Pukając do Drzwi

Piotr Wojciechowski

 

   nie zatrzymasz mnie   
   wieczorami  
   rozterka  
   a kiedy...  
   gdy zapominam  
   bezdomni  
   czekanie  
   wiezienie  
   pustka  
   wieczorem  
   uwikłanie  
   obym ocalał gdybym Cię kochał  
   pamiętasz  
   pytanie o sens  
   od dawna  
   prawdziwe  
   gdy pukasz do mych drzwi  
   oświecenie  
   z wody naszych chwil z cokołu  
   na końcu życia odwaga  
   od do  
   biegnąc granica  
   sens  
   wybranie  
   cierpliwy  
   nie zostawię cię pokuszeni  
   sekret  
   14 miliardów lat miłości  
   już jutro nas znalazła  
   poznanie  
   szukanie  
   to nieustanne zmaganie  
   miłosierdzie  
   na koniec  
   plan ewakuacji rok 2015  
   dobre  
   głęboka tęsknota   
   oświecenie  
   słowo zbawienia   
   wszystko nic  
   wszystko  
   zostało tak niewiele dni   
   tak wiele  

nie zatrzymasz mnie

 

 

nie zatrzymasz mnie


 

już nie zatrzymasz mnie

i nie dasz rady zmienić moich pragnień

nie mają już wpływu

twe miłe uśmiechy

ani prośby

ani nawet łzy

(gdyby okazało się

że są...)

 

wybrałem mój sekretny znak

i tajemny szyfr

by otworzyć bramę życia

gdy ukaże się przede mną

niespodziewanie we mgle

po ostatnim wdechu

i pierwszym głębokim uspokojeniu...

 

dziś jeszcze próbujesz mnie zatrzymać

bym zgubił drogę

poplątał krok

i stracił pewność

ale ja znam te chwile zwątpienia

i wiem, że zawsze kończą się źle

więc wybacz – nie wysłucham twych próśb

i zostawić cię muszę

tam, gdzie chcesz zostać...

 

 

gdzie to jest?

jeszcze nie wiem

gdzie to jest?

niedaleko

i niedługo

 

wieczorami

 

wieczorami


 

pukają do mnie co wieczór ludzie

błagają o odrobinę wody

by ugasić ogień

który wypala im serce -

o szczyptę pocieszenia

... i odchodzą w ciemność i ciszę

 

noszę potem każdego

w kieszeni modlitw

wyciągam z niej pogniecione imiona

wołam w niebo

sam idąc przez życie

po kruchej linie

niepewnie stawiając kroki

zmęczony

... choć świeży zarazem

 

noszę w sercu ich oczy nieszczęśliwe

a ich łzy jak diamenty

błyszczą wieczorami, bym pamiętał o nich

dał im pić i pocieszył

 

gdy zamykam oczy

 

gdy zamykam oczy

Magdalenie


 

było wiele chwil

gdy byłem szczęśliwy

i gdy płakałem

a łzy były jak krzyk radości

czysty i sięgający nieba

 

nie straciłem żadnej z nich

zapisałem na ścianach mego serca

każdą minutę

gdy świat rozkwitał magnolią

a ptaki unosiły mnie

ponad wszystkie smutki

wytyczając nadzieję

 

umrę niebawem

i co dzień wstaję z pytaniem: czy to już… dziś?

dziś, gdy szczęście

mnie zatrzyma i powie szeptem: wygrałeś!?

i przestanę tęsknić?

za czymkolwiek? i za kimkolwiek?

 

było wiele chwil

na szczęście za małych

na łzy za szybkie

gdy zmieniało się całe moje życie

jak motyl prostowałem pomarszczone skrzydła

jak sztandary zwycięstwa

rozterka

 

rozterka

Piotrowi L.


 

tyle razy próbowałem wyznać Ci ustami swoją wdzięczność

lecz sercem daleko od Ciebie

znaczyłem w mym życiu

ślady nieufności

omijając twe święte plany

 

to rozdarcie

rozcinało moją duszę wiele lat

a Ty pozwalałeś

bym próbował swoich sił

i smakował goryczy życia bez Ciebie

 

dziś zdaję sobie sprawę

że gdyby nie Twa powściągliwość

nie przekonałbym się nigdy

że tylko przy Tobie

znajdę

odpoczynek od mojej głupoty

   od nerwic

      od presji świata

         od pożądliwości wszystkiego...

