raj odzyskany

Piotr Wojciechowski

 

raj odzyskany


 

 

jak dać tobie

to co przeżyłem?

jak wejść w twoją skórę

by zrozumieć szczęście twoje??

 

ty

nie odpowiesz mi

ja tobie

tym bardziej

 

jak zamknąć tęskne oczy zakochane

w więzieniu wspomnień i opowieści?

a serce rozerwane rozstaniem

wyrazić wyznaniem?

 

czy można z tobą

zrozumieć się?

przeżyć to samo?

podzielić tą samą wdzięcznością?

wylać łzę

siostrzaną kropla w krople?

 

to nasze pragnienie

by drugi miał

raj

mojej duszy -

by drugi

wspomógł mnie

w piciu mojego kielicha cierpienia - -

ten niepokój

że chyba sami jesteśmy

z naszym światem:

że nikt nie jest w stanie

znać moją duszę - - -

i chodzi krok w krok za nami

ten straszny upiór samotności…

 

- - - -

 

a jednak …

obietnica będąc wierna

wypełniła się księżycowo

swym blaskiem pełni

oświetlając

każdą ze ścieżek

zawiłości dróg

zrozumienia nas

 

a jednak

obietnica nie była fikcją

złudnym marzeniem

płaskim frazesem

wysublimowanym kłamstwem

n i e!

 

a jednak

prawda istnieje

i ma się dobrze

nie zapomniała o nas

choć wydaje się, gdy milczy

że jej nie ma

 

- - - -

 

dziś mam znak dla ciebie:

umarli wstają

ślepi widzą

głusi słyszą

i to … nie koniec

 

wiersz niereligijny

Piotr Wojciechowski

 

wiersz niereligijny


 

Ty Mesjaszu
nie mogłeś zrobić inaczej
jak tylko uratować mnie

nie mogłeś obronić się
przed moja przemocą
i nie dać siebie podeptać

Ty Pomazańcu
nie mogłeś zrezygnować z ostatniego miejsca hańby
i nie zająć tronu rzeźbionego Twoją krwią

Ty Miłośniku Życia
wyrzekłeś się tryumfu wybierając bankructwo
by zadławić Śmierć swoim ciałem

przeznaczony do świętości
wybrałeś totalne bankructwo
by pobrudzić się moimi obrzydliwościami

nie potrafiłeś zapomnieć o mnie
więc zostawiłeś wszystko
by zamknąć się w moim namiocie ciała
by być jedno ze mną

jak to możliwe, by odwrócić się
od takiej miłości?!
powiedzieć religijnie: zrób cud, to uwierzę!
i nie zobaczyć troski
z jaka mnie ratujesz!

Tallin

Piotr Wojciechowski

Tallin


 

dotarłem tam gdzie mój syn:
to -
nic szczególnego
przeplatanie piękna przeszłościa -
to dziś dom dla mojej krwi

 

pośród wytartych wiatrem sosen
i smutnych twarzy bez przyszłości
rozpoczyna przygodę
dobrowolnego wygnania

 

wszystko inne!
a ulubione zostawione!
chyba trzeba coś z wiary mieć
by przepasać oczy i pójść tam
gdzie nie chce nikt

 

co z tego mamy?
jaki zysk?
na ile wyceni nas świat?
uzna nas za bankrutów?
czy zwycięzców?

 

tak wiele chwil
stopionych w ogniu porażek
bezcenny czas życia
oddany bez wdzięczności

 

dotarłem tam gdzie mój syn
zobaczyć odbicie moich pragnień
i duma podnosi moje serce
i pomaga mi
nie wycofać swoich kart
z tej rozgrywki
o wieczne życie

dać się znaleźć

Piotr Wojciechowski

dać się znaleźć


 

nie wiedziałem, kogo szukam?
za czym tęsknię?
i co zrobić?
bo wydawało się
że zapomniał o mnie
cały świat

może dzień za krótki był
a noc za długa
ale wciąż
brakowało mi czasu
by zdążyć przed zachodem
zaspokoić tęsknotę

szukałem

dałem się znaleźć

 

granica

Piotr Wojciechowski

granica


 

odkąd spotkałem Chrystusa
wszystko nabrało sensu
a przyjaciółki: śmierć i udręka
nadały smak życiu

 

i choć spotkałem Go dawno
wciąż nie wiem, kim jest?
i dlaczego tak bardzo
zależy Mu na mnie?

