UWOLNIONE TAJEMNICE
Uwolnione Tajemnice
nie powstrzymasz
za długi wiersz
tajemnica
co mi po tym o Boże?...
wybaw mnie
nagle...
dzień zaślubin
tamci i my
odpowiedź
chodź ze mną chodź
teoria spisku
bezsilność
kochana, już wiosna
myśląc o potomnych
zwycięstwo
po co się urodziłem?
wdzięczność
oczekiwanie
Ave Maria
### (niech uciekną...)
pragnienie
oddać cztery razy
ciągłe pytania
za ścianą
bardzo powoli
za nami miłość - przed nami miłość
dzień końca świata
pokuso subtelna
przewrotność
tęskno mi
gubię chwile
...gdzie miłość odnajdę?
tajemnice
siostro ostatnia
Ruanda
zostawić siebie po sobie
kiedy słońce już zachodzi...
las
jeden dzień
tu gdzie żyję
wątpliwości
biedaczkowie
sukces
Loreto
gdy nadchodzi Syn Człowieczy
ostatnie metry
tak wiele, tak późno
co powiedzą
wielcy
moje życie
prawie sam
gdy starość puka w zegar
powrót
głębokie fale uczuć
bicie serca
niewygodni
pytanie
nasz świat
oszukani
Niebo
dialog
czekając na wiosnę
nie powstrzymasz
nie powstrzymasz
Kochana moja nie powstrzymasz wiosny
gdy nadchodzi...
cały świat otwiera przed nią
zamknięte na klucz
tajemnice
nie zatrzymasz rozgrzanego lata
gorących podmuchów wiatru...
płoną płatki kwiatów kolorami
zatrzymują stęsknionych miłości
na chwilę marzeń
Kochana nic nie zrobisz, gdy jesień
przykleja się spadającymi liśćmi
do twarzy...
przemoczone myśli
wypływają z nas jak łzy
a gdy zima niespodziewanie pojawi się
zamknie historię w kryształy lodu...
wtedy wezwie mnie Strażnik Życia
i odejdę bez pożegnania
by rozpocząć
Wiosnę za którą tęsknię -
za długi wiersz
za długi wiersz
rodzina - przerasta mnie
praca mnie przerasta
przerasta mnie wstawanie rano
i ludzie mnie przerastają
radość - przerasta mnie
życie mnie przerasta
przerasta mnie cierpienie
i miłość mnie przerasta
oprócz moich grzechów
nic nie jest na wymiar
tajemnica
tajemnica
to dla ciebie tyle nocy nieprzespanych
i odeszło w dal wiele marzeń
i znosiłem wiele cierpień, upokorzeń
wiele potu z krwią wylałem
to dla ciebie przekreśliłem pragnienia
usunąłem w cień wielkie plany
świat ci co dzień malowałem
dałem wszystko to, co miałem
a dziś serce rozdzierają
twoje słowa, twe spojrzenia
ból mnie pali w głębi duszy
kiedy drogę swą wybierasz
tu jest wielka tajemnica
wybierania
i wolności
lecz nie spodziewałem się
że tak przyjdzie z cierniem sercu
co mi po tym Boze?...
co mi po tym Boze?...
co mi po tych wszystkich wielkich skarbach
pozbieranych przez te lata
które przeszły z nagła
jak wiosenna burza...
tych pamiątkach bardzo cennych
tej wygodzie wymarzonej
tych sukcesach i oklaskach...
kiedy puste serce jęczy
cierpi, bo nie kocha...?
co mi po tym, że zdobyłem tyle szczytów
tyle krain dotykałem
tyle ludzi oswoiłem
do swojego nieznośnego charakteru...
tyle czasu poświęciłem
mojej pracy i pieniądzom...
kiedy nie ma we mnie ż y c i a
i zarażam wszystkich wokół
chorobami śmiertelnymi grzechu...?
co mi po tych wszystkich wielkich skarbach
pozbieranych przez te lata
które przeszły z nagła
jak wiosenna burza...
wszystko marność
w i e l k a marność
gdy Cię nie znam
kiedy nie wiem
że mnie kochasz...?
wybaw mnie
wybaw mnie
nie mogę pojąć Twych ruchów
w grze o moje życie
wciąż wydaje mi się
że przegrałem
już dziś
nie mam odwagi
by stawić czoła wrogom
z nadzieją, że pojawisz się
we właściwym momencie
by zwyciężyć
ktoś ściska mą szyję
i nie pozwala
nabrać oddechu
by wydobył się ze mnie
krzyk błagania o pomoc
nie mogę pojąć Twych ruchów -
wciąż przeszkadzam Ci
byś dokonał ze mną
metanoi mego życia
nie mogę pojąć sam siebie
dlaczego nieodparcie dążę
ku przepaści
wbrew pragnieniu by istnieć
ratuj mnie o Nieskończony
któremu na mnie zależy
wybaw mnie
od idiotycznej agonii duszy
w połowie życia
tuż przed śmiercią
nagle...
nagle...
nagle wszystko leci z rąk
trudno myśli pozbierać
sami z własną samotnością
spieramy się o pierwszeństwo
nagle świat przechyla się
i niebezpiecznie wykrzywia
wszystkie nasze myśli
na wszystkich naszych drogach
wywraca drzewa
i przyjaźnie
nagle wydaje się nam
że już gorzej być nie może
że nikt nie uratuje nas
gdy ziemia w konwulsjach
otwiera swą gardziel
nagle historia dziwnie zmienia tory
wychodząc poza granice
naszych przewidywań
i okazuje się, że wszystko szło dobrze
że Ktoś przemyślał
każdą naszą chwilę
by zaprowadziła nas do szczęścia
dzień zaślubin
dzień zaślubin
i powoli rozchyliły się skrzydła drzwi
wpadło ciepłe światło na posadzkę
i weszliśmy jak po mgle
niezauważalnie opuszczając hałas świata
zamykając rozdział życia
doszliśmy do schodów
mijając po drodze twarze przyjaciół
słuchając śpiewu aniołów
i własnych oddechów
pełni byliśmy strachu
i pytań: czy wydarzy się cud wierności?
czy wytrwamy pomimo cierpień?
czy to ty dla mnie?
czy ja dla ciebie?
czy razem to my?
i wtedy spadł z Nieba
płomień pewności
że i tak nie ma to znaczenia
że wszystko to chwila
w której warto robić to
do czego popycha nas
niewidzialna ręka Opatrzności
by spełnić plan cierpienia -
nawrócenia swojego serca
wyszliśmy z kościoła
życzenia uśmiechy kwiaty
w orszaku kroczyliśmy do domu...
niesamowity dzień
w którym zrobiliśmy krok
pierwszy krok
za delikatnym głosem Miłości
w cieniu wielkich oczekiwań
i pragnień
wszystkie zwiędły -
Miłość wygrała
tamci i my
tamci i my
opowieści o ludziach z sercem głębokim
przekazują sobie z pokolenia na pokolenie
Ci którzy tęsknią za świętością -
"jeżeli Im się udało, dlaczego nie może się udać nam?"