 

czy zaprosisz mnie jeszcze kiedyś

do szaleństwa?

do ognistych wyrzeczeń?

do pozostawienia wszystkiego za sobą

by tylko być blisko Ciebie?

bo jeśli dziś tęsknię

to widać, że odszedłem

od murów Twej świątyni

a oparty o cokół rutyny

bez mocy wyznaję swoją wdzięczność

 

z wiosną zielenieją pąki

coś nowego nadchodzi po cichu

by wybuchnąć kolorami

i zapach słodyczy rozmazać

na każdym stęsknionym sercu...

 

a kiedy...

 

 

a kiedy...


 

 

a kiedy już wyrzekniesz się miłości

która cię zrodziła, pieściła i kochała

wysadzisz mosty po których przychodzili

niechciani a najwierniejsi przyjaciele

i gdy rozpalisz stosy

by z dymem puścić ideały z młodych lat

wtedy...

wtedy nie wiem co się stanie…

 

a kiedy już wyrzucisz wszystkie listy

jak wyschnięte pomarańcze

i dokładnie podrzesz zaproszenia

i gdy wyprzesz się serdecznych modlitw

miłosierdzia już nie będziesz szukać

wtedy…

wtedy nie wiem co nadejdzie…

 

a kiedy ja zestarzeję się

i ciężki stanie się oddech mój

i choć stracę siły i pamięć

wciąż nadzieja będzie ze mną

że powrócisz

 

z cokołu

 

 

z cokołu


 

kiedyś wydawało się wszystko proste

tak białe, że nie czarne

tylko trzeba dobrze wybierać

i trochę chcieć...

i z łatwością posyłałem na szafot

każdego

kto zawinił

- przecież mógł żyć inaczej…

 

gdy rok za rokiem

traciłem pewność siebie

butę i twarde czoło

gdy wyciekła gorycz z serca

to nadpłynęło z obłokami

miłosierdzie

przecież nie byłem w stanie zrobić inaczej…

i krzywdy zapominam

i pogubiłem swoje racje

 

gdy zapominam

 

gdy zapominam


 

gdy na horyzoncie znikają

najpiękniejsze dni z mego życia

i coraz trudniej mi przypomnieć

co było przed

a co było za

i coraz więcej niepewności

czy naprawdę to wszystko

kiedykolwiek zdarzyło się?…

 

wtedy siadam naprzeciw twoich oczu

i pytam: pamiętasz jak pierwszy raz…?

jak było trudno … zaczynać?…wracać?

i wydawało się, że nadzieje nasze

zdradziły nas wszystkie…

pamiętasz … pierwszy krzyk córki?

pierwsze słowo? pierwszy krok?

ulotne jak oddech

rozmazały się

w natłoku cierpienia

i grzechów

 

a potem przychodzi wdzięczność

nieoczekiwanie siada ze mną do kolacji -

wystarczy, by płomień gorliwości

płonął we mnie

do ostatniej chwili życia

 

bezdomni

 

bezdomni


 

śpią na dworcach, w parkach, po ulicach

oparci o ścianę

zasypiają wtuleni w okruch tynku z pajęczyną

budzi ich poranny patrol

rozrzucając złote sny o szczęściu

po chodniku

 

cały dom wciśnięty w cztery torby

noszą od bramy do bramy

i po śmietnikach szukają skarbów

i odrobiny twego miłosierdzia

wyciagając rękę

nie liczą na nic

oprócz odrzucenia

 

każdy z nich, jak anioł

mija nasze ściśnięte serca

zapraszając nas

by oddać to

co do nas nie należy

 

czekanie

 

 

czekanie

Arkowi Marzenie


 

może dziś, a może jutro

wyruszę koniecznie

zostawię mój dom, pieniądze, przyjaciół

i będą mówić, że zwariowałem

że nieodpowiedzialność wystaje mi spod kołnierza

jak brudna koszula

i wielu wystawi mi cenzurę

niedopuszczającą do życia

 

ale ja nie mogę postąpić inaczej

lecz wyrzekając się wszystkiego

muszę zdać się cały w ręce Ojca

który bardziej kochał mnie

niż ty, który tak bardzo dziś

martwisz się o mnie

 

wszyscy myślą

że tylko marzę, że żartuję

że z czasem wygaśnie we mnie

ta religijna fantazja

lecz nie wiedzą

że ten dzień

jest już tuż, tuż

 

spakowany czekam

wciąż gotowy by ruszyć...

