PUKAJĄC DO DRZWI
Pukając do Drzwi

nie zatrzymasz mnie
wieczorami
rozterka
a kiedy...
gdy zapominam
bezdomni
czekanie
wiezienie
pustka
wieczorem
uwikłanie
obym ocalał gdybym Cię kochał
pamiętasz
pytanie o sens
od dawna
prawdziwe
gdy pukasz do mych drzwi
oświecenie
z wody naszych chwil z cokołu
na końcu życia odwaga
od do
biegnąc granica
sens
wybranie
cierpliwy
nie zostawię cię pokuszeni
sekret
14 miliardów lat miłości
już jutro nas znalazła
poznanie
szukanie
to nieustanne zmaganie
miłosierdzie
na koniec
plan ewakuacji rok 2015
dobre
głęboka tęsknota
oświecenie
słowo zbawienia
wszystko nic
wszystko
zostało tak niewiele dni
tak wiele
nie zatrzymasz mnie
nie zatrzymasz mnie
już nie zatrzymasz mnie
i nie dasz rady zmienić moich pragnień
nie mają już wpływu
twe miłe uśmiechy
ani prośby
ani nawet łzy
(gdyby okazało się
że są...)
wybrałem mój sekretny znak
i tajemny szyfr
by otworzyć bramę życia
gdy ukaże się przede mną
niespodziewanie we mgle
po ostatnim wdechu
i pierwszym głębokim uspokojeniu...
dziś jeszcze próbujesz mnie zatrzymać
bym zgubił drogę
poplątał krok
i stracił pewność
ale ja znam te chwile zwątpienia
i wiem, że zawsze kończą się źle
więc wybacz – nie wysłucham twych próśb
i zostawić cię muszę
tam, gdzie chcesz zostać...
gdzie to jest?
jeszcze nie wiem
gdzie to jest?
niedaleko
i niedługo
wieczorami
wieczorami
pukają do mnie co wieczór ludzie
błagają o odrobinę wody
by ugasić ogień
który wypala im serce -
o szczyptę pocieszenia
... i odchodzą w ciemność i ciszę
noszę potem każdego
w kieszeni modlitw
wyciągam z niej pogniecione imiona
wołam w niebo
sam idąc przez życie
po kruchej linie
niepewnie stawiając kroki
zmęczony
... choć świeży zarazem
noszę w sercu ich oczy nieszczęśliwe
a ich łzy jak diamenty
błyszczą wieczorami, bym pamiętał o nich
dał im pić i pocieszył
gdy zamykam oczy
gdy zamykam oczy
Magdalenie
było wiele chwil
gdy byłem szczęśliwy
i gdy płakałem
a łzy były jak krzyk radości
czysty i sięgający nieba
nie straciłem żadnej z nich
zapisałem na ścianach mego serca
każdą minutę
gdy świat rozkwitał magnolią
a ptaki unosiły mnie
ponad wszystkie smutki
wytyczając nadzieję
umrę niebawem
i co dzień wstaję z pytaniem: czy to już… dziś?
dziś, gdy szczęście
mnie zatrzyma i powie szeptem: wygrałeś!?
i przestanę tęsknić?
za czymkolwiek? i za kimkolwiek?
było wiele chwil
na szczęście za małych
na łzy za szybkie
gdy zmieniało się całe moje życie
jak motyl prostowałem pomarszczone skrzydła
jak sztandary zwycięstwa
rozterka
rozterka
Piotrowi L.
tyle razy próbowałem wyznać Ci ustami swoją wdzięczność
lecz sercem daleko od Ciebie
znaczyłem w mym życiu
ślady nieufności
omijając twe święte plany
to rozdarcie
rozcinało moją duszę wiele lat
a Ty pozwalałeś
bym próbował swoich sił
i smakował goryczy życia bez Ciebie
dziś zdaję sobie sprawę
że gdyby nie Twa powściągliwość
nie przekonałbym się nigdy
że tylko przy Tobie
znajdę
odpoczynek od mojej głupoty
od nerwic
od presji świata
od pożądliwości wszystkiego...
czy zaprosisz mnie jeszcze kiedyś
do szaleństwa?
do ognistych wyrzeczeń?
do pozostawienia wszystkiego za sobą
by tylko być blisko Ciebie?