- pytają siebie...
"jest przecież gdzieś droga, która prowadzi do szczęścia..." -
Tamci doszli do kresu niemożliwości
przeżywając to samo co my:
wątpliwości, kruchość i samotność
pokonali lęk przed nieznanym
spalili wszystko w ogniu miłości
by nie tęsknić za światem
zdobyli nieśmiertelność
...a my?
odpowiedź
odpowiedź
pytasz - co u nas?
u nas dużo się zmieniło
uspokoiły się rozdrażnione serca
wargi zaciśnięte złagodniały
wypogodniał wzrok
już nie jesteśmy młodzi i gniewni
wykarmieni cierpieniem
złożyliśmy broń
by odbudować
zniszczony przez nas świat
i tak dzień za dniem
schodzimy z cokołu
i postrzegamy świat
z perspektywy innych
żyjących blisko nas
a wszystko
to dzięki lekarstwu
udręki
zranienia
niepowodzenia
które przyszły z Jego
Świętej Woli
pytasz: „czy Go znam ?”...
...ten kto pyta, nigdy Go nie znał
chodź ze mną, chodź
chodź ze mną, chodź
mówili do nas tyle razy
nie uda się
to niemożliwe
i chcieli zabrać
zabrać nam naszą nadzieję
na dni szczęśliwe
my odpowiadaliśmy im
że się mylą
i zobaczą
gdy wrócimy z tej przygody
zadowoleni ze swego życia
to co nam dodawało sił
w tej podróży
to była miłość
za którą tęskniliśmy tyle lat
i do nas przyszła
i nas zbawiła
chodź
ze mną chodź
wyruszmy w tę wielką przygodę
razem
teoria spisku
teoria spisku
skradają się ludzie w ukryciu
gorliwie obserwują -
(infiltracja nigdy nie śpi)
tkają scenariusz prowokacji
tak, by każdy uległ złudzeniu
że jest stwórcą
przełomowych chwil historii
przenikają przez szczeliny serca człowieka
ciągną niewidoczne sznurki
przekonując o słuszności
prawości, konieczności działania
mistyfikacje
tryumfy, upadki
zamachy, rewolucje
raporty, wywiady -
reżyserują każdy krok
pozwoliłeś Boże dziś im tryumfować
lecz przyjdzie dzień
gdy zobaczą
w dniu ostatnim
że służyli Tobie
dlatego proszę
broń mnie przed sądem
władców i polityków
by nie okazało się
że byłem przeciw Tobie
bezsilność
bezsilność
co mogłem zrobić?
czy mogłem w ogóle zrobić coś?
wtedy, gdy nie poszło jak zamierzałem
rozmawialiśmy o tym co trudne dla nas
i nie mogliśmy się spotkać
na końcach zdań
...czasem tak jest
iż mamy nadzieję, że słyszą nas
a jednak
potok słów przesyłamy w próżnię
jak fale radiowe wysyłane w kosmos
w poszukiwaniu innych cywilizacji
co mogłem zrobić?
dziś już wiem, że nic
oczekiwanie daje szansę
że ktoś naprawi uszkodzone
mechanizmy serc
zanim znów nie spotkany się
przy gorzkiej kawie
kochana, już wiosna
kochana, już wiosna
już dni coraz dłuższe
powietrze coraz cieplejsze
oddychamy szybciej
gdy widzimy pąki na drzewach
ptaki wychodzące z ukrycia
i przytulone pary zakochanych
nie płacz kochana - nie płacz
czy nie udało się? - nie wiemy
nie jest tak jak chcieliśmy
jak pragnęliśmy... o tak...
już wiosna puka w okno
i chce w nas ogrzać
drobinę nadziei
którą uratował Bóg
w te zimne tygodnie
mierzone uderzeniami łez
już dni coraz dłuższe
i świat barw nabiera
motyle przynoszą tęsknoty
na kolorowych skrzydłach
oddychamy szybciej
i głos nam drży
gdy ktoś puka do drzwi...
myśląc o potomnych
myśląc o potomnych
co pozostawimy tym
którzy po nas przyjdą?
spaloną ziemię
zazdrości ogniem?
i oddech strachu?
i piołun zdrady?...
daliśmy sobie
serca rozerwać
i ogień duszy wygasić
oczy zawiązać
język wypalić -
karmieni co dzień
zatrutym chlebem...
i tylko nieliczni
wyrzekli się świata
za cenę wzgardy
nosząc ubóstwo
zawsze przy sobie
bronili Życia
które w nich było
dla nich to przeznaczone
odsłonić innym
prawdziwy pejzaż
otworzyć wrota
pochodnie zapalić
by uratować
stęsknionych miłości...
co pozostawimy tym
którzy po nas przyjdą?
czy obronimy skarb
krwią dla nas zdobyty?
drogę do naszej
Ojczyzny?
zwycięstwo
zwycięstwo
dlatego, że dziś nam się nie udało
nie ma co szat rozdzierać
i rwać włosy
obserwator naszych niepowodzeń
myśli, mówi do nas:
to utopia!
marzenia ściętej głowy!
jak możecie tak żyć?
tak tracić czas swego istnienia?
w pogoni za wiatrakami
to zwykła fantasmagoria
ale my
spróbujemy jeszcze raz
i jeszcze raz
dzisiejsze niepowodzenie nie przekreśla jutra
żyjemy dla tej chwili
zwycięstwa
decydującego zwycięstwa
po co się urodziłem?