 

więzienie

 

więzienie


 

tak wiele z naszych pragnień

kończy swe życie

w chwili, gdy je mówimy

 

potem nadciąga codzienna konieczność

ważnych spraw, utartych ścieżek

i zmuszamy się

by zapomnieć

wsunąć na najwyższą półkę

to co przed chwilą

było dla nas sercem naszego spełnienia

 

tak bardzo boimy się

nowego, nieznanego

że wracamy do klatki

z której przed chwilą chcieliśmy uciec

_____________________

 

ryzykiem jest utrata tego

co i tak nie należy do nas

nagrodą - nieśmiertelność

 

pustka

 

pustka


 

odpływają obłokami

dzieci z mego domu

trudniej sensem czas zapełnić

łatwiej spać i nic nie robić

 

i szturchają mnie pytania:

jak przeżyję moją starość?

jak wypełnię puste chwile?

 

i choć w duszy młodość dźwięczy

co dzień wielkie kreśli szkice

jednak coraz trudniej wyrwać

z serca siłę

by zabiło trochę szybciej...

 

i choć moja żona piękna

jest najlepszą towarzyszką

moich zmagań

nie rozumie mego bólu

który skleił moje ręce

 

chciałbym kochać tak

jak nigdy nie kochałem

nie czuć w duszy

że upływa ze mnie szczęście

kiedy wieczór

ściąga welon złudzeń

o nie dopuść

bym żył życiem tak spokojnym

żeby wygasł we mnie ogień

wielki płomień zdmuchnął spokój

 

wieczorem

wieczorem

Markowi Borowskiemu


 

wieczorem, gdy cisza wychodzi z cienia

ubrana w gwiezdny pył

i wszystko zwalnia swój bieg

w nieustannej ucieczce przed śmiercią

skradam się pod twe drzwi

i słucham jak lekko oddychasz

wchodzę

poprawiam ciemność za gęstą koło łóżka

i wycieram zmartwienie

które przykleiło się do poduszki...

 

wieczorem życie staje się proste

jaśniejsze są myśli

spokojniej bije serce

opadają emocje

i jest nadzieja, że starczy czasu

by wyznać tajemnice noszone od dawna

 

spaliłem wczoraj na stosie

moje pomysły na piękniejsze życie

moje pragnienia i rady i pretensje

i tyle miejsca nagle w pokoju

jak w wielkiej sali balowej

 

wieczorem zaglądasz przez okno

i patrzysz jak żyję

sprawdzasz, czy możesz zrobić następny ruch

 

uwikłanie

uwikłanie

Agnieszce K.


 

uwikłałeś mnie w historię

skomplikowaną

wielowątkową

zaskakującą -

któż może ją objąć?

 

dokładny płomień

u początku i na końcu

idealny puls krwi pośrodku

miliony możliwości

bez empirycznej weryfikacji

która lepsza

 

i stanie się? co? - nie wiem

w tej mojej historii

niewykrzyczanych pragnień

ukrytych tęsknot

i prawdziwych błędów

uwikłałeś mnie bez pytania o zdanie

w gąszcz wielkiej historii

wygnania i powrotów

gdzie można zmienić

szalone trajektorie decyzji

i pokochać kogoś

 

pokuszenie

 

pokuszenie


 

moje pokusy są takie jak twoje

ten sam nieustanny niepokój

o to czy ktoś pamięta i kocha mnie?

czy lepiej zabezpieczyć się

bo może nikogo nie ma poza mną?

 

i jest tak:

żyjemy z rozdwojonym sercem

co innego na ustach

co innego robią nasze ręce

- potomstwo wężowe

godne politowania

 

gdzie jest miejsce dla nas?

czy jest taka miłość która kocha nas?

czy jest wyjście by ocalić nas?

 

obym ocalał

 

obym ocalał


 

kiedy zrzucą mnie z piedestału mojej pewności

będę cierpieć słusznie i sprawiedliwie

nie zostanie mi nawet jeden okruch

chleba zachwyconych spojrzeń

i miłych westchnień

 

nagi stanę przed sobą

bez złudzeń

że zasłużyłem na cokolwiek

i okaże się naprawdę

gdzie zdążałem, co robiłem, o czym myślałem

i czy zależało mi serdecznie na miłości

 

i lepiej

by nie ominęła mnie ta niespodzianka

pełna mocnych wrażeń

padającego w gruzy iluzorycznego świata

huraganu zmiatającego trzecią część mojej duszy

 

i jest nadzieja

że przeżyję

i coś ze mnie zostanie

gdybym Cię kochał

 

gdybym Cię kochał

Wioletce


 

gdybym potrafił

to bym Cię kochał

kochana

i co dzień

przynosił kwiaty

kawą rano budził twe wlosy

i nie pozwolił, by twe życie

nie mało sensu

 

gdybym Cię kochał

to nasze łoże byłoby słodkie

a suknie czekałyby piękne

na każdy twój uśmiech

 

lecz ja niestety

dziś nie potrafię

kochać Ciebie -

kiedy wyciągam ręce

to ciebie krzywdzę

a słowa moje jak słony miód

nie smakują

 

wybacz kochana

że nigdy nie spełnię

utęsknień twoich

i nie napełnię serca

słodyczą kochania

 

pytanie o sens

 

pytanie o sens


 

nie tak łatwo odnaleźć swój dom

ten tajemny sens istnienia

zakryty przed wścibskimi

organizatorami życia

- dzięki Bogu! o tak...