bo jeśli dziś tęsknię
to widać, że odszedłem
od murów Twej świątyni
a oparty o cokół rutyny
bez mocy wyznaję swoją wdzięczność
z wiosną zielenieją pąki
coś nowego nadchodzi po cichu
by wybuchnąć kolorami
i zapach słodyczy rozmazać
na każdym stęsknionym sercu...
a kiedy...
a kiedy...
a kiedy już wyrzekniesz się miłości
która cię zrodziła, pieściła i kochała
wysadzisz mosty po których przychodzili
niechciani a najwierniejsi przyjaciele
i gdy rozpalisz stosy
by z dymem puścić ideały z młodych lat
wtedy...
wtedy nie wiem co się stanie…
a kiedy już wyrzucisz wszystkie listy
jak wyschnięte pomarańcze
i dokładnie podrzesz zaproszenia
i gdy wyprzesz się serdecznych modlitw
miłosierdzia już nie będziesz szukać
wtedy…
wtedy nie wiem co nadejdzie…
a kiedy ja zestarzeję się
i ciężki stanie się oddech mój
i choć stracę siły i pamięć
wciąż nadzieja będzie ze mną
że powrócisz
z cokołu
z cokołu
kiedyś wydawało się wszystko proste
tak białe, że nie czarne
tylko trzeba dobrze wybierać
i trochę chcieć...
i z łatwością posyłałem na szafot
każdego
kto zawinił
- przecież mógł żyć inaczej…
gdy rok za rokiem
traciłem pewność siebie
butę i twarde czoło
gdy wyciekła gorycz z serca
to nadpłynęło z obłokami
miłosierdzie
przecież nie byłem w stanie zrobić inaczej…
i krzywdy zapominam
i pogubiłem swoje racje
gdy zapominam
gdy zapominam
gdy na horyzoncie znikają
najpiękniejsze dni z mego życia
i coraz trudniej mi przypomnieć
co było przed
a co było za
i coraz więcej niepewności
czy naprawdę to wszystko
kiedykolwiek zdarzyło się?…
…wtedy siadam naprzeciw twoich oczu
i pytam: pamiętasz jak pierwszy raz…?
jak było trudno … zaczynać?…wracać?
i wydawało się, że nadzieje nasze
zdradziły nas wszystkie…
pamiętasz … pierwszy krzyk córki?
pierwsze słowo? pierwszy krok?
ulotne jak oddech
rozmazały się
w natłoku cierpienia
i grzechów
… a potem przychodzi wdzięczność
nieoczekiwanie siada ze mną do kolacji -
wystarczy, by płomień gorliwości
płonął we mnie
do ostatniej chwili życia
bezdomni
bezdomni
śpią na dworcach, w parkach, po ulicach
oparci o ścianę
zasypiają wtuleni w okruch tynku z pajęczyną
budzi ich poranny patrol
rozrzucając złote sny o szczęściu
po chodniku
cały dom wciśnięty w cztery torby
noszą od bramy do bramy
i po śmietnikach szukają skarbów
i odrobiny twego miłosierdzia
wyciagając rękę
nie liczą na nic
oprócz odrzucenia
każdy z nich, jak anioł
mija nasze ściśnięte serca
zapraszając nas
by oddać to
co do nas nie należy
czekanie
czekanie
Arkowi Marzenie
może dziś, a może jutro
wyruszę koniecznie
zostawię mój dom, pieniądze, przyjaciół
i będą mówić, że zwariowałem
że nieodpowiedzialność wystaje mi spod kołnierza
jak brudna koszula
i wielu wystawi mi cenzurę
niedopuszczającą do życia
ale ja nie mogę postąpić inaczej
lecz wyrzekając się wszystkiego
muszę zdać się cały w ręce Ojca
który bardziej kochał mnie
niż ty, który tak bardzo dziś
martwisz się o mnie
wszyscy myślą
że tylko marzę, że żartuję
że z czasem wygaśnie we mnie
ta religijna fantazja
lecz nie wiedzą
że ten dzień
jest już tuż, tuż
spakowany czekam
wciąż gotowy by ruszyć...
więzienie
więzienie
tak wiele z naszych pragnień
kończy swe życie
w chwili, gdy je mówimy
potem nadciąga codzienna konieczność
ważnych spraw, utartych ścieżek
i zmuszamy się
by zapomnieć
wsunąć na najwyższą półkę
to co przed chwilą
było dla nas sercem naszego spełnienia
tak bardzo boimy się
nowego, nieznanego
że wracamy do klatki
z której przed chwilą chcieliśmy uciec
_____________________
ryzykiem jest utrata tego
co i tak nie należy do nas
nagrodą - nieśmiertelność
pustka
pustka
odpływają obłokami
dzieci z mego domu
trudniej sensem czas zapełnić
łatwiej spać i nic nie robić
i szturchają mnie pytania:
jak przeżyję moją starość?