 

wszystko byłoby proste
lecz trujące pouczenie moralizmu
zabija w nas głos
kochającego grzesznika

 

tylko Ty możesz znaleźć ścieżkę
i uwolnić
zmęczoną duszę
zwiedzioną fałszywym Chrystusem

szukanie

Piotr Wojciechowski

szukanie


 

skąd? dokąd?
jak i po co?
czy i dlaczego?

 

szukam co dzień słowa
które pomoże mi żyć
które może uratuje mnie
tego dnia
ochłodzi moje gorące czoło
i da wytchnienie

 

bo jak można żyć
psim życiem
i być zadowolonym?

 

jak można kochać
gdy nie wiem, że żyję
i dlaczego?

 

czy zobaczę
dzieci moich synów?
posmakuję dobrych owoców
a nie gorzkich jagód?
czy dasz mi zobaczyć
że wszystko miało sens
i że coś
udało się i nie poszło na potępienie?

o matematyce

Piotr Wojciechowski

o matematyce


 

 

matematyko życiowa

pochłonęłaś mnie

i patrzyłem na ludzi

przez twą doskonałość

- tak nieludzka -

nie było miejsca u ciebie

na pomyłkę:

nie akceptujesz tych, którzy błądzą

 

matematyko idealna

uwiodłaś mnie

tym swoim tak tak nie nie

w mówieniu prawdy podobna do Boga

tak obiektywna

że nie miałaś nigdy swojego zdania

 

matematyko praktyczna

zdeprawowałaś mnie

oszczędna interesowna

szukająca zysku

zgarbiona nad księgami obliczeń

kochanko pieniądza

 

ja matematyk z wykształcenia

doceniam twoje wielkie zaangażowanie dla nauki

myślę jednak, że mylą się ludzie

nazywając cię królową nauk

 

bezkonkurencyjna przy tobie

i wobec wszystkich twych krewnych bliskich i dalekich

     jest sztuka tracenia i oddawania

     a nie przeliczania tego, co się ma

jest sztuka poznania swojej duszy

niż całego arcydzieła naszego ciała

     jest sztuka chodzenia po wodzie

     niż odkrywania zależności międzygalaktycznych

          to sztuka znana głupim tego świata

          nieznającym Twierdzenia Pitagorasa

          ale Twierdzenie Trójkąta Boga

który wbrew intuicji

ma tylko dwie osie symetrii

przecinające się w sercu

krzyża

naprawdę

Piotr Wojciechowski

 

naprawdę


 

 

zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:

to pewne!

wszystkie nasze pieniądze zbutwieją

upadną wypieszczone domy

a wytęsknione samochody

zeżre szarańcza rdza

 

pamiętajcie!

że mówiłem wam -

życie nasze topnieje

w ogniu przemijania

i nic nie zmieni kierunku biegu

naszych serc

 

zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:

nasze plany to iluzja

o którą toczymy tyle walk tracąc swą krew

nasza młodość trwa moment

a zmarszczone siły odchodzą wypocząć

i nie wrócą

 

weźcie to sobie do serca!

wydarzy się to wszystko

i nie obejrzycie się

a zwiążą nam ręce

przeprowadzą korytarzem spod trybun

na środek areny

przywiążą do zimnego słupa

rozwiną spisane całe życie

szukając przebłysku kochania

licząc wszystkie łzy skrzywdzonych

 

naprawdę mówię wam!

uciekajcie od naszej głupoty

przyklejania serca

do świata

idźcie na górę

wąską ścieżką

gdzie niebo jest bliżej

gdzie powietrze czyste

a słońce świeci zawsze

a życie nabiera smaku

jak złodziej

Piotr Wojciechowski

 

jak złodziej


 

Ty zawsze nadchodzisz niespodziewanie

i zawsze jestem niegotowy

ale nie zniechęcasz się

i próbujesz następny raz

 

od rana do wieczora

zmęczony swoimi grzechami

gubię jasność obietnicy -

wołam i przychodzisz

wierny

 

i choć przechodzisz

przez zamknięte drzwi -

pukasz

i nie zmuszasz mnie do niczego

 

i mam nadzieję

że jak złodziej okradniesz mnie

z moich planów

sądów

i z codziennego chleba moralizmu

 

słuszna bezradność

Piotr Wojciechowski

 

słuszna bezradność


 