 

to szukanie

zadaje ból

sięgający każdego oddechu

wnikające w każdy krok

to pytanie…

 

o sens życia

 

odpowiedź łatwa

lecz zakryta przed pewnymi siebie

i nadętymi

objawiana pokornym

puka do serc

czeka na gościnę

 

od dawna

 

od dawna


 

od dawna znałem całe swoje życie

wypisane na marginesie każdego wydarzenia

zapowiedzi cierpień i obietnice wybawień

nie było niczego

czego nie mógłbym się nie spodziewać

ukryte na zwitkach wypadów w góry

załączone do każdego spotkania

wypisane na twarzach, słowach i cieniach

 

od dawna znałem całe moje życie

tylko nic nie rozumiałem z niego

i szarpany nerwicami

wiłem się jak piskorz

 

jak dobrze doczekać takiej chwili jak ta

gdy prawie wszystko jasne jest

jak promień słońca

i gdy nawet niejasne

to głęboka pewność zawsze dobrej przyszłości

pozwala ruszać co dzień

i nie bać się

 

prawdziwe

 

prawdziwe


 

kiedy odejdę

z tej ziemi

chciałbym byś myślała o mnie to

co jest prawdziwe

i wiedziała

że zawsze walczyłem o życie wieczne

od pierwszych promieni dnia do nocy

a potem nawet we śnie..

 

kim byłem - wiesz -

tym, który wiele zgrzeszył

wiele błądził, wiele sądził

nie miałem szans na Niebo

i gdyby nie zatrzymał się On

jęczałbym do dziś

 

żyłem tylko po to

by ktoś mógł Jego spotkać

- na to się właśnie zgodziłem

i nie załuję

 

oświecenie

 

 

oświecenie


 

o gdybym mógł zrobić to

czego nie zrobiłem

i wycofać wszystkie głupie słowa

przez które cierpiało tylu

przeze mnie

 

lecz być może

na pewno

było w tym zamierzenie

samego Boga

tak poukładane ukłony Miłości

i bluźnierstwa diabła

stworzyły niepowtarzalną

historię mojego zbawienia

 

nie mogłem inaczej

a Bóg, który mógł

pozwolił na niedoskonałe

moje decyzje

na błędy wielu

w tak kruchym naczyniu życia

 

a Twoja ręka opatrzności

popychała mnie ku horyzontowi

który wydawał się nie do osiągnięcia

odganiając zmory lęków

i wycierając łzy

za światem, który znikał za mną

jak gdyby za największą stratą

 

bądź przy mnie

w tej godzinie

gdy granice zacierają się

i nie wiadomo co dalej? -

bądź przy mnie i asekuruj mi

w zmaganiach

jak najwierniejszy kibic

który chce bym wygrał

 

bądź przy mnie

Panie

 

zostało tak niewiele dni

 

zostało tak niewiele dni


 

zostało tak niewiele chwil

gdy przyjdzie ten

ostatni dzień

przed końcem świata

 

więc trzeba dzisiaj zacząć już

oddawać to

co okradliśmy

tak wielu ludziom

spokojne noce

i pokój w sercu

nadzieję

oraz pragnienie życia

i szczerą pewność

że ktoś cię kocha

i że możliwa jest wieczna miłość

 

ty mnie pytasz dziś

czy to wszystko jest

prawda

czy gwarancje dam

że ten inny świat

istnieje

 

tu niestety jest ten moment

że nic nie powiem

bo co przeżyłem

to przeżyłem

i żadne słowa i dowody

nic nie rozwiążą

bo trzeba spotkać

taką Miłość

 

i dziś wyruszyć drogą

która ci nieznana

odkrywać wielkie szczyty

żyć dniem dzisiejszym

mieć szczerą pewność

że ktoś cie kocha

i że możliwa jest wieczna miłość

 

to co mogę ci

dzisiaj jeszcze dać

to słowo

że przeżyłem to

i że wszystko było

dobre

na końcu życia

 

