, czym jest Kościół, jakiego chciał Jezus Chrystus. Nie pokochałabym Soboru i nie odkryłbym wybrania do oddania życia, by przekazać Dobrą Nowinę każdemu (co zresztą jest misją każdego ochrzczonego). Gdyby nie Droga, to zostawiłbym Kościół. Usłyszałbym wtedy to, co dziś słyszę wielokrotnie od księży, gdy pytam ich „czy interesują się tymi, którzy odeszli z Kosciola?”: „to jego wybór, to nie moja sprawa”. Gdyby nie Droga, zostawiłbym żonę i żył w cudzołóstwie, bo NIKT w Kościele nie przygotował moich rodziców, by przekazali mi wiarę ani nie zajął się mną osobiście, by wtajemniczyć mnie w sakrament małżeństwa (nie myślę tu o naukach przedmałżeńskich, które są tylko naukami a nie wtajemniczeniem).

 

     Niech nikt nie uważa, że sądzę tu kogokolwiek. Stwierdzam fakty, że stracono piękną okazję od razu po Soborze, gdy lud był zainteresowany słuchaniem i chłonąłby te katechezy. Natomiast część myślała, że Sobór przyniósł tylko zamieszanie i szkody. Nawet poddawano wątpliwość czy tam obecny był Duch Święty...

 

     Dziś wydaje się, że jest już za późno. Dziś lud nie chce już słuchać albo po prostu świat zdążył przejąć serca tych ludzi i zatkać uszy, tak że nic nie rozumieją. Dziś może jedynym ratunkiem dla Kościoła jest prześladowanie na skalę globalną, aby skrystalizować Mistyczne Ciało Chrystusa, podobne w odruchach i myśleniu do Jezusa Chrystusa w całej swej rozciągłości.

 

     Przytoczę teraz fragment homilii Augustyna biskupa, który pokazuje, jak daleko odeszliśmy od eklezjalności Kościoła, czyli od tego, czym ma być Kościół w zamyśle samego Boga. Widać to w homiliach, jakie głosił Augustyn neofitom po zanurzeniu w sadzawce chrzcielnej. Oto fragment takiej katechezy:

»To, co widzicie na ołtarzu Pańskim to chleb i kielich. Mówią wam o tym wasze oczy, wasza wiara natomiast domaga się, abyście w chlebie widzieli Ciało Chrystusa, a w kielichu Jego Krew. (...) A więc chcesz zrozumieć naukę o Ciele Chrystusa, posłuchaj Apostoła, który tak mówi do wierzących: „Wy jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami” (1Kor 12,27). Jeśli wiec jesteście Ciałem Chrystusa i Jego członkami, to wasze misterium dokonało się na ołtarzu Pańskim: wasze misterium przyjmujecie. Na to, czym jesteście, odpowiadacie: „Amen”, a przez tę odpowiedź wyrażacie zgodę. Bo kiedy słyszysz: „Ciało Chrystusa”, odpowiadasz: „Amen”. Bądź więc rzeczywiście członkiem Ciała Chrystusa, aby prawdziwe było twoje „Amen”. (...) Starajcie się to zrozumieć: (...) „Liczni tworzą jedno ciało”. Przypomnijcie sobie, że chleb nie powstaje z jednego ziarna, lecz z wielu. Gdy poddawano was egzorcyzmom, wtedy zmielony was jakby na mąkę. Podczas [zanurzenia w wodach] chrztu zrobiono z was ciasto chlebowe. A kiedy przyjęliście ogień Ducha Świętego, zostaliście niejako upieczeni na podobieństwo chleba. Bądźcie więc tym, co widzicie, a przyjmujecie to, czym jesteście!«

(Augustyn, Hom. 272)

 

     Natomiast w Homilii 227, Augustyn mówi do neofitów:

»Pamiętam o mojej obietnicy. Tym z was, którzy zostaliście ochrzczeni, obiecałem homilię objaśniającą Sakrament Stołu Pańskiego, który teraz tu widzicie, i którego zeszłej nocy staliście się uczestnikami. (...) Powierza się wam w tym chlebie to, jak bardzo powinniście miłować jedność. Czyż bowiem ów chleb uczyniony został z jednego ziarna? Czy nie wiele było ziaren pszenicy? Przez wodę zostały połączone po pewnego rodzaju skruszeniu (contritio). Pszenica bowiem, jeśli nie zostanie zmielona i pokropiona wodą, nie osiąga bynajmniej jednorodnej postaci, którą określa się mianem chleba. Tak i wy przedtem zostaliście zmieleni upokorzeniem postu i sakramentem egzorcyzmu. Przyszedł moment chrztu i zostaliście jakby pokropieni (conspersi), by przyjąć postać chleba. Ale nie ma chleba bez ognia. Co zaś oznacza ogień, czyli namaszczenie olejem /(łac.) chrisma olei/? Tak, sakrament karmi ogniem Ducha Świętego...«

 

     Natomiast Cyryl Jerozolimski mówi w Noc Paschalną do neofitów: „Postaw dłoń lewą pod prawą niby tron, gdyż masz przyjąć Króla. Do wklęsłej ręki przyjmij Ciało Chrystusa i powiedz: „Amen”. Uświęć też ostrożnie oczy swoje przez zetknięcie ich ze świętym Ciałem, bacząc, byś zeń nic nie uronił. To bowiem, co by spadło na ziemię, byłoby utratą jakby części twych członków. Bo czyż nie niósłbyś złotych ziarenek z największą uwagą, by ci żadne nie zginęło i byś nie poniósł szkody? Tym bardziej zatem winieneś uważać, żebyś nawet okruszyny nie zgubił z tego, co jest o wiele droższe od złota i innych szlachetnych kamieni”.