 

jestem bezradny

bezradny bez granic

gdy słyszę

jak mówią złe o Tobie

 

przecież wiem

jaki jesteś

jaki byłeś

dla mnie

 

czy ktoś jeszcze

poznał Ciebie takim?

czy ktoś zna prawdę??

czy to wszystko wydarzyło się???

jestem pewien, że tak

 

ale ten krzyk żalu

ciągle w tle zabiera chęć do życia

 

a gołębie nad podwórzem

lecą i nie zdają sobie sprawy

że cierpimy

i że szukamy coś więcej

niż kilka ziaren pszenicy

 

znaleźć! sens

a raczej: odkryć!

ten w bezczasie Twym przypisany

gdzie załamują się wszystkie prawa fizyki

 

jestem dziś bezradny

i cierpię

gdy słyszę jęk dusz wielu

krzyk wyrzutu

że zapomniałeś

że bawisz się nami

ze jesteś zły

 

nie mogę pomóc

ale mogę dać się nawrócić

i w końcu pozwolić

bym tracił życie

kropla za kroplą

malował

czerwony sens istnienia

w ich duszach

koniec świata

Piotr Wojciechowski

 

koniec świata


 

 

zamykają się drzwi

ostatni dzień minął

już więcej słońce nie wzejdzie

ani gwiazdy nie zapalą swoich pochodni

 

wszystko skończone

już nigdy nie powiemy: jutro

nie będziesz czekać na mnie

ani ja na ciebie

 

nie potrafisz tego zrozumieć? -

nie szkodzi

ale na pewno, już zaraz

wszystko stanie się jasne

 

wstrząsający trzask odrzwi

za nami nie został nawet ślad

bo po co, gdy wszystko skończone

i nic nie jest podobne do wczoraj

 

i nadeszło to na co tak czekaliśmy

 

plan

Piotr Wojciechowski

plan


 

i zawsze tak jest -

łzy w samotności

krzyk rzucony w niebo

i jeśli słuszna nadzieja mnie nie opuści

to przywita namnie któregoś poranka

ulga i zadowolenie

że właśnie tak mnie kochałeś

że nie odpuściłeś

by powiódł się misterny Twój plan

ratowania

 

po sobie

Piotr Wojciechowski

po sobie


 

coś trzeba zostawić po sobie

na tej ziemi

mówią: napisz książkę, zasadź drzewo, urodź syna

będziesz żył w pamięci innych

mówią i wracają do swoich pieniędzy

obracając w palcach złamany szeląg strachu

 

co zostawić po sobie?

trzy worki pamiątkowych śmieci?

nieskończony dom oparty o kredyt?

kolekcję skrzywdzonych, odtrąconych i oszukanych

wołających o pomstę do Nieba?

zarośnięty grób?

oddech ulgi "przyjaciół"?

i nie zamknięte najważniejsze sprawy?

 

i zbliża się chwila

gdy wystawią rachunek ostatni

będzie za późno

by oddać dług

i zostawić po sobie

choć najmniejszy ślad miłości

powiedz słowo

Piotr Wojciechowski

powiedz słowo


 

co się stanie

kiedy przyjdzie w końcu koniec

słońce zblednie

gwiazdy wszystkie się rozsypią

 

nasza ziemia popękana

zacznie trząść się już od rana

a ja znowu nie zdążę się spakować

 

i na kartce

skreślę szybko proste słowa

moja miła

zapomniałem się spakować

 

tyle życia przepłynęło poprzez palce

wszystko mi się należało

teraz czasu mi brakuje

 

dzisiaj siedzę

i oglądam zdjęcia z żoną

nasza młodość

jak wariatka wyszła z domu

 

nasze wojny pochowały się po kątach

cisza w domu dzieci nie ma

został grzechów cały worek

 

usłyszałem

że zostało mało czasu

wulkan wybuchł

i kometa spadła blisko

 

jakie wielkie widowisko na arenie

widać wszystko

moich grzechów nie ukryję pod poduszką

 

      zrób ze mną Ty coś

      aby mnie odnaleźć

      pokaż mi jakieś drzwi

      powiedz słowo które mnie uratuje

 