 

na końcu życia


 

na końcu życia

nagle przypomnę sobie

że zapomniałem ciebie kochać

 

tyle razy płakałaś

czekając, że może dziś

coś poruszy się we mnie -

wyjdę poza siebie

i zauważę twoją łzę

drążącą ślad na policzku

 

niegotowy zacząłem żyć

i niegotowy zbliżam się do śmierci

z gasnącym płomieniem zapału

ostatkiem sił

przemierzam drogę do ciebie

by cię spróbować kochać

na końcu życia

 

###

###


 

zamknąłem dzisiaj drzwi za sobą

przez które mnie młodość przeprowadziła

gdy bałem się samotności

i chciałem by ktoś

zatrzymał wzrok na mnie

gdy szukałem obrony

przed tandetą życia

 

brama marzeń zamknięta

i nie chciałbym znów poić cierpienia

tęsknotą za innym życiem

 

gotowy jestem stanąć twarzą w twarz

z Prawdą

i ponieść rezultaty mojej niecierpliwości

butnych wyborów

stoczyć bitwę ze sobą

i poznać dno mego obłudnego serca

 

sens

sens

Marysi i Arturowi


 

niechcący urodziłem się w tym świecie

niepytany o zdanie

czy chcę istnieć?

zaplątany zostałem w historie

tak wielu ludzi

jednych poznałem bardziej

innych prawie wcale

 

istnienie moje ledwo tlące się

cudem przetrwało

tysiące moich głupich wyborów

i nawet czasem zabłysło

wbrew naturze

zostawiając ślad wiecznego oddechu

 

wiele razy byłem pewien

że cierpienie

to cień drugiego człowieka

jego błędów i grzechów

i co dzień szedłem na wojnę

by zmienić świat

aż odkryć po latach

że nic nie rozumiem

 

i dziś

gdy całe me ciało traci świeżość

zaczynam

lękać się o siebie

gdy oczy widzą to, co nie widziały

w głębi mego serca

i uszy słyszą to, co nie słyszały

i wtedy już wiem

jak daleko mi do miłości

 

a jednak warto jest żyć

mimo tylu łez

by znaleźć sens

stworzony z miłośći

 

wybranie

 

wybranie


 

od kiedy wybrałeś mnie

świat zaczął nabierać kolorów

i powoli zacząłem budzić się ze śmiertelnego snu

 

chciałeś uratować mnie

i zrobić ze mnie kwiat jednej nocy

który czeka na słodki cud przemiany

 

za to wybranie

noszę dziś wdzięczność

a talizman na sercu wywołuje we mnie tęsknotę

za spotkaniem

 

wiem, że jeszcze wiele musi się zmienić

serce wytrawić z sieci splątanych lęków

aż wytryśnie źródło:

leczący napój życia

 

od do

 

od do


 

co miałem robić! co?

gdy Cię nie znałem…

męczyłem świat swoim oddechem

wylewałem potok słów

truciznę

która uśmiercała nadzieję

 

ślepy

ucząc ślepoty każdego

przechodziłem z ciemności w ciemność

mając z dnia na dzień

coraz mniej światła

 

ale to to nie ból zwycięża

lecz ukojenie

nie krzyk przynosi wiosenny wiatr

ale śpiew

 

i wszystko zabrałeś

lecz nic nie przepadło

całego spaliłeś

lecz nie unicestwiłeś

 

biegnąc

 

 

biegnąc


 

zamyślony czas śledził

szelesty liści

roztargnionym krokiem rozsuwanych

gdy biegłem na spotkanie z tobą

z gitarą

gdy goniły mnie wątpliwości:

czy uda się, by mnie pokochała?

czas był asystentem

spisującym każde przychylne jej spojrzenie

i mój każdy ból i szczęście

 

a listonosz roznosił listy

jak gdyby nic

a ziemia dalej kręciła się

nie spoglądając wstecz

a ja odkryłem właśnie ósmy kontynent

i zapach fiołków i konwalii

w ostatniej chwili mojej młodości

 

i gdyby, było gdyby

to nie chciałbym

by pojawiło się

by dać mi inną propozycję…

nie chciałbym

zbłądzić znowu

 

granica

 

granica


 

odkąd spotkałem Chrystusa

wszystko nabrało sensu

a przyjaciółki: śmierć i udręka

nadały smak życiu

 

i choć spotkałem Go dawno

wciąż nie wiem, kim jest?

i dlaczego tak bardzo

zależy Mu na mnie?