po co się urodziłem?
urodziłem się po to
by spotkać wszystkich, których spotkałem
przejść dzieciństwo bez trosk -
co dzień nowe wielkie odkrycia...
usłyszeć w młodości swój własny głos
posmakować udręki bezczelności
i słodyczy zakochania
urodziłem się po to
by ciebie spotkać i ciebie kochać
by kochać nasze dzieci
wspólnie mieszkać i żyć
urodziłem się po to
by moja wina stała się błogosławiona
a cierpienie, choroby i starość
wycisnęły ze mnie łzy żalu
i pokorne słowa wybaczenia
urodziłem się po to
by dzień po dniu odkrywać
że wszystko istnieje w innym celu
niż myślałem
i że rzeczy mają się inaczej -
wszyscy idziemy do ziemi
której nie znamy
urodziłem się po to
by dojść do dnia, gdy umrze we mnie ciało
i dotknie je proces rozkładu
a serce przejdzie przez ogień
by znów się urodzić
wdzięczność
wdzięczność
serdecznie dziękuję Ci
za odnalezienie mego miejsca
pośród tak wielu istnień
pomiędzy ludźmi najlepszymi dla mnie -
mego miejsca na ziemi
za przeprowadzenie mnie
przez tysiące niebezpieczeństw
do dzisiejszego dnia
bez ran na nogach
za delikatną troskliwość
jak gdybym sam płynął
pod wiatr
pociągany ciepłem światła
chcę wyrazić szczerą wdzięczność
za lata cierpliwości
i ciągłego dodawania
nadziei i odwagi
i za miłość której nie rozumiem
i pojąć nie mogę
i cierpienia których się lękam
i darowanie wszystkich moich długów
oczekiwanie
oczekiwanie
proszę daj mi przetrwać
ten trudny czas
nacięty jak kora
chwilami wytchnienia
gdy wypływają z serca krople słodyczy
reszta to gorycz
przerastających mnie wyborów
kroków robionych w wielkim zmaganiu
proszę pociesz mnie
bym nie cofnął się
przed jutrem
wytrzyj z moich ust
słone krople zwątpień
przemów znów
by podtrzymać życie
które drży od chłodu
proszę pozwól przetrwać do jutra
Ave Maria
Ave Maria
świerszcze grały nam
jaskółki zataczały koła
gdy prowadziłeś nas przed ołtarz
kwiaty tego dnia
obudziły swe dusze
by napełnić pięknem
wnętrze kościoła
a słońce przechodziło samo siebie
konstruując witraże
na naszych oddechach
i choć nie było dużo gości
choć fałszowały skrzypce
i nie było hucznego wesela
był to dzień
nierówny innym...
----
i dziś
po wielu latach jestem pewny
że był to największy cud w moim życiu
gdy pierwszy raz
pojawiła się we mnie wiara
i gdy modlę się
chcę Ci wyznać:
najpiękniejsze życie
podarowałeś mi
w każdej kropli chwili
i Tobie dziękuję
Piastunko moich kroków
że nas przenosiłaś
ponad szczytami cierpień
-----
świerszcze grały nam
jaskółki splatały koła
kwiaty pachniały słodko
przeczuwając
że Niebo nadchodzi...
### (niech uciekną...)
###
niech uciekną me marzenia
niech nie męczą mnie już więcej
pragnieniami
tęsknotami
za spełnieniem życia
które nigdy nie nadejdzie
niech odejdą wielkie plany
które snułem w młodych latach
nawiedzony
chciałem dać się ukrzyżować
wszystko oddać
dla Miłości
ale Miłość przyszła całkiem inna
niż ją sobie wymarzyłem
z twarzą taką
w jaką nie chcę patrzeć
z głosem który ból zadaje
zostaw tylko w mojej duszy
to pragnienie
tę tęsknotę
że Cię spotkam
że pokocham jeszcze tutaj
Nieba dotknę
pragnienie
pragnienie
...i wyprowadzili Go poza miasto...
co mi po tym wszystkim co mam
gdy Ty daleko jesteś...
nie mam radości z życia
bo odsunąłem Cię
byś mi nie przeszkadzał -
zbyt wiele pokrzyżowanych planów
zbyt wiele nagłych przeciwności
- tam gdzie Twoja obecność
co mi po tym wszystkim co mam
gdy Ty daleko jesteś
wyprowadzony poza miasto...
nie mam lekkości serca
i wszystko jest tak ciężkie
że przerasta
bo łudziłem się wiarą w siebie -
pozwalałeś mi skosztować
tych wielu łez
co mi po tym wszystkim co mam
gdy Ty daleko jesteś
wyprowadzony poza miasto
na ukrzyżowanie
dlatego dziś zdecydowałem
ukorzyć się u Twych stóp
krwawiących
za piekło mych grzechów -
pozwalałeś błądzić abym odnalazł w końcu
źródło Twego miłosierdzia
pod krzyżem moich cierpień
odddać cztery razy
odddać cztery razy
poniedziałek 04.06.2007 g. 21
wczoraj byłeś u nas
chciałeś zawitać w nasz dom
przebywać pośród naszych grzechów
jak Zacheusza nawiedziłeś
usiadłeś tak z nami do stołu
ucztowaliśmy
śpiewaliśmy
opowiadaliśmy o nas
wdzięczni, że jesteś z nami
że spojrzałeś na nas
wielka to miłość:
nie wspominasz błędów
i zawsze na nowo
rysujesz przed nami z zaufaniem
nowe piękne plany
wczoraj był ten jeden
z najcenniejszych dni
gdy Niebo zeszło na ziemię
rozmawiało z nami
służyło jak królom
poruszając serca głęboko
delikatną miłością
zostawiło ślad
niezniszczalny
pamiątkę ukochanego
ciagłe pytania
ciagłe pytania
ty i ja
światy dwa tak różne
tak dziwne
tak niepojęte
dlaczego poszłaś ze mną w tę wyprawę?
mogłaś milej przeżyć kawał życia
mniej cierpieć
mniej łez wylać
co się stało, że odważyłaś się
skręcić z twojej drogi
i pójść ścieżką tak niepewną?