      zrób ze mną Ty coś

      bym wszystkiego nie utracił

      tak niewiele kochałem

      powiedz słowo które mnie uratuje

Antychryst

Piotr Wojciechowski

Antychryst


 

czasem

z wszystkich stron nadchodzą

otaczają mnie jak wilkołaki

syczą i straszą

 

grożą pożarciem

zgrzytem zębów rodzą dreszcze

spychają na krawędź przepaści

i wysysają ostatnie żywe krople krwi

 

czasem

pustka dławi jak złowrogi śmiech

pióra opadają

i gniją przykryte beznadziejnym smutkiem

 

nieeee!

o nie pozwól mi uwierzyć

mojemu Antychrystowi!

 

nie daj mi

przekroczyć granicy

skąd nie ma powrotu

 

szepnij słowo

i naucz mnie chodzić

po wodzie

po płomieniach

po śmierci

 

pamiątka

Piotr Wojciechowski

pamiątka

 


 

przyjechaliśmy

by świętować Twoje urodziny -

wielkie Święto

 

kilka dni zawirowań

i nadeszła

ta godzina zero

gdy świat powinien zatrzymać się

 

czekałem

miałem znów nadzieję

   (już tyle razy wracałem

    z rozczarowaniem)

 

i cud wydarzył się

po cichu zebrałeś nas

razem wokół stołu

dałeś jedność

na te kilka chwil

 

koniecznie

trzeba schować

tę pamiątkę do sekretnika

na przyszłe czasy

zwątpień:

    czy jesteś?

       czy widzisz cierpienie?

           czy panujesz na całą moją historią?

 

 

dlaczego tak kochasz mnie Boże?

Piotr Wojciechowski

dlaczego tak kochasz mnie Boże?


 

Ty zawsze miałeś dla mnie dobry plan

Ty nie zmuszałeś mego serca by kochało

i choć roztrwoniłem wiele dobrych lat

wciąż o mnie myślisz, nie przekreślasz mego życia

 

dlaczego tak kochasz mnie?

 

wiem, że w tej ucieczce miriadów gwiazd

choć grawitacja mnie spycha w otchłań dna

nie, nie zostawisz mnie – duszy mojej w sieci kłamstw

i przyjdziesz po mnie, gdy zawołam z głębi życia

 

dlaczego tak kochasz mnie?

 

wiem, że kiedyś pójdę TAM

gdzie się kończy wszelki czas

wtedy pojmę

jak szeroka, jak głęboka

była miłość Twa

 

wtedy ujrzę całą Prawdy twarz

wszystko jawne na wskroś będzie tam

miłosierdzie

to jedyne pocieszenie

mego życia

zapach gór

Piotr Wojciechowski

zapach gór


 

serce moje ciągle tęskni, by odpocząć daleko stąd

wiatr przynosi zapach świerków razem z ciszą z górzystych stron

i widzę już grzbiety pośród chmur

słońce które właśnie strumień głaska rozgrzewając toń

i twoja twarz obok mojej twarzy

i możemy wyznać wszystko nawet krzyczeć, nie usłyszy nikt

 

dziś za oknem pada śnieg, szybko mrok pod okno przychodzi

a mnie tęskno jest za przestrzenią, która zawsze w doliny schodzi

i widzę już grzbiety pośród chmur

słońce które właśnie strumień głaska rozgrzewając toń

i twoja twarz obok mojej twarzy

i możemy wyznać wszystko nawet krzyczeć, nie usłyszy nikt

 

wyciągnąłem właśnie zdjęcia, każde lato to wyprawa w góry

uśmiechnięte oczy dzieci, opalone twe usta i policzki

i tęsknię już za grzbietami pośród chmur

słońce które będzie głaskać nasze dłonie tak mocno splecione

i twoja twarz obok mojej twarzy

wraca młodość, która znikła, jakby czas cofnął się

 

chodź ze mną dziś

przygoda na nas czeka

zdobyć szczyty gór

chodź ze mną – czas ucieka

i widzę już grzbiety pośród chmur

słońce które właśnie strumień głaska rozgrzewając toń

i twoja twarz obok mojej twarzy

i możemy wyznać wszystko nawet krzyczeć, nie usłyszy nikt

co jakiś czas

Piotr Wojciechowski

co jakiś czas


 