jak wypełnię puste chwile?
i choć w duszy młodość dźwięczy
co dzień wielkie kreśli szkice
jednak coraz trudniej wyrwać
z serca siłę
by zabiło trochę szybciej...
i choć moja żona piękna
jest najlepszą towarzyszką
moich zmagań
nie rozumie mego bólu
który skleił moje ręce
chciałbym kochać tak
jak nigdy nie kochałem
nie czuć w duszy
że upływa ze mnie szczęście
kiedy wieczór
ściąga welon złudzeń
o nie dopuść
bym żył życiem tak spokojnym
żeby wygasł we mnie ogień
wielki płomień zdmuchnął spokój
wieczorem
wieczorem
Markowi Borowskiemu
wieczorem, gdy cisza wychodzi z cienia
ubrana w gwiezdny pył
i wszystko zwalnia swój bieg
w nieustannej ucieczce przed śmiercią
skradam się pod twe drzwi
i słucham jak lekko oddychasz
wchodzę
poprawiam ciemność za gęstą koło łóżka
i wycieram zmartwienie
które przykleiło się do poduszki...
wieczorem życie staje się proste
jaśniejsze są myśli
spokojniej bije serce
opadają emocje
i jest nadzieja, że starczy czasu
by wyznać tajemnice noszone od dawna
spaliłem wczoraj na stosie
moje pomysły na piękniejsze życie
moje pragnienia i rady i pretensje
i tyle miejsca nagle w pokoju
jak w wielkiej sali balowej
wieczorem zaglądasz przez okno
i patrzysz jak żyję
sprawdzasz, czy możesz zrobić następny ruch
uwikłanie
uwikłanie
Agnieszce K.
uwikłałeś mnie w historię
skomplikowaną
wielowątkową
zaskakującą -
któż może ją objąć?
dokładny płomień
u początku i na końcu
idealny puls krwi pośrodku
miliony możliwości
bez empirycznej weryfikacji
która lepsza
i stanie się? co? - nie wiem
w tej mojej historii
niewykrzyczanych pragnień
ukrytych tęsknot
i prawdziwych błędów
uwikłałeś mnie bez pytania o zdanie
w gąszcz wielkiej historii
wygnania i powrotów
gdzie można zmienić
szalone trajektorie decyzji
i pokochać kogoś
pokuszenie
pokuszenie
moje pokusy są takie jak twoje
ten sam nieustanny niepokój
o to czy ktoś pamięta i kocha mnie?
czy lepiej zabezpieczyć się
bo może nikogo nie ma poza mną?
i jest tak:
żyjemy z rozdwojonym sercem
co innego na ustach
co innego robią nasze ręce
- potomstwo wężowe
godne politowania
gdzie jest miejsce dla nas?
czy jest taka miłość która kocha nas?
czy jest wyjście by ocalić nas?
obym ocalał
obym ocalał
kiedy zrzucą mnie z piedestału mojej pewności
będę cierpieć słusznie i sprawiedliwie
nie zostanie mi nawet jeden okruch
chleba zachwyconych spojrzeń
i miłych westchnień
nagi stanę przed sobą
bez złudzeń
że zasłużyłem na cokolwiek
i okaże się naprawdę
gdzie zdążałem, co robiłem, o czym myślałem
i czy zależało mi serdecznie na miłości
i lepiej
by nie ominęła mnie ta niespodzianka
pełna mocnych wrażeń
padającego w gruzy iluzorycznego świata
huraganu zmiatającego trzecią część mojej duszy
i jest nadzieja
że przeżyję
i coś ze mnie zostanie
gdybym Cię kochał
gdybym Cię kochał
Wioletce
gdybym potrafił
to bym Cię kochał
kochana
i co dzień
przynosił kwiaty
kawą rano budził twe wlosy
i nie pozwolił, by twe życie
nie mało sensu
gdybym Cię kochał
to nasze łoże byłoby słodkie
a suknie czekałyby piękne
na każdy twój uśmiech
lecz ja niestety
dziś nie potrafię
kochać Ciebie -
kiedy wyciągam ręce
to ciebie krzywdzę
a słowa moje jak słony miód
nie smakują
wybacz kochana
że nigdy nie spełnię
utęsknień twoich
i nie napełnię serca
słodyczą kochania
pytanie o sens
pytanie o sens
nie tak łatwo odnaleźć swój dom
ten tajemny sens istnienia
zakryty przed wścibskimi
organizatorami życia
- dzięki Bogu! o tak...