ty i ja
tyle lat ciągle razem
tak dziwne
tak niepojęte
wielka tajemnica
mojego życia
za ścianą
za ścianą
niewielkie myśli
mały świat
noc długa
krótki dzień
te same godziny
wyjście
powrót
sen
wyznaczone ścieżki
drzwi
schody
klamka
kuchnia
łóżko
a gdzieś
za ścianą
po drugiej stronie ulicy
nuci melodię
szczęście
twoje
wystarczy
raz
zmienić plan dnia
raz przejść
przez zimną ścianę
na drugą stronę
wskroś
żelaznej stabilizacji
bardzo powoli
bardzo powoli
bardzo powoli
przychodzi do nas
uspokojenie pragnień marzeń
wszystkiego co wydaje się nam
że musimy zrobić
bez czego szczęście nas opuści
bardzo powoli
dajemy przekonać się
że niekoniecznie świat się zawali
i stracimy coś cennego
gdy zapuka do naszych drzwi
cierpienia dama
bardzo powoli
odkrywamy nowy świat
choć tak bliski
to niewidoczny dla wielu oczu
w którym wszytko
staje się pragnieniem
słodką chwilą ukojenia
bardzo powoli
umieramy
przez całe życie
by powoli zdać sobie sprawę
że jeszcze nie żyjemy
lecz w bólach rodzenia
zbliżamy się do dnia
urodzin
za nami miłość - przed nami miłość
za nami miłość - przed nami miłość
czy przyjdzie wiosna?
czy przyjdzie marzec?
nasze marzenia dawno ucichły w nas
i tylko czasem gdy słońce się budzi
one się budzą na nowo w nas
czy znowu się zakocham?
będę liczył minuty?
z kwiatami czekał na rogu ulicy
by cię zaskoczyć swoją miłością
by ci pokazać jak bardzo tęskniłem
nie przyjdzie już wiosna
nie przyjdzie już marzec
bo życie dla nas coś więcej już znaczy
wspólne cierpienia bardziej smakują
niż najgorętsze zakochanie
usiądź koło mnie
i przytul się do mnie
spójrz w oczy życiu
było dla nas dobre
kwiaty już zwiędły i młodość przekwitła
a moja miłość wiąż swieża do ciebie
dzień końca świata
dzień końca świata
liczyłem dni do końca świata
według sprawdzonych wzorów
przepowiedni, znaków na ziemi i niebie
biorąc pod uwagę dopuszczalny błąd θ
czyli miłosierdzie
i uwzględniając również
przyspieszenie wywołane wolnością człowieka
i niestety
za każdym razem
wynik różnił się od poprzedniego
i choć starałem się uwzględnić
wszystkie możliwe okoliczności
i ich wpływ na dzień armagedonu
dochodziłem wciąż do rozbieżnych konkluzji
kiedy usiadłem wieczorem
odpocząć po całym tygodniu pracy
słońce rozpoczęło spektakl przemijania
z wielkim rozmachem
w pięknej scenografii
i zachowaniu równowagi i harmonii kolorów
zdałem sobie sprawę
gdzie „spaliłem” przewód mych dociekań
wyznaczając ten sądny dzień
korzystałem z analizy przeszłości
moich wniosków i spostrzeżeń na jej temat
nie uwzględniając
że każda następna chwila
może przynieść nieoczekiwane w skutkach
niespodzianki
traktując przeszłość jako zamknięty, pełny i spójny
zbiór wydarzeń historii świata
pomijając najistotniejszy
najsilniejszy wpływ lat i dni
czasów ostatecznych
których nie można wykluczyć
z całości obliczeń
pokuso subtelna
pokuso subtelna
uśmiechasz się
i tańczysz lekko przede mną
zaczepiasz rzęsami
wzrokiem przyklejasz się
do policzka...
kobieto ponętna
pokuso przeklęta
tyle razy zwiodłaś mnie
na ścieżki grząskich zatraceń
a w gęstwinie
zamieniałaś się w demona
wypijałaś z duszy
słodycz niewinności
uśmiechasz się
i nieśmiało prosisz
tylko o jeden taniec
a potem znikasz...
znam cię
kobieto miła
wiedźmo skryta
jak dotkniesz - zabijasz
pożerasz swych kochanków
upajasz się
ich ostatnim oddechem
uśmiechasz się
i płaczesz czule
gorącymi łzami
i cicho prosisz
by przytulić cię choć chwilę...
obym nie dał się nabrać
na twe zaloty
i czułe słówka
na ciebie jedna jest obrona -
szczere łzy żalu
nad grzechami
precz pokuso subtelna
poczwaro ciemna
przewrotność
przewrotność
sady zakwitły
noce rozgrzały
wróciły bociany
a czas roztopił
zmrożony kurz nostalgii
wszystko nakarmiło tęsknotę
za życiem
tylko człowiek
zmroczony krąży
po koleinach sabotażu
własnego istnienia
utrwalając wciąż w sercu
niechęć do życia
tęskno mi
tęskno mi
tęskno mi za górami
przestrzeniami głębokich dolin
wąskimi ścieżkami nad kroplami potoku
kamienistymi zboczami
i cudownymi zachodami słońca
tęskno za kępami kosodrzewiny
gdzie zmęczenie zmieszane z potem
rozpływa się
wraz z nurtem obłoków
ponad nami
tęskno za ciszą
z nutą szelestu orlich skrzydeł
szmerem wody przelewającej się
pomiędzy labiryntem skał
i lekkimi akcentami
kroków
tęskno za podróżą
w świat wolny od pogoni
za niczym
gdzie wskazówki
przesuwa powoli tarcza słońca
gdzie ludzie cieszą się
na widok człowieka
tęskno mi i nie wiem
czy dotrę tam jeszcze
bo sił mi ubywa
i kruszeją kości
a czas kurczy się jak wyschła pomarańcza
a trzeba jeszcze tak wiele
wiele zrobić
by zdążyć przed ostatnim
uśmiechem...
by zamknąć swą księgę kochania
gubię chwile
gubię chwile
gubię chwile
tak misternie konstruowane
planowane od tysiącleci
głębokie i niezbadane
gubię chwile
mojego krótkiego życia
bo wspomnienia spala
kruchość pamięci
i niewiele pozostaje
za rok dziesięć
gubię chwile
najcenniejsze
Twą czułością naznaczone
Twą miłością
jak klejnoty
wypadają
gdzieś po drodze
gubię chwile
bezpowrotnie...
i co robić żeby nie zgubić życia?
bezpowrotnie?
jak zatrzymać niezniszczalnie czas?