 

wszystko byłoby proste

lecz trujące pouczenie moralizmu

zabija w nas głos

Kochającego grzesznika

 

tylko Ty możesz znaleźć ścieżkę

i uwolnić

zmęczoną duszę

zwiedzioną fałszywym Chrystusem

 

sekret

 

 

sekret


 

daleka, choć krótka, nasza podróż

przez przestrzenie galaktycznej ciszy

pośród powracających komet

i natarć meteorytów

zmieszanych z pyłem kosmicznym

i wiatrem słonecznym

między miriadami światów

przemykając się na palcach

nocą

by nie zbudzić końca świata

 

dalekie nasze uciekanie

od początków istnienia

jakbyśmy tęsknili za śmiercią

a przecież kochamy żyć, nie umierać

 

nie wierz nikomu, kto przekonuje

że nie ma Bramy i że końcem twych tęsknot - proch

i że nie ma nad nami nikogo

a miłość to nigdy nie spełnione marzenie

nie wierz i nie ufaj

 

dobrze że odkryłem

Sens sensów

jak perłę

za którą kupię cały świat z kawałkiem Nieba

i pokój z widokiem na fale uderzające

o brzeg

szeleszczące: miłość żyje, nie umiera

 

14 miliardów lat miłości

 

 

14 miliardów lat miłości

4 % to materia czyli między innymi my
27 % to ciemna materia
69 % to ciemna energia


 

od pokoleń myślałeś o mnie

bym zaistniał

razem z gwiazdami

galaktykami

pyłem kosmicznym

z ciemną materią i energią

przez wszystkie ery świata

popychałeś każdą rzeczywistość

na ścieżki, by skrzyżowały się

w dniu

stworzenia mnie

do nieśmiertelności

 

musiałeś bardzo kochać mnie

że zaangażowałeś cały wszechświat

by zaczął żyć ten proch

słaby i kruchy człowiek -

ja niewdzięczny i niewierny

a jednak mimo to

ukochany

przez Ciebie

 

już jutro

 

już jutro


 

jak wyjdziemy dziś

zobaczyć raz jeszcze

czy świat cały stoi na miejscu

i czy wszystko idzie jak trzeba

to proszę cię

byś pamiętała

zgasić ogień w kominku -

nie chcę by wzywał mnie

w pułapkę świętego spokoju

 

niech wie, że niekoniecznie wrócimy

i że wszystko jest kruche

bo czas wciąż wylewa się

marnując tętno mojej krwi

i szelest oddechu

 

wiem, że już jutro

zmieni się wiele:

i ty i ja

i liczyć się będzie tylko to

czy żywi jesteśmy

 

nas znalazła

 

nas znalazła

mojej jedynej Ukochanej


 

ty zawsze miałaś kwiaty we włosach

uśmiechem wyważałaś moją bezradność

byłaś blisko robiąc zamieszanie

i musiałem zaczynać wciąż od nowa

 

ale nigdy bym nie oddał

tych chwil z tobą

natarczywych pytań

kłótni w nocy i pocałunków nad ranem

spacerów, życzliwych planów

i chrapania nocą

 

nie chciałbym

by ta przygoda

skoń-czy-ła się

 

zwiędnął następny kwiat

a włosy coraz mocniej dają znać

że czas wypalił następny rok

a my wciąż kontemplujemy

miłość

która nas znalazła

zadowoleni

wdzięczni

i szczęśliwi mimo wszystko

 

szukanie

 

szukanie


 

skąd? dokąd?

jak i po co?

czy i dlaczego?

 

szukam co dzień słowa

które pomoże mi żyć

które może uratuje mnie

tego dnia

ochłodzi moje gorące czoło

i da wytchnienie

 

bo jak można żyć

psim życiem

i być zadowolonym?

jak można kochać

gdy nie wiem, że żyję

i dlaczego?

 

czy zobaczę

dzieci moich synów?

posmakuję dobrych owoców

a nie gorzkich jagód?

czy dasz mi zobaczyć

że wszystko miało sens

i że coś

udało się i nie poszło na potępienie?

 

to nieustanne zmaganie

 

to nieustanne zmaganie

dla moich dzieci


 

bywa, że mam wątpliwość: czy słyszysz i pamiętasz o mnie?

i czasem myślę: czemu milczysz? czemu schowałeś się?

mijają chwile i dni, jak obłoki wiatrem poganiane

i coraz trudniej uwierzyć, że wszystko idzie dobrze

 

wiem, że to tylko konieczne zmaganie

i na pewno jesteś pełen zainteresowania

ale wiesz, jak trudne jest czekanie:

te noce pełne lęków

te rozmowy wsączające zamieszanie

i powstrzymywanie siebie, by zrobić… coś

 

dziś mam wątpliwość, czy ważna dla Ciebie

jest moja córka, mój syn -

tak dziwnie prowadzisz ich historie

jakby byli zdani tylko na siebie

 

ale od razu wołam w moim wnętrzu:

przecież byłeś dobry dla mnie

z pewnością będziesz dobry i dla nich!