to szukanie
zadaje ból
sięgający każdego oddechu
wnikające w każdy krok
to pytanie…
o sens życia
odpowiedź łatwa
lecz zakryta przed pewnymi siebie
i nadętymi
objawiana pokornym
puka do serc
czeka na gościnę
od dawna
od dawna
od dawna znałem całe swoje życie
wypisane na marginesie każdego wydarzenia
zapowiedzi cierpień i obietnice wybawień
nie było niczego
czego nie mógłbym się nie spodziewać
ukryte na zwitkach wypadów w góry
załączone do każdego spotkania
wypisane na twarzach, słowach i cieniach
od dawna znałem całe moje życie
tylko nic nie rozumiałem z niego
i szarpany nerwicami
wiłem się jak piskorz
jak dobrze doczekać takiej chwili jak ta
gdy prawie wszystko jasne jest
jak promień słońca
i gdy nawet niejasne
to głęboka pewność zawsze dobrej przyszłości
pozwala ruszać co dzień
i nie bać się
prawdziwe
prawdziwe
kiedy odejdę
z tej ziemi
chciałbym byś myślała o mnie to
co jest prawdziwe
i wiedziała
że zawsze walczyłem o życie wieczne
od pierwszych promieni dnia do nocy
a potem nawet we śnie..
kim byłem - wiesz -
tym, który wiele zgrzeszył
wiele błądził, wiele sądził
nie miałem szans na Niebo
i gdyby nie zatrzymał się On
jęczałbym do dziś
żyłem tylko po to
by ktoś mógł Jego spotkać
- na to się właśnie zgodziłem
i nie załuję
oświecenie
oświecenie
o gdybym mógł zrobić to
czego nie zrobiłem
i wycofać wszystkie głupie słowa
przez które cierpiało tylu
przeze mnie
lecz być może
… na pewno
było w tym zamierzenie
samego Boga
tak poukładane ukłony Miłości
i bluźnierstwa diabła
stworzyły niepowtarzalną
historię mojego zbawienia
nie mogłem inaczej
a Bóg, który mógł
pozwolił na niedoskonałe
moje decyzje
na błędy wielu
w tak kruchym naczyniu życia
a Twoja ręka opatrzności
popychała mnie ku horyzontowi
który wydawał się nie do osiągnięcia
odganiając zmory lęków
i wycierając łzy
za światem, który znikał za mną
jak gdyby za największą stratą
bądź przy mnie
w tej godzinie
gdy granice zacierają się
i nie wiadomo co dalej? -
bądź przy mnie i asekuruj mi
w zmaganiach
jak najwierniejszy kibic
który chce bym wygrał
bądź przy mnie
Panie
zostało tak niewiele dni
zostało tak niewiele dni
zostało tak niewiele chwil
gdy przyjdzie ten
ostatni dzień
przed końcem świata
więc trzeba dzisiaj zacząć już
oddawać to
co okradliśmy
tak wielu ludziom
spokojne noce
i pokój w sercu
nadzieję
oraz pragnienie życia
i szczerą pewność
że ktoś cię kocha
i że możliwa jest wieczna miłość
ty mnie pytasz dziś
czy to wszystko jest
prawda
czy gwarancje dam
że ten inny świat
istnieje
tu niestety jest ten moment
że nic nie powiem
bo co przeżyłem
to przeżyłem
i żadne słowa i dowody
nic nie rozwiążą
bo trzeba spotkać
taką Miłość
i dziś wyruszyć drogą
która ci nieznana
odkrywać wielkie szczyty
żyć dniem dzisiejszym
mieć szczerą pewność
że ktoś cie kocha
i że możliwa jest wieczna miłość
to co mogę ci
dzisiaj jeszcze dać
to słowo
że przeżyłem to
i że wszystko było
dobre
na końcu życia
na końcu życia
na końcu życia
nagle przypomnę sobie
że zapomniałem ciebie kochać
tyle razy płakałaś
czekając, że może dziś
coś poruszy się we mnie -
wyjdę poza siebie
i zauważę twoją łzę
drążącą ślad na policzku
niegotowy zacząłem żyć
i niegotowy zbliżam się do śmierci
z gasnącym płomieniem zapału
ostatkiem sił
przemierzam drogę do ciebie
by cię spróbować kochać
na końcu życia
###
###
zamknąłem dzisiaj drzwi za sobą
przez które mnie młodość przeprowadziła
gdy bałem się samotności
i chciałem by ktoś
zatrzymał wzrok na mnie
gdy szukałem obrony
przed tandetą życia
brama marzeń zamknięta
i nie chciałbym znów poić cierpienia
tęsknotą za innym życiem
gotowy jestem stanąć twarzą w twarz
z Prawdą
i ponieść rezultaty mojej niecierpliwości
butnych wyborów
stoczyć bitwę ze sobą
i poznać dno mego obłudnego serca
sens
sens
Marysi i Arturowi
niechcący urodziłem się w tym świecie
niepytany o zdanie
czy chcę istnieć?