co jakiś czas

ze wszystkich stron

przyciskają mnie do muru i straszą

 

ale ja nie wyrzeknę się Miłości

tej Miłości, która mnie znalazła

i zaopiekowała

 

będę śpiewał o niej historie

długie i przejmujące

prawdziwe i czułe

 

wypiszę jej imię na każdej bramie

i zaczepiał mijanych

by ich również nie ominęło to szczęście

 

w wielkim świecie w świetle jupiterów

ślepi i zagubieni

uciekamy przed samym sobą

 

ale ja nie wyrzeknę się Wieczności

która otoczyła mnie płaszczem

pod którym nie ma lęku

 

Jesteś przepiękna

choć tak niewidoczna

kocham Cię

Ty nigdy mnie nie opuściłaś

 

co jakiś czas

unosisz mnie ponad chmury

i widzę jak przepiękne było wszystko

to, co mi dałaś

 

 

 

 

trochę prawdy

Piotr Wojciechowski

trochę prawdy


 

znów nocą spać nie mogę

zjawiają się ci, których zabiłem

 

stracili życie

nie wytrzymali napięcia

bo powiedziałem:

za dużo

za mocno

bez miłosierdzia

 

jak walec jadę przez ten świat!

i zgniatam maluczkich

 

a gdy potem wracam

by „naprawić coś”

już ich nie ma

a jeśli nawet przetrwali

to gorycz wypaliła im serce -

są wyrzutem mego sumienia

chodzącą zbrodnią

dowodem mego przekleństwa

 

znów nocą spać nie mogę

i jestem sam

z cierpieniem przynaglenia

by zmienić kierunek

i w końcu zostawić

za sobą

siebie

 

o Boże!

twój plan

jest dla mnie zagadką

pozwoliłeś by ci WSZYSCY umierali

jeden za drugim

aby

mnie ratować

 

dlaczego?!

kim jestem?

że tak mnie traktujesz

dlaczego mnie tak kochasz??

 

czy można siadać do stołu

z Piotrem

który zdradził?

bez żadnych wyrzutów

siąść z nim nad morzem

gdy zachód koloruje wycinankę chmur

i zwierzać mu swe tajemnice?

 

znów nocą spać nie mogę

bo wylała się we mnie wdzięczność

że mnie ukochałeś

za nic

 

 

stęskniona bezsenność

Piotr Wojciechowski

stęskniona bezsenność


 

chciałbym żebyś nie stracił mnie

- tak łatwo stracić całość w okamgnieniu

Ty mnie, a ja WSZYSTKO

dlatego trzymaj mnie i nie puszczaj

blisko jest śmierć

a ja nie mam obrońcy

mam tylko słabość i bezradność

 

chciałbym żebyś przeszedł dotykając czule moich ran

dał mi smak sensu wszystek historii

nawlekając na nić korale minionych chwil

jak pamiątki zakochanej

która jeszcze nie wie

że jest kochana

 

bywają chwile

gdy pragnę wykrzyczeć radość

która płynie zmieszana z moją krwią

i karmi moje nieśmiertelne serce

wtedy wiem

że jeszcze chwila

a będę już zawsze

sensownie kontemplował bezgraniczność Twoją

w bezczasowej i bezprzestrzennej rzeczywistości

 

święta historia

Piotr Wojciechowski

święta historia


 

gdyby ojciec, moja matka

nie zakochali się w sobie

moje życie poszłoby inaczej

całkiem

 

i gdyby nie narodziny moich sióstr

które zajęły uporządkowaną przestrzeń

całkiem inaczej wyglądałby mój świat

 

i gdyby nie ty

która weszłaś w ten świat

i zakochaniem odwróciłaś

całą moją dotychczasową aksjomatykę

gdyby nie ty

życie i świat

miałby wciąż początek

w punkcie ego

 

gdyby nie wszystkie grzechy

moja kruchość i bezradność

nie potrzebowałbym

Ciebie

 

gdyby nie czas

gdyby nie przestrzeń

nie wiedziałbym gdzie i kiedy jestem

 

gdyby nie noc

gdyby nie dzień

wszystko dawno by się skończyło

 