ja cierpiałem i zobaczyłem sensowną ścieżkę

twoich walk o moje nawrócenie

 

i zostawiam wtedy mój niepokój

na wieszaku w przedpokoju

i odpoczywam w fotelu przed następną walką

 

rok 2015

 

 

rok 2015

dla moich wnuków


 

przed naszymi oczyma

zjawiają się okropne lęki

o nas i dzieci nasze

o dom

o ojczyznę

o kościół…

 

widzimy jak świat się zmienia

jak przyspiesza w tempie kosmicznym

przynosząc co dzień nowe obawy

pytania bez odpowiedzi

i ból

że nie znajdziemy światła: co robić?

jak przeżyć?

jak przeżyć to może nasze ostatnie

wyznanie życia?

 

świat skurczył się jak pomarańcza

i wszyscy wszystkim

zaglądają przez okno

 

zburzone zaufanie

przekroczone granice

i zmyto nam z twarzy radość

że jutro też jest dzień

piękny i świeży

 

co powiemy naszym wnukom?

 

czy podkulimy ogony

puścimy się w owczym pędzie

ku przepaści?

 

czy damy sobie złamać serce -

wyrzekniemy się wszystkiego

za garść spokoju z makijażem?

 

czy może wyznamy im

że nie pomyliliśmy się

że Nikt nas nie oszukał

i damy im nadzieję

i włożymy im do rąk odwagę?

 

i będą nas błogosławić

że nie ukradliśmy im Wiary

że zabłysnęliśmy światłem

którego nikt zgasić nie potrafił

-

nie zostawię cię

 

i żebyś wiedział, że cię nie opuszczę

nie zostawię cię

choć fale przelewają się

i niebo rzuca gwiazdami

i wszystko kręci się

w zawrotnym idiotycznym szaleństwie

 

nie będziesz sam

choć dziś wszystko wskazuje

że koniec nadszedł

 

 

poznanie

 

 

poznanie


 

zrozumiałem, że nigdy

nie miałem żadnych szans

by dojść tam, gdzie pragnę

by zdobyć, to za czym tak tęsknię

 

na rozplątanie ścieżek

nie starczy życia

na otwarcie tylu bram

nie starczy sił

a pragnienia są jak dym

płoną w ogniu rzeczywistości

 

dlatego dziś

postanowiłem, że na pewno mi się nie uda

i muszę odkryć

jak oprzeć się o Ciebie

jak zacząć żyć

i nie umierać

 

m i ł o s i e r d z i e

m i ł o s i e r d z i e

 

 

jakże ważne było dla mnie

to

że mnie nie odrzuciłeś

nie potępiłeś

przeciągnąłeś na brzeg życia

tam gdzie światło nie wygaśnie

 

to

zmieniło wszystko

i nazwało każdy rozdział

po imieniu

taką wdzięczność wlało w serce

że wyrywa krok do przodu

aby każdy poznał

te jedyne drzwi do wyzwolenia

 

to

nazwano przed początkiem

m i ł o s i e r d z i e m

 

było z każdym od narodzin

osłaniało płaszczem od rozpaczy

 

miałeś szansę za nim iść

i dać się uratować

 

plan ewakuacji

 

plan ewakuacji


 

gdy Cię nie znałem

to myślałem

że miłość można stworzyć

miłym uśmiechem

życzliwym sercem

pomocą każdemu

i modlitwą

 

ale gdy zacząłem poznawać

kim Jesteś

objawiło się bankructwo

moich dobrych uczynków i myśli

 

bo Ty nie przyszedłeś

by świat stał się miłym rajem

ale by uratować nas do piekła

strącić Lucyfera

pośród chaosu rozpadającego się wszechświata

w morze siarki i ognia

bezpowrotnie

przenosząc nas do wieczności

 

głęboka tęsknota

 

głęboka tęsknota


 

pomiędzy tamtym brzegiem i moim snem

znajduje się pejzaż, za którym tęsknię

właśnie tam zatrzymuje się czas

właśnie tam istnieje wieczność

 

i może jeszcze dziś pójdę tam

i zacznę, i zacznę robić to

na co życia było mi brak

i zacznę, i zacznę w końcu kogoś kochać

 

pójdź ze mną,

pójdź ze mną, poprowadzę cię

nie bój się,

nie bój się, będę z tobą razem

 

to jest,

to jest, to jest śpiewanie o szczęściu

które już nadchodzi

które już nadchodzi

 

wiem że uda się nam

wiem że uda się nam odnaleźć

złote drzwi

i otworzą się nam

i otworzą się nam i wejdziemy

w wieczne pejzaże

 

chodź ze mną

chodź ze mną, na pewno dojdziemy

 

chodź ze mną

chodź ze mną, na pewno dojdziemy

 

dobre

 

dobre


 

największe dzieją się niewidocznie

najpiękniejsze opisać nie można

a szczęśliwe chwycić w dłoń

to dobre jest wieczne

bez skończoności

przenika skórę, układ krwionośny i serce

 

tu zaczyna się święto

padają monumentalne baszty

wychodzi światło

i rozbłyska

 

moje oświecenie

 