zaplątany zostałem w historie
tak wielu ludzi
jednych poznałem bardziej
innych prawie wcale
istnienie moje ledwo tlące się
cudem przetrwało
tysiące moich głupich wyborów
i nawet czasem zabłysło
wbrew naturze
zostawiając ślad wiecznego oddechu
wiele razy byłem pewien
że cierpienie
to cień drugiego człowieka
jego błędów i grzechów
i co dzień szedłem na wojnę
by zmienić świat
aż odkryć po latach
że nic nie rozumiem
i dziś
gdy całe me ciało traci świeżość
zaczynam
lękać się o siebie
gdy oczy widzą to, co nie widziały
w głębi mego serca
i uszy słyszą to, co nie słyszały
i wtedy już wiem
jak daleko mi do miłości
a jednak warto jest żyć
mimo tylu łez
by znaleźć sens
stworzony z miłośći
wybranie
wybranie
od kiedy wybrałeś mnie
świat zaczął nabierać kolorów
i powoli zacząłem budzić się ze śmiertelnego snu
chciałeś uratować mnie
i zrobić ze mnie kwiat jednej nocy
który czeka na słodki cud przemiany
za to wybranie
noszę dziś wdzięczność
a talizman na sercu wywołuje we mnie tęsknotę
za spotkaniem
wiem, że jeszcze wiele musi się zmienić
serce wytrawić z sieci splątanych lęków
aż wytryśnie źródło:
leczący napój życia
od do
od do
co miałem robić! co?
gdy Cię nie znałem…
męczyłem świat swoim oddechem
wylewałem potok słów
truciznę
która uśmiercała nadzieję
ślepy
ucząc ślepoty każdego
przechodziłem z ciemności w ciemność
mając z dnia na dzień
coraz mniej światła
ale to to nie ból zwycięża
lecz ukojenie
nie krzyk przynosi wiosenny wiatr
ale śpiew
i wszystko zabrałeś
lecz nic nie przepadło
całego spaliłeś
lecz nie unicestwiłeś
biegnąc
biegnąc
zamyślony czas śledził
szelesty liści
roztargnionym krokiem rozsuwanych
gdy biegłem na spotkanie z tobą
z gitarą
gdy goniły mnie wątpliwości:
czy uda się, by mnie pokochała?
czas był asystentem
spisującym każde przychylne jej spojrzenie
i mój każdy ból i szczęście
a listonosz roznosił listy
jak gdyby nic
a ziemia dalej kręciła się
nie spoglądając wstecz
a ja odkryłem właśnie ósmy kontynent
i zapach fiołków i konwalii
w ostatniej chwili mojej młodości
i gdyby, było gdyby
to nie chciałbym
by pojawiło się
by dać mi inną propozycję…
nie chciałbym
zbłądzić znowu
granica
granica
odkąd spotkałem Chrystusa
wszystko nabrało sensu
a przyjaciółki: śmierć i udręka
nadały smak życiu
i choć spotkałem Go dawno
wciąż nie wiem, kim jest?
i dlaczego tak bardzo
zależy Mu na mnie?