żeby się palił w moim sercu
cichy ogień
twoich śladów?
...gdzie miłość odnajdę?
...gdzie miłość odnajdę?
moje słowa
choć bardzo prawdziwe
ludzi ranią
bo miłości w nich nie ma
i wymagania moje
dobre, przemyślane
łamią ludzi
bo miłości w nich nie ma
a decyzje moje
tak głęboko rozważane
krzywdzą ludzi
bo miłości w nich nie ma
moja pomoc
tak gorliwa
wciąż krępuje ludzi
bo miłości w niej nie ma
a modlitwy moje
wyrzeczeniem posolone i jałmużną
powracają do mnie
bo miłości w nich nie ma
tylko grzechy
tylko grzechy błogosławione
bo je wziąłeś na krzyż
tajemnice
tajemnice
pierwsze lata
trudny czas
walk i wyrzeczeń
ucieczek i powrotów
nadętych racji i grzesznych wyborów
niewiele było chwil
na tyle słodkich
by nauczyły nas uśmiechać się
niewiele pewności
w sercu
że wszystko idzie dobrze...
ile razy myślałem:
co zrobiłem?! następna porażka w życiu!
lepiej by nagle wszystko
urwało się -
przerwać tę pokręconą historię
- a marzenia...?
ach!
ale
dzięki Bogu
jakoś przeżyliśmy jeszcze jeden dzień
i następny
i jeszcze jeden...
tajemnica
że to wszystko udało się
i nie zawalił się
cały ten mój świat
tajemnica to wielka
a myślę
o nas:
mojej żonie i o mnie
siostro ostatnia
siostro ostatnia
przeczuwam gdzieś w głębi
że nadchodzi coraz większymi krokami
ta serdeczna przyjaciółka moich inspiracji
moich decyzji i trosk
i choć nigdy jeszcze nie spojrzałem w jej oczy
wiele razy słyszałem jej ciche kroki
i przenikliwy szept -
gdzieś na granicy wrażliwości ze znieczulicą
poruszone serce ruszało z miejsca
by odzyskać stracony czas
lecz słabe załamywało ręce -
topiło w zwątpieniu wszystkie swe nadzieje
Śmierci moja ostatnia siostro
zaczynam coraz odważniej myśleć o tobie
czy zdążę spakować wszystkie walizki
Ruanda
Ruanda
w obronie zabitych nieurodzonych
ludzie pytają:
jak to możliwe, że do tego doszło?!
milion ludzi w trzy miesiące?!
czy człowiek jest do tego zdolny?
to nieludzkie!
odpowiedź istnieje
w oburzeniu:
to nie ludzkie
bo istnieje rzeczywistość
nie ludzka
którą pomijamy
bagatelizujemy
stwierdzamy
że nie istnieje...
i to ona właśnie
jest przyczyną tylu zbrodni
naszego ludzkiego świata -
rzeczywistość
grzechu i demona
który uwodzi każdego
i doprowadza do bezprawia sumienia
lecz ludzie nie pytają:
jak to możliwe, by istniało prawo
które wyzwala ludobójstwo?
pięćdziesiąt milionów w dwanaście miesięcy?!
jak to możliwe
by chronić
płatną armię żołnierzy -
decydentów i wykonawców
tylu zbrodni
gotowych na egzekucję
na zawołanie??
odpowiedź istnieje
w nieistniejącym oburzeniu:
to bestialstwo
oślepieni - prowadzeni na postronku
wykonujemy rozkazy
bestii, której istnienia
tyle razy nie podejrzewamy -
oczarowani „wolnością”
pożeramy innych
wmawia nam:
że dopiero dziś otworzą nam oczy
(delikatnie wypalając nam źrenice serca)
że dopiero dziś odkryliśmy prawdę
(bez przerwy udzielając nam korepetycji kłamstwa)
że dopiero dziś rozumiemy siebie i swe pragnienia
(programowo przekształcając nas w maszyny)
ze dopiero teraz jesteśmy wyzwoleni by kochać
(wyrywając z wnętrzności tęsknotę, by oddać za kogoś życie)
ludzie pytają - - -
odpowiedzi nie słyszą
gdy nie jest taka
jaka m u s i być
zostawić siebie po sobie
zostawić siebie po sobie
spisać objawienia serca
myśli skryte, tęsknotę
jedyną w swym rodzaju
tajemnicę sumienia
zatrzymać spotkania:
barwę głosu
asymetrię twarzy
szczerość i dotyk
prezenty darować:
jak medalion z ukrytym imieniem
jak bursztyn z zastygłym oddechem
jak muszla z szelestem czułości
przekraczać siebie:
jasne ślady w historii
wydarzenia poruszające duszę
fakty, legendy
kochać umierając:
w codzienności szczęście odkryte
ofiara krwi za błędy innych
przetrwanie ponad czasem i śmiercią
kiedy słońce już zachodzi...
kiedy słońce już zachodzi...
a po burzy
gdy opadły wszystkie
krople łez
zapalono ogień słońca
ponad nami
gdy spadało w igły sosen
zapachniało niewinnością
mgły podniosły swe welony
ponad pola
wycierając stare żale
i speszone naszym wzrokiem
sczerwieniało
poruszając promieniami
jak batutą
intonując sonatę
na dwa serca
opadało
coraz niżej
każdy patrzył zachwycony
każdy myślał
o swym cichym szczęściu
upragnionym
niespełnionym jeszcze
ale blisko już gotowym
aby rzucić się w ramiona
daj mi słońce
jedną chwilę
abym zdążył...