 

moje oświecenie


 

to życie nasze

tak przesuwa się pomiędzy naszymi palcami

jak mgła rozmazana

na grzbietach wiatrów

- nie można chwycić je w garść

i zmusić do posłuszeństwa

 

a bezsenny czas

tak pcha nas

w oddech śmierci

że wszystko rodzi się

pod wielkim znakiem zapytania

- po co?

 

i gdyby nie Ty

należało by ucałować

zbuntowanych myślicieli

że „oświecili” nas

 

lecz Nadzieja nie umarła

i niebo gwiaździste nade mną

nie jest zamknięte

więc liczę

że uda się nam

przepłynąć tę burzę

choć brak nam już sił

bo nas uratujesz

 

tak wiele

 

tak wiele


 

tak wiele mam Twych myśli

spisanych na ścianach serca -

w tym intymnym miejscu spotkań

 

zawieszone na szczęśliwych gwiazdach

obrazy z kolekcji mego grzesznego życia

to wszystkie ślady Twoje, które dostrzegłem

 

a jednak c o ś wydarzyło się

i czas nie spływał do morza

w bezsensownej ucieczce przed śmiercią

 

a jednak dałeś się pochwycić - nieuchwytny

a jednak tęsknota była tęsknotą

i spełniona ugasiła mój głód i pragnienie

 

tak wiele pocałunków złożyłeś

na śladach, które wywiodły mnie

z ciemności

 

tak wiele Twych słów spisałem

na welonach, za którymi ukrywam

swoje prawdziwe oblicze

 

wszystko nic

 

wszystko nic


 

dom rodzina

miasto i obok las

kolory pomysły czas

szczęśliwe chwile

przyjaźń i konstelacje gwiezdne -

wszystko - -

wszystko przemija

 

na czym można oprzeć

swoje zmęczone nogi

po podróży z krain

smutku i rozczarowań?

tak by znów

nie zatruć serca

kłamstwem i pretensją?

 

dziś nie pozwolę

ukraść sobie

tej skały jaką jesteś Ty

 

nie przyglądam się za długo

moim wrogom

by pamiętać ich twarze

ale wracam wciąż do miejsca

w którym ukryłem

Twój zaręczynowy prezent

 

już niedługo

za niewiele chwil

wszystko będzie nowe

 

słowo zbawienia

 

słowo zbawienia


 

wyjechaliśmy wczoraj do Warszawy

złożyliśmy zmęczenie do bagażnika

drogi kładły się nam pod koła

a czas wyciskał w nas oczekiwanie

 

i tam jedno słowo

przeszło pośród nas

by dać nam siłę wyjść

naprzeciw naszym wrogom

i zmierzyć się z naszą śmiercią

 

a potem tylko nocny szum opon

powrót

by żyć i umierać od nowa

jak wczoraj tak i jutro

 

na koniec

 

na koniec

moim katechumenom


 

i na koniec

będę musiał

odejść bez pożegnania

bez pocałunku

niespodziewanie

zostawić w s z y s t k o

- co mi tam, nie warto nawet za tym tęsknić i żałować

 

i na koniec

nie będę miał nawet listu polecającego

chyba, że… kochałem kogoś

naprawdę

wtedy opieczętują moje czoło

wyleją olejek na brodę

i wprowadzą do sali

 

szerokim białym dywanem przeprowadzą

po lewej i prawej miriady przyjaciół

których nie znałem -

kibicowali mi od narodzin

wyczekiwali szczęśliwego zakończenia

i udało się!

 

i na koniec

zacznie się w s z y s t k o

dopiero teraz zacznę rozumieć

poznawać Kogoś

kto tęsknił za mną

i nie znudzę się przez całą wieczność

 

wszystko

 

wszystko


 

jak najlepiej chciałeś dla mnie

i nie brakowało mi niczego

od narodzin do dziś

 

mówili mi, że muszę

zrobić coś

by spać bezpiecznie

i nie pozwoli

byś tylko Ty wykładał

swoją troskę na stół

 

chciałeś -

i pustynię zamieniłeś w Raj

dla mnie