gdyby nie On

gdyby nie Bóg

całe moje życie byłoby bez sensu

gdyby nie On

gdyby nie Bóg

nie byłoby mnie

 

jeszcze dzisiaj mamy szansę

wszystko zacząć od nowa

całe życie poukładać

w świętą historię

wolę jednak wiersze pisać

Piotr Wojciechowski

wolę jednak wiersze pisać


 

nie wiem czemu piszę wieczorami

i myślę czasem - tracę czas

a jednak jest coś poważnego

by zrezygnować i przejść obojętnie

obok spotkania

jakie miałem

i nie zostawić po nim śladu

 

niby nic nie wydarzyło się

a jednak nie jest tak samo

jak chwilę wcześniej

a to COŚ jest perłą, którą chcę ochronić

przed zmarszczkami zapomnienia

 

czemu piszę? czemu?

nie mam zachwyconej publiczności

czekającej następnych odkryć

nikt nie czyta

a aplauz to obcy gość w moim domu

 

wolę jednak pisać

zasypiam wtedy spokojnie

po spełnionym obowiązku

wstrzymania ziemi

w pogoni za tanim szczęściem

i wyznaniu

że odnalazłem Prawdę

dziś mam walkę

Piotr Wojciechowski

dziś mam walkę

Dariuszowi, żeby mu się udało


 

spamiętałem tak niewiele

z tego co zrobiłeś dla mnie

nie wahałem się

powalczyć z Tobą

tak kochałeś, że dawałeś się pokonać

i w złudzeniu takich zwycięstw

odchodziłem coraz dalej

 

dziś mam walkę ostateczną

o wybranie

gdy przygniata mnie historia

osaczają straszne twarze

każde słowo nie ma mocy

a ten świat nie obroni i mnie zdradzi

 

rozleciało się naczynie

rysa zgorszeń odstraszyła

słabych i najmniejszych

trudno twarz pokazać

bo nie wierzą

 

czuję oddech mego wroga

i nie mogę spać po nocach

jak wiosenny słowik -

tylko, że nie radość mnie przepełnia

ale boleść

której rana wypełniona jest

czekaniem:

czy nadejdzie pomoc?

 

jutro wstanę znów mądrzejszy

o te kilka godzin zmagań

z sobą samym

o tę odrobinę cierpień

i rozpalisz Boże, we mnie

znowu wierność

 

dziś mam walkę ostateczną

i postawić trzeba wszystko

stracić wszystko

nawet wiersze

i tęsknotę

zostać z niczym

w Twoją twarz spoglądać

dożyć wieczność

schodząc w otchłań

i wychodząc potem

jak poprzez ogień

do mojego nieba

męczeństwo

Piotr Wojciechowski

męczeństwo


 

z nocy w noc przechodzę

a po drodze

karmię światłem

serce moje

by przetrwało

nocną zmorę

 

zapukają tu do drzwi

i zrywają nas ze snu

aby strachem

karmić szczęście moje

ukraść perły twoje

 

co z nas pozostanie

gdy odnajdą nas

w kałuży krwi

zlinczowanych

sprawiedliwym prawem?

 

w męczenników korowodzie

znajdę miejsce swoje

wymodlone

pospolicie odrzucone

jako kara za niewinność

w świecie pełnym zbrodni

zabierz mnie

Piotr Wojciechowski

zabierz mnie


 

zabierz mnie z tego świata

a ze mną żonę i dzieci i wnuki

nie pozwól nam ukraść sobie szczęścia

i w porę wyprowadź nas

z krętych ścieżek wahań

 

niech zaświta w naszych duszach

światło spokojnych oczu

pośrodku zaskakującej historii

by nie pękły nam serca

gdy znika zwycięstwo

a upadek ściska wnętrzności

 

zabierz mnie z tego świata

och zabierz!

i tak muszę stąd odejść

 

wiem, że masz tam dla mnie

niekończącą się przygodę

przeprowadź mnie łagodnie przez śmierć

bankructwo

Piotr Wojciechowski

bankructwo


 

znikąd nie widać Ciebie

i nie słychać pocieszenia

a troska stała się wątpliwa -

stopniała

i zmieniła się w łzy

 

dodają odwagi:

a wnętrzności skręcają serce

zapraszają by czekać:

a myśli tupią kopytami

zwariowanych bestii

 

wyrasta ciemna pewność

że nic już nie da się uratować

zniszczone wszystko

co można ocalić

spalone, czym można było się cieszyć

 

przyjdziesz?