las
las
przez las przejechaliśmy
niechcący
wspomnienia przypłynęły
wszystkie ścieżki
rozwinęły się w pamięci:
mapa chwil pachnących żywicą
i młodością
wielkie wypady
gitara ogniska
melodie nucone wraz z kosem
maliny poziomki
tajemnicze ruiny
ślady baśniowych stworzeń
powroty późną nocą
i zachwyt
że tak piękny może być dzień
las zza szyby samochodu
migotał tysiącami liści
na wyciągnięcie ręki
mijaliśmy naszą przeszłość
o lesie zielony!
opowiedz mi proszę
jaki wtedy byłem?
o czym marzyłem?
za czym tęskniłem?
przez las przejechaliśmy
niechcący
nasz świadek szeptanych wyznań
kryjący krótkie poruszenia serc
w gęstwinie wielu zdarzeń
smaganych wiatrem który nie wiemy dokąd zdąża
jeden dzień
jeden dzień
co dzień budzę się z ciężarem na sercu
ściskającym mą radość pod gardłem
i choć jeszcze nie wydarzyło się nic
już boję się tych natarczywych pytań:
czemu tak? czemu cierpienie?
czemu dzieci? ...czemu milczysz?!
i wycieram łzy z tej twarzy
która płacze
zaciskam usta
słucham twego krzyku w ciszy
i wycieram łzy z policzka
z bólu ciepłych
aż dojdziemy do zachodu
jeszcze jeden minął dzień
mały krok
mała chwila
z sercem pełnym twoich łez
tu gdzie żyję
tu gdzie żyję
te pierwsze wieki
gdy wszystko świeże było -
każdy krok zwiastuna na ziemi Słowian
pierwsze zachwycenie i pierwsze nawrócenie
pośród ciszy pól i szelestu tęsknot ludzi
te niesamowite spotkania
godziny wieczorami rozciągnięte w wieczność
pierwsze zanurzenia i cuda przemiany życia
czysty strumień gasił odpowiedzi
płomień rozpalał żarliwość
a potem pierwsze prześladowania
z intryg kłamstw - wygnania
zazdrość, że ktoś był gorliwszy
życzliwszy
że szły za nim tłumy
pierwsza krew przelana - Stanisław
między infułą a infułą
a potem wiele zapomniano
wiele wymazano
i wszystko było drugie
przykryte kurzem pewności siebie
i lękiem, że ktoś zobaczy ukryte nasze winy
lecz zatarte ślady świętych męczenników
i tak ukaże światu
Ręka Boga
przed nim wszytko jest odsłonięte
gotowe żeby powstać na nowo
wątpliwości
wątpliwości
wątpliwości
przychodzą odchodzą
pokrzykując jak przestraszone kawki
czasem przesłonią niebo - ojczyznę moją
czasem wykpią moje nadzieje
i milkną zawsze na wiosnę
gdy drzewa pąki wypuszczają
a pierwsza zieleń maluje parki ogrody lasy
i zamyka zmrożone usta zimy
wątpliwości
jak tęcza nadają barwę
drodze po której codziennie przechodzę
kiedy słyszą odpowiedź mego serca
zachętę do następnego kroku
po falach jeziora
jedynej ścieżce
do wiecznego święta
wątpliwości
nadają smak wolności mojemu życiu
gdy wciąż muszę wybierać -
jak ciche mgły
przesuwają się pomiędzy
kolumnami mojej wiary
sprawdzając autentyczność
testując dojrzałość
znikają w szeleście mojej modlitwy
biedaczkowie
biedaczkowie
nie rozumiemy Cię Boże -
lecz zbyt pyszni by uznać
że nie jesteśmy w stanie
ogarnąć Twe zamiary
że nie jesteśmy w stanie
dotrzymać Ci kroku
że od wieków uprzedzasz nas
a my zawsze w tyle
za albo przeciw Tobie
nie rozumiemy Cię Boże
i pewni swej ludzkiej natury
wzbudzamy niepewność Twego istnienia
zaślepieni swymi pragnieniami
nie dostrzegamy w naszej historii
Twej czułej obecności
nie rozumiemy Ciebie
bez względu na to kim jesteśmy
i choć czasami wydaje się nam
że dotykamy Nieba
wolimy nasz pewny świat
nasze gorzkie więzienie
biedaczkowie
sukces
sukces
kiedy spotykamy wygraną
oszałamia nas
oklaski, toasty, uznanie
wygrywać - tego pragnie każdy z nas
porażki - to głos opuszczającego szczęścia
i tak przyklejamy się do każdej możliwości
wypłynięcia na powierzchnię
estrady świata
i zatracamy nasze młodzieńcze pragnienia
bezinteresownego oddawania życia
co zdarzyło się?
w jaki sposób tak szybko zmieniliśmy
szczerość na zdystansowanie się?
gorliwość na osąd?
i przeszliśmy do opozycji
wobec radykalizmu
co takiego przeszyło nasze gorące serca
że tak szybko oziębły?
życie tak szybko mija
że nie zastanawiamy się
nad pytaniami
natarczywie pukającymi
do naszej duszy...
nienasyceni sukcesem
przegrywamy bezpowrotnie
czas naszego życia
Loretto
Loretto
wszystko wskazywało, że nie dojdziemy
do doliny uspokojenia naszej duszy
przeciwności zamykały ostanie otwarte bramy
bezwzględnie
tyle porażek - kłótni, walk o racje
stoczonych przy stole wspólnego chleba
tyle niewybaczonych błędów
uderzonych policzków
ściekających łez
ukradzionych nadziei
gdy bylem w Twym Domu
pierwszy raz
uwierzyłem, że zrobisz wszystko
by nas uratować
gorliwa Piastunko moich kroków
dziś
gdy z Tobą zasiadłem do stołu
po czasie stęsknienia
widziałem, jak subtelnie wplotłaś
w każde nasze istnienie
tę samą złotą nić
uległości
plany nasze odeszły
nie spełniły się
ale więcej otrzymaliśmy
niż spodziewaliśmy się
gdy doszliśmy do doliny Montorsso
gdy nadchodzi Syn Człowieka
gdy nadchodzi Syn Człowieka
nie odkupię mych grzechów
nie uleczę ran zadanych
rozpaczą, że idzie nie tak
nie wymażę tych wszystkich chwil
o których chciałbym zapomnieć
o których ty nie możesz zapomnieć
co mogę zrobić gdy żal przychodzi?
szarpie sercem
między szaleństwem zatracenia
a szczerą ekspiacją
co mogę zrobić?!
gdy spragnioni wołają pić
a głodni jeść
gdy ślepi proszą o wzrok
a zrozpaczeni wołają o nadzieję?!