wszystko byłoby proste
lecz trujące pouczenie moralizmu
zabija w nas głos
Kochającego grzesznika
tylko Ty możesz znaleźć ścieżkę
i uwolnić
zmęczoną duszę
zwiedzioną fałszywym Chrystusem
sekret
sekret
daleka, choć krótka, nasza podróż
przez przestrzenie galaktycznej ciszy
pośród powracających komet
i natarć meteorytów
zmieszanych z pyłem kosmicznym
i wiatrem słonecznym
między miriadami światów
przemykając się na palcach
nocą
by nie zbudzić końca świata
dalekie nasze uciekanie
od początków istnienia
jakbyśmy tęsknili za śmiercią
a przecież kochamy żyć, nie umierać
nie wierz nikomu, kto przekonuje
że nie ma Bramy i że końcem twych tęsknot - proch
i że nie ma nad nami nikogo
a miłość to nigdy nie spełnione marzenie
nie wierz i nie ufaj
dobrze że odkryłem
Sens sensów
jak perłę
za którą kupię cały świat z kawałkiem Nieba
i pokój z widokiem na fale uderzające
o brzeg
szeleszczące: miłość żyje, nie umiera
14 miliardów lat miłości
14 miliardów lat miłości
4 % to materia czyli między innymi my
27 % to ciemna materia
69 % to ciemna energia
od pokoleń myślałeś o mnie
bym zaistniał
razem z gwiazdami
galaktykami
pyłem kosmicznym
z ciemną materią i energią
przez wszystkie ery świata
popychałeś każdą rzeczywistość
na ścieżki, by skrzyżowały się
w dniu
stworzenia mnie
do nieśmiertelności
musiałeś bardzo kochać mnie
że zaangażowałeś cały wszechświat
by zaczął żyć ten proch
słaby i kruchy człowiek -
ja niewdzięczny i niewierny
a jednak mimo to
ukochany
przez Ciebie
już jutro
już jutro
jak wyjdziemy dziś
zobaczyć raz jeszcze
czy świat cały stoi na miejscu
i czy wszystko idzie jak trzeba
to proszę cię
byś pamiętała
zgasić ogień w kominku -
nie chcę by wzywał mnie
w pułapkę świętego spokoju
niech wie, że niekoniecznie wrócimy
i że wszystko jest kruche
bo czas wciąż wylewa się
marnując tętno mojej krwi
i szelest oddechu
wiem, że już jutro
zmieni się wiele:
i ty i ja
i liczyć się będzie tylko to
czy żywi jesteśmy
nas znalazła
nas znalazła
mojej jedynej Ukochanej
ty zawsze miałaś kwiaty we włosach
uśmiechem wyważałaś moją bezradność
byłaś blisko robiąc zamieszanie
i musiałem zaczynać wciąż od nowa
ale nigdy bym nie oddał
tych chwil z tobą
natarczywych pytań
kłótni w nocy i pocałunków nad ranem
spacerów, życzliwych planów
i chrapania nocą
nie chciałbym
by ta przygoda
skoń-czy-ła się
zwiędnął następny kwiat
a włosy coraz mocniej dają znać
że czas wypalił następny rok
a my wciąż kontemplujemy
miłość
która nas znalazła
zadowoleni
wdzięczni
i szczęśliwi mimo wszystko
szukanie
szukanie
skąd? dokąd?
jak i po co?
czy i dlaczego?
szukam co dzień słowa
które pomoże mi żyć
które może uratuje mnie
tego dnia
ochłodzi moje gorące czoło
i da wytchnienie
bo jak można żyć
psim życiem
i być zadowolonym?
jak można kochać
gdy nie wiem, że żyję
i dlaczego?
czy zobaczę
dzieci moich synów?
posmakuję dobrych owoców
a nie gorzkich jagód?
czy dasz mi zobaczyć
że wszystko miało sens
i że coś
udało się i nie poszło na potępienie?
to nieustanne zmaganie
to nieustanne zmaganie
dla moich dzieci
bywa, że mam wątpliwość: czy słyszysz i pamiętasz o mnie?
i czasem myślę: czemu milczysz? czemu schowałeś się?
mijają chwile i dni, jak obłoki wiatrem poganiane
i coraz trudniej uwierzyć, że wszystko idzie dobrze
wiem, że to tylko konieczne zmaganie
i na pewno jesteś pełen zainteresowania
ale wiesz, jak trudne jest czekanie:
te noce pełne lęków
te rozmowy wsączające zamieszanie
i powstrzymywanie siebie, by zrobić… coś
dziś mam wątpliwość, czy ważna dla Ciebie
jest moja córka, mój syn -
tak dziwnie prowadzisz ich historie
jakby byli zdani tylko na siebie
ale od razu wołam w moim wnętrzu:
przecież byłeś dobry dla mnie
z pewnością będziesz dobry i dla nich!