czy wytrzymam ten ból bankructwa?

widok zgliszczy i pożogi

mojego życiowego planu?

gdybym

Piotr Wojciechowski

gdybym


 

 

gdybym Cię nie spotkał

nie zmieniłbym kierunku

i zaprzepaścił moje całe życie

poszłoby tam, skąd nie ma powrotu

 

gdybym Cię nie usłyszał

nie uslyszałbym płaczu

skrzywdzonych przeze mnie

ani pukania śmierci do moich drzwi

 

gdybym nie zobaczył Ciebie

nie zrozumiałbym życia

dlaczego takie, a nie inne

ani dokąd zmierzam

 

gdybym nie otworzył drzwi

gdy pukałeś

byłbym dzisiaj rozszarpany

i porzucony koło drogi

bez nadziei na miłosierdzie

 

gdybym Cię nie dotknął

nie poznałbym Ciebie

ani siebie samego

i szukałbym krwi

dla spragnionego egoistycznego seca

 

rozdarcie na progu świata

Piotr Wojciechowski

rozdarcie na progu świata


 

już czekają na brzegu

żagle cicho szeleszczą

by wypłynąć

na niekończące się wody

 

zostawić

niedokończone poematy

klucze na dnie szuflady

niedomknięte odpowiedzi

i ślady porażek ...czy zwycięstw

 

kto może przeniknąć

sens każdego oddechu?

i wydać słuszny wyrok

czyudało się?

 

i gdy fale uderzają o burtę

klaszcząc,wtórująnaszym krokom

serce staje przed nieznanym

z lękiem idziemy na przystań

gdzie już czekają na brzegu

 

za nami echo ściga nas

wątpliwościamiprzyjaciół

wystawia na próbę

wszystko co stworzyliśmy

nacinając wiotki pień

naszego istnienia

 

światło odbija się

od glazury toni

wyznaczając ciepły ślad

zachęcając, by odbić od brzegu

i rzucić się

w ostatnią przygodę

ekscytującejwieczności

bez powrotu

 

nadzieja

Piotr Wojciechowski

nadzieja


 

gdy zakwitną pierwsze drzewa

a kos miłość swoją wyzna nocą

łatwiej będzie cię przytulić

ucałować dawne blizny

i pokazać prawdę

której nikt nie widział

jak to było

co naprawdę chciałem

jaki grzech ukryłem

jak niewiernie wybroniłem się

przed potępieniem twoich oczu

 

bo gdy wiosna bije w dzwony

wszystkich serc

łatwiej słuchać i wybaczyć

 

gdy nadzieja rodzi się

nie jest głupia

i pomaga wracać do prostoty

z tobą zacząć nowy dzień

nową chwilę

wyliczonych wszystkich chwil

aby przeszła do wieczności

 

 

biegnąc

Piotr Wojciechowski

biegnąc


 

z zapartym tchem

na słowo honoru

z wielką nadzieją i ogniem

biegnę

 

pociągniętyzapachem

słodkich szeptów

i kolorami

wydobytych z mgły

podążam bezustannie

 

i mijam wielu

i czas przeciągam

na swoją stronę

by mi serwował

świeże niezmącone

wyznania

 

z zapartym tchem

biegnę

do celu

 

co by było?

Piotr Wojciechowski

co by było?


 

co by się stało, gdybym Ciebie nie spotkał?

gdybyśmynigdy nie spojrzeli sobie w oczy

nie podali sobie ręcei wyruszyli w tę przygodę

która zawsze kończy się śmiercią?

 

co by się wydarzyło, jak poszłyby ścieżki życia?

kogospotkalibyśmy? z kim darlibyśmy koty?

za kim tęsknilibyśmy? kto by czekał na nas

codziennie w drzwiach?

 

co by było, gdybyśmy minęli się niechcący?

i poszli w wieczność bez żadnych wspólnych zdjęć?

wspólnych kolacji, bez wspólnych dzieci - co było?

kto może nam odkryć tę tajemnicę? kto?

 

gdyby życie moje było inne

nie byłoby i mnie

nie byłoby Ciebie

nie byłoby świata który dziś znam