---
już niebo się otwarło
i nie ma odwrotu
gdy Syn Człowieczy
nadchodzi
trzeba zrzucić płaszcz
i rozdać w s z y s t k o ubogim
ostatnie metry
ostatnie metry
dziś nie zależy mi już
by spotkać przyjaciół sprzed lat
siąść i godzinami wspominać młodość
szalone pomysły
i pierwsze miłości
dziś zdaję sobie sprawę
że bardziej potrzeba
rozliczyć się z łez
spojrzeć w twarz wszystkim
których spotkać bym nie chciał
dlatego nie odbieram telefonów
nie odpowiadam na listy
nie otwieram drzwi
gdy pukają
sentymentalne wzruszenia
staję na linii
gotowy by przebiec
ostatnie metry
tak wiele, tak późno
tak wiele, tak późno
to wszystko co przeszło koło mnie
tak szybko
było wspaniałe było najlepsze
ta droga ściekająca
między wielu kamienistymi posągami
o otwartych ustach pełnych strachu
była jedyna
była jedyna by powrócić do domu Ojca
dziś kiedy widzę to wszystko -
ogarniam wzrokiem moją przeszłość
dopasowanych ludzi do wszystkich aktów życia
idealnie skonstruowane spotkania
otoczone wszystko estetyką materii:
wspomnień purpury nieba
kolorów stworzeń
dokładnością wykonania
dziś kiedy widzę to wszystko
tęsknię za Tobą
z wdzięczności chciałbym oddać wszystko
i chociaż nie mam nic
wiem, że przyjmiesz moje wyznanie
tak wiele Twych natchnień
zgubiłem
Twej darowanej łaski
straciłem
tak późno Cię poznałem!
wielcy
wielcy
dla Czesława W.
kiedy wędruję międzygalaktyczną przestrzenią
ocieram się o czarną materię
przeciskam się pomiędzy gorącą i zimną energią
to coraz bardziej zdaję sobie sprawę
że nie wiem NIC
choć...
raczej czuję
że istnieje bardziej COŚ
niż NIC
----
oddają całe życie
by szukać odpowiedzi
ukrytych pomiędzy kwantem a oddechem
między śmiercią a brzegiem wszechświata
a żona czeka przy zimnej zupie
dzieci rosną w ciągłym stęsknieniu
bez wieczornych pocałunków
nauczone, że życie może poczekać
gdy przecierane są nowe szlaki dla ludzkości...
łudzą się
wpatrzeni w tysiące znaków i wzorów
stworzeniem teorii wszystkiego
a przecież poznają tylko tyle
ile pozwolono im poznać
w jednym kruchym życiu-
i choć zrobili jeden duży krok dla postępu
przeczuwają, że są coraz bliżej
Wielkiej Nieznanej Istoty
moje życie
moje życie
kocham ciebie moje życie
ale jesteś za małe dla mnie
nie mogę zmieścić w tobie
wszystkiego za czym tęsknię
kocham ciebie moje życie
lecz niedługo jeszcze razem
będziemy dzielić krok
muszę opuścić cię już niebawem
kocham ciebie moje życie
przelotnie i chwilowo
jak młodość która musi minąć
jak kaczeńce dopóki nie zwiędną
kocham ciebie moje życie
i nie pytaj mnie więcej:
czy dam sobie radę?
wiesz przecież, że nie
prawie sam
prawie sam
nic już nie wróci
na pewno nie wróci!
chciałbyś upuścić łzę
wyznać, że żal ci
tych ważnych chwil
które oddałeś
za kilka marnych srebrników...
lecz łza nie chce spłynąć
bo nie ma już łez -
zastygły w kryształy -
nie było czasu
by troszczyć się o nie
gdy przechadzałeś się
pośrodku cierpiących
zajęty swoją racją
nie wypłakałeś żadnej z nocy
nad sobą
samotny układałeś co dzień
swe ordery na biurku
przed snem
nie nadejdzie już
tamten pan tamta pani
nie zadzwoni
nie dostaniesz listu
i będziesz przepychał
godzinę za godziną
by dotrwać do rana
i chciałbyś upuścić łzę
lecz nie ma łez
tylko ty sam
prawie sam - - -
gdy starość puka w zegar
gdy starość puka w zegar
i mam nadzieję
że gdy będę się starzeć
będziesz blisko mnie
gdy wstać będzie mi trudno
nocą poprawisz poduszkę
a w dzień umyjesz twarz
doprowadzisz do okna
dodasz ochoty by żyć
by przeżyć dobrze
może ostatni dzień tutaj
i mam nadzieję
że będę mógł mówić tobie
codziennie
że cię kocham
że szczęśliwy jestem
z czasu jaki dostałem
a w nim niespodzianek pełen kosz
słodkie wino życia
i mam nadzieję
że gdy będziemy się starzeć
nie zgorzkniejemy
i codziennie
zapalać będziemy słońce
a gwiazdy wieczorem kłaść na parapecie
by wskazywały
drogę błądzącym
i do końca będziemy
oddychać serdecznie
powrót
powrót
dla Judyty
pójdę z różą do Ciebie
w korytarzu rozniosę ślad
mej drogi do Twego serca
i gdy otworzysz drzwi
jak co dzień
wyznam, że chcę wrócić
opuściłem Cię już dawno
choć wydawało się, że jestem tuż
uciekłem pochłonięty sobą
w nory pełne niejasnych odpowiedzi
nieszczerych półsłów
wtulony twarzą w swe oczekiwania
zostawiłem Cię - -
nawet nie wiem gdzie?
pójdę i poproszę Cię
byś pozwoliła znów Żyć z Sobą
dzielić każdy Twój oddech i krok
a wątpliwości przemieniać w oczekiwanie
na szczęście które obiecało nadejść
dziś pójdę do Ciebie
obyś była w domu
i drzwi mi otworzyła...