ja cierpiałem i zobaczyłem sensowną ścieżkę
twoich walk o moje nawrócenie
i zostawiam wtedy mój niepokój
na wieszaku w przedpokoju
i odpoczywam w fotelu przed następną walką
rok 2015
rok 2015
dla moich wnuków
przed naszymi oczyma
zjawiają się okropne lęki
o nas i dzieci nasze
o dom
o ojczyznę
o kościół…
widzimy jak świat się zmienia
jak przyspiesza w tempie kosmicznym
przynosząc co dzień nowe obawy
pytania bez odpowiedzi
i ból
że nie znajdziemy światła: co robić?
jak przeżyć?
jak przeżyć to może nasze ostatnie
wyznanie życia?
świat skurczył się jak pomarańcza
i wszyscy wszystkim
zaglądają przez okno
zburzone zaufanie
przekroczone granice
i zmyto nam z twarzy radość
że jutro też jest dzień
piękny i świeży
co powiemy naszym wnukom?
czy podkulimy ogony
puścimy się w owczym pędzie
ku przepaści?
czy damy sobie złamać serce -
wyrzekniemy się wszystkiego
za garść spokoju z makijażem?
… czy może wyznamy im
że nie pomyliliśmy się
że Nikt nas nie oszukał
i damy im nadzieję
i włożymy im do rąk odwagę?
i będą nas błogosławić
że nie ukradliśmy im Wiary
że zabłysnęliśmy światłem
którego nikt zgasić nie potrafił
-
nie zostawię cię
i żebyś wiedział, że cię nie opuszczę
nie zostawię cię
choć fale przelewają się
i niebo rzuca gwiazdami
i wszystko kręci się
w zawrotnym idiotycznym szaleństwie
nie będziesz sam
choć dziś wszystko wskazuje
że koniec nadszedł
poznanie
poznanie
zrozumiałem, że nigdy
nie miałem żadnych szans
by dojść tam, gdzie pragnę
by zdobyć, to za czym tak tęsknię
na rozplątanie ścieżek
nie starczy życia
na otwarcie tylu bram
nie starczy sił
a pragnienia są jak dym
płoną w ogniu rzeczywistości
dlatego dziś
postanowiłem, że na pewno mi się nie uda
i muszę odkryć
jak oprzeć się o Ciebie
jak zacząć żyć
i nie umierać
m i ł o s i e r d z i e
m i ł o s i e r d z i e
jakże ważne było dla mnie
to
że mnie nie odrzuciłeś
nie potępiłeś
przeciągnąłeś na brzeg życia
tam gdzie światło nie wygaśnie
to
zmieniło wszystko
i nazwało każdy rozdział
po imieniu
taką wdzięczność wlało w serce
że wyrywa krok do przodu
aby każdy poznał
te jedyne drzwi do wyzwolenia
to
nazwano przed początkiem
m i ł o s i e r d z i e m
było z każdym od narodzin
osłaniało płaszczem od rozpaczy
miałeś szansę za nim iść
i dać się uratować
plan ewakuacji
plan ewakuacji
gdy Cię nie znałem
to myślałem
że miłość można stworzyć
miłym uśmiechem
życzliwym sercem
pomocą każdemu
i modlitwą
ale gdy zacząłem poznawać
kim Jesteś
objawiło się bankructwo
moich dobrych uczynków i myśli
bo Ty nie przyszedłeś
by świat stał się miłym rajem
ale by uratować nas do piekła
strącić Lucyfera
pośród chaosu rozpadającego się wszechświata
w morze siarki i ognia
bezpowrotnie
przenosząc nas do wieczności
głęboka tęsknota
głęboka tęsknota
pomiędzy tamtym brzegiem i moim snem
znajduje się pejzaż, za którym tęsknię
właśnie tam zatrzymuje się czas
właśnie tam istnieje wieczność
i może jeszcze dziś pójdę tam
i zacznę, i zacznę robić to
na co życia było mi brak
i zacznę, i zacznę w końcu kogoś kochać
pójdź ze mną,
pójdź ze mną, poprowadzę cię
nie bój się,
nie bój się, będę z tobą razem
to jest,
to jest, to jest śpiewanie o szczęściu
które już nadchodzi
które już nadchodzi
wiem że uda się nam
wiem że uda się nam odnaleźć
złote drzwi
i otworzą się nam
i otworzą się nam i wejdziemy
w wieczne pejzaże
chodź ze mną
chodź ze mną, na pewno dojdziemy
chodź ze mną
chodź ze mną, na pewno dojdziemy
dobre
dobre
największe dzieją się niewidocznie
najpiękniejsze opisać nie można
a szczęśliwe chwycić w dłoń
to dobre jest wieczne
bez skończoności
przenika skórę, układ krwionośny i serce
tu zaczyna się święto
padają monumentalne baszty
wychodzi światło
i rozbłyska
moje oświecenie
moje oświecenie
to życie nasze
tak przesuwa się pomiędzy naszymi palcami
jak mgła rozmazana
na grzbietach wiatrów
- nie można chwycić je w garść
i zmusić do posłuszeństwa
a bezsenny czas
tak pcha nas
w oddech śmierci
że wszystko rodzi się
pod wielkim znakiem zapytania
- po co?