 

     Takie przeżywanie Eucharystii i Kościoła jest dziś dla większości niezrozumiałą abstrakcją. Niektórzy nawet nawet gorszą się taką wizją Kościoła i Eucharystii. Bóg dał mi przeżyć w katechumenacie, prowadząc krok po kroku, do odkrycia wspólnoty jako Ciała Chrystusa. Wtedy Eucharystia przestaje być niezrozumiałym rytem, ale staje się celebracją Chrystusa żyjącego w nas. I nie chodzi tu nawet o to, że po spożyciu Ciała Chrystusa na Eucharystii On jest w nas (choć to też jest prawda i istnieją specjalne katechezy dotykające tego aspektu), ale bardziej, że ten pokarm rodziw nas reakcje człowieka z Nieba, odruchy Życia Wiecznego, czyli samego Jezusa Chrystusa. Paweł Apostoł mówi: „Nie żyję już ja, ale żyje we mnie Jezus Chrystus”. Nie jest to żadna teoria ani metafora, ale rzeczywistość, którą można zaobserwować w historii życia chrześcijanina. Temu właśnie służą skrutynia w katechumenacie, by Kościół mógł zbadać czy w katechumenach rzeczywiście poczęło się Nowe Życie, czy może tylko naśladuje je, ale jeszcze posiada myślenie starego człowieka tego świata.

 

     Boże, jestem Ci wdzięczny, że objawiłeś mi Kościół, jako piękny i żywy. Że zrealizowałeś wszystko, co obiecałeś i stworzyłeś z mojej wspólnoty Ciało Chrystusa. Dałeś mi najlepszą historię życia, by pomogła mi ona doświadczyć i pojąć misterium Kościoła jako Ciała. Jak to dobrze, że dałeś mi się narodzić i żyć w czasach po Soborze Watykańskim II i spośród tak ogromnej rzeszy ludzkości, wybrałeś mnie, moją żonę i rodzinę, by wtajemniczyć nas w rzeczywistość Prawdy. Wyrwałeś mnie z sieci kłamstw, intryg demona. Miłosierdziem zakryłeś moją brzydotę grzechu. Nigdy nie chciałeś zgasić lekko tlącego się płomienia w moim sercu, w gąszczu mego moralizmu, klerykalizmu i antyklerykalizmu; pośród mojego faszyzmu i rygoryzmu i plejady grzechów. Broniłeś tego płomienia i doprowadziłeś, że rozpalił się ogniem wdzięczności. Proszę doprowadź mnie, bym w ostatnim tchnieniu mógł wyznać, że byłeś Dobry. Chciałbym Panie, by wszyscy, których znam, mogli takiego Ciebie poznać.

 

 

miasto

Ps 97, Skalní Město

_____________________________________________

 

jest miasto

skryte przed nami przez wieki

w środku gór

zakryte całunem drzew -

nasz przyjaciel ogień

rozniecił pożar

połknął las

odsłonił drogi i ścieżki

wydobył monument ścian

 

ogromną łuną

zaprosił nas by poznać tajniki

zasłoniete przez lata

odkryć nagą prawdę

ukrywaną latami

wydobyć zapomniane piękno

zmrożonej surowości

 

Skalne Miasto

kościec prostoty

zimne i wilgotne zaułki

labirynt śmierci

skamielina milczenia

dostępna dla cierpliwych

pokornych

gotowych zaryzykować

odsłania ukryte historie

zatrzymane w czasie

 

zakochani w wiecznym pocałunku

wyznają miłość

która przetrwała wszystkie wojny -

jezioro ukryte w dłoniach skalnego szczytu

wylewa na żądanie

krzyk wodospadu -

zamki jaskinie wąwozy

rycerze zastygli w walce

słońce cisza i szelest liści

polukrowany ptasim świergotem

 

dziś nasz świat

zalała rzeka pożogi

by odsłonić odrzuconą Prawdę

wypalić oplatające korzenie zła

i „stworzyć” nową Świątynię

żywych sakramentów zbawienia

 

Wieczne Miasto

niezniszczalne

przepiękne

witane okrzykiem zachwytu

wypełnione ludem

świętych grzeszników

ponadczasowe

odrodzone z ognia odrzucenia

i słusznego oburzenia

 

Eclesia

ta Pani która

zapomniała jak całuje Ukochany

i jak oddać się na łożu Miłości

z zamrożonego serca

zaczyna znów płynąc krew

a w ustach pojawia się Dobro

nogi budzą się i chcą wyruszyć

czekają gdy drzwi otworzy Anioł

i znów będzie piękna

i pociągająca