głębokie fale uczuć
głębokie fale uczuć
czyli gdzie znalazłem w końcu uspokojenie serca
oczy Twoje mają głębię słońca
i ciepło gwiazd
spojrzeniem miękkim i przezroczystym
pocieszasz moje serce zgubione
melodią słów sięgasz
miejsc nikomu niedostępnych
w tajemniczy sposób
odsłaniasz świat
gdy idę z Tobą
wtulony w ramiona nadziei
bo tęsknota - jest dla Ciebie -
i zakochanie
i czułość dotyków
i wszystko...
i choć stąpam przez życie
twardo - pośród bólu
to oczekiwanie na Ciebie
koi i uspokaja
w tej przygodzie
niesamowitych wydarzeń
i niespodzianek
bicie serca
bicie serca
dla wszystkich których spotkałem w tym życiu
umiałem bez skrupułów robić rzeczy takie
których dziś mi wstyd
takie dawać słowa
jak uderzenia w policzek
brnąłem naprzód
bez pardonu
nie zauważając niczyjego cierpienia
niczyje wołanie
nie robiło wrażenie na mnie...
ten człowiek bez serca
był największą
mą nieuświadomioną boleścią -
z pustki pustkę wylewał --
czarny dym spalonych kości---
odtrącanych przyjaciół...
dziś ubieram buty żalu
wychodzę i szukam drzwi
które zatrzasnąłem wczoraj -
pukaniem proszę
o spojrzenie przebaczenia
pogubione adresy odfrunęły -
wiele zawiedzionych serc
wiele wykorzystywanych dłoni
wzgardzonych oczu -
to zranieni przeze mnie
wracają w moich wspomnieniach
czekają na bicie mego serca
niewygodni
niewygodni
wyprowadźmy go na zewnątrz
zrzućmy ze skały w przepaść
bo nam niewygodny
niech zginie pamięć o nim
to nie opowiadanie z przeszłości
ale nasza osobliwa historia -
ile poleciało już głów
z naszej nieprzymuszonej woli?
ilu niewygodnych
wyrzuciliśmy za drzwi?
ilu wykreśliliśmy grubą linią
otwierając im żyły?...
wciąż nie dociera do nas
chóralny krzyk
tak wielu
choroba postępuje
diagnozy nie szukamy
zahipnotyzowani pewnością siebie
obalamy następne autorytety
by nie wykradły nam
reszty życia
wyprowadź go na zewnątrz
zrzuć ze skały w przepaść
bo ci niewygodny -
- czy zginie pamięć o nim?
pytanie
pytanie
czy pytania przejdą koło nas?
odwieczne pytania o sens?
czy może nie dadzą nam spokoju
i będą deptać po naszym cieniu krok w krok?
czego oczekujemy?
a czego się boimy?
Zdarza się
że tęsknimy za tym
czego w przewrotny sposób się obawiamy
jakby leżała nam na dłoni cała przyszłość
a więc dlaczego?
pytam - dlaczego
pytania włóczą się za nami?
wiemy co przyjdzie i jacy będziemy
nasz świat
nasz świat
znów będzie wojna w Palestynie
ludzie w kruchości ruszają rano do pracy
na Czerwonym Wschodzie wybory bez wyboru
a na Dalekim Zachodzie
walka o Biały Dom w białych rękawiczkach
na Fiordowej Północy
cisza przed samozagładą
wymierzana miarowymi samobójstwami
u sąsiadów budzi się ze snu faszystowski duch
tęsknota za rasą Panów
jak fale na morzu
pulsuje oko bestii
wplątanej w sprawy naszego świata
wtopione tak niewidocznie
że niewielu czuje jej wzrok na swych sercach
co dzień tak wielu oddaje jej swą duszę
nasłuchuje głosu, który odpowie: kto winien
w szalonej pogoni
zmaltretowani sukcesami
wycieramy przed snem
krew z naszych ust
by jutro zacząć po staremu
a może w końcu zacznie się wojna
w moim sercu...
oszukani
oszukani
zmęczenie nadchodzi z rana
gdy snu za mało dała nam noc
i gdy boleść przeplotła nasze unerwienie
nie dając nam możliwości zwrotu
w żadną ze znanych nam dróg
wstajemy zmęczeni rozmyślaniem:
o tym, co nie powinno się wydarzyć?
jak powinno wszystko pójść?
co można zrobić
by zmienić cały bieg historii
na korzystną koniunkcję drobnomieszczaństwa i bezproblemowości?
zmęczenie naciągamy na siebie
gdy kładziemy się spać
szlifując ostatnie modlitwy -
a nóż dziś wydadzą oczekiwany owoc
i może pomyli się ten nasz Bóg
zawiesi broń
i spełni nasze oczekiwania
błazny tego świata to my
zmęczeni kochaniem
wolimy dziś szampańskie szaleństwo
i prawem grawitacji przyciągamy każdego
kto zdolny jest imitować
że wszystko idzie jak trzeba
a niewygodnych omijamy
by nie naruszyli naszej harmonii ze światem
fundując nam swoje rozdarcia
swe pytania
chore emocje
zmęczenie nadchodzi z rana
jak sęp wyrywa następny skrawek nadziei:
że może dziś coś się zmieni...
świat czy nasze serca?
Niebo
Niebo
już myślałem
że Nieba dotykam
a ono nagle odpłynęło
daleko - poza granice moich możliwości
Niebo, moje Niebo
powróć znów
proszę
będę czekał
na Ciebie
do końca mojego świata
dialog
dialog
noc
błagalny krzyk
o północy
dzień
cicha odpowiedź
między czasem
czekając na wiosnę
czekając na wiosnę
zapukała z wiosną do nas nadzieja
że możliwe
znów wrócić do siebie
dzień za dniem oswajamy się ze sobą
na nowo poznając zmarszczki zmęczonego czoła
oddychamy wzajemnymi udręczeniami
jak w szklanej kuli
pozwalamy zobaczyć wszystkie sekrety
ryzykujemy na nowo możliwość wzgardy
znowu wszystko jest pierwszy raz
przeszłość zamknięta czeka na koniec świata
a my możemy pozwolić uleczyć
pordzewiałe serca