i gdyby nie Ty
należało by ucałować
zbuntowanych myślicieli
że „oświecili” nas
lecz Nadzieja nie umarła
i niebo gwiaździste nade mną
nie jest zamknięte
więc liczę
że uda się nam
przepłynąć tę burzę
choć brak nam już sił
bo nas uratujesz
tak wiele
tak wiele
tak wiele mam Twych myśli
spisanych na ścianach serca -
w tym intymnym miejscu spotkań
zawieszone na szczęśliwych gwiazdach
obrazy z kolekcji mego grzesznego życia
to wszystkie ślady Twoje, które dostrzegłem
a jednak c o ś wydarzyło się
i czas nie spływał do morza
w bezsensownej ucieczce przed śmiercią
a jednak dałeś się pochwycić - nieuchwytny
a jednak tęsknota była tęsknotą
i spełniona ugasiła mój głód i pragnienie
tak wiele pocałunków złożyłeś
na śladach, które wywiodły mnie
z ciemności
tak wiele Twych słów spisałem
na welonach, za którymi ukrywam
swoje prawdziwe oblicze
wszystko nic
wszystko nic
dom rodzina
miasto i obok las
kolory pomysły czas
szczęśliwe chwile
przyjaźń i konstelacje gwiezdne -
wszystko - -
wszystko przemija
na czym można oprzeć
swoje zmęczone nogi
po podróży z krain
smutku i rozczarowań?
tak by znów
nie zatruć serca
kłamstwem i pretensją?
dziś nie pozwolę
ukraść sobie
tej skały jaką jesteś Ty
nie przyglądam się za długo
moim wrogom
by pamiętać ich twarze
ale wracam wciąż do miejsca
w którym ukryłem
Twój zaręczynowy prezent
już niedługo
za niewiele chwil
wszystko będzie nowe
słowo zbawienia
słowo zbawienia
wyjechaliśmy wczoraj do Warszawy
złożyliśmy zmęczenie do bagażnika
drogi kładły się nam pod koła
a czas wyciskał w nas oczekiwanie
i tam jedno słowo
przeszło pośród nas
by dać nam siłę wyjść
naprzeciw naszym wrogom
i zmierzyć się z naszą śmiercią
a potem tylko nocny szum opon
powrót
by żyć i umierać od nowa
jak wczoraj tak i jutro
na koniec
na koniec
moim katechumenom
i na koniec
będę musiał
odejść bez pożegnania
bez pocałunku
niespodziewanie
zostawić w s z y s t k o
- co mi tam, nie warto nawet za tym tęsknić i żałować
i na koniec
nie będę miał nawet listu polecającego
chyba, że… kochałem kogoś
naprawdę
wtedy opieczętują moje czoło
wyleją olejek na brodę
i wprowadzą do sali
szerokim białym dywanem przeprowadzą
po lewej i prawej miriady przyjaciół
których nie znałem -
kibicowali mi od narodzin
wyczekiwali szczęśliwego zakończenia
i udało się!
i na koniec
zacznie się w s z y s t k o
dopiero teraz zacznę rozumieć
poznawać Kogoś
kto tęsknił za mną
i nie znudzę się przez całą wieczność
wszystko
wszystko
jak najlepiej chciałeś dla mnie
i nie brakowało mi niczego
od narodzin do dziś
mówili mi, że muszę
zrobić coś
by spać bezpiecznie
i nie pozwoli
byś tylko Ty wykładał
swoją troskę na stół
chciałeś -
i pustynię zamieniłeś w Raj
dla mnie