BURZA I CISZA
Burza i Cisza

~~~~ (gdy piszę wiersze...)
### (na krawędzi...)
bez złudzeń
nagle
o Kościele
samotni
errata
oko opatrzności
tyle razy
krzyk do współczesnych
depresja
rozpoznanie
gdy wojna nadchodzi
co myślę, gdy słyszę Twe imię
gdy wiary brak...
moje dziś
ciche niepokoje
nasza perspektywa
świeża miłość
miłość
...i opuścili Go wszyscy...
kompozycja
dla ciebie
pierwszy lot
gdyby nie starość...
tak wiele
plany na przyszłość
nie zginąć
Roma
Szczecin
co powiedzą
za mało
25
gdy wieczorem patrzymy na ulicę...
przygotowanie na pierwsze spotkanie
kiedy pragnę zacząć cię kochać
mój anioł
gdyby świat dziś skończył się
droga do Miłości
kiedy cie spotkam?
ostatni list do żony
~~~~ (gdy piszę wiersze...)
~~~~
gdy piszę wiersze
myślę często: czemu?
zamykam w kształtach liter
tak ważne dla mnie dni
i cierpienia próbuję przykroić
do brzegu kartki
jak grzywkę
więc dlaczego piszę?
i chowam między książkami
jak liście
wyznania mojej duszy?
znowu następny raz...
### (na krawędzi...)
###
na krawędzi wielkich pragnień
stoję dziś
i serce mi się wyrywa
szalone
ten moment jest tym
na który tak długo czekałem
tęsknota za nim tliła się
przez lata
jak oddać życie w ofierze
do końca
bez możliwości powrotu?
jak to zrobić mój Boże?
jeszcze kusi mnie
tryumf i ułożona wygoda
ale wiem, że to zmnieni się
na pewno
i niedługo
bo czekam na Ciebie
a Ty na pewno przyjdziesz
bez złudzeń
bez złudzeń
zamyśliłem sie nad listą moich grzechów
jak mogło do tego dojść?
tyle głupich słów
tyle nienawiści i decyzji podjętych złośliwie
tyle cieni na ścianach -
ludzi, którzy stracili nadzieję
na miłość
przeze mnie
nie ma ideałów
bo grzech zaraził każdego
nie łudzę się już
że moją rodzinę ominie ta choroba
natomiast
dziś
chcę towarzyszyć tobie w twych upadkach
i pomagać ci podnosić się
dawać odwagę w następnym cierpieniu
które przyjdzie na palcach
i stoczy walkę o naszą duszę
nagle
nagle
nagle ktoś puka
i żegna się we śnie
za późno na wyjaśnienia
wszystko skończyło się w jednej chwili
i nie można już nic dorzucić
ani zabrać
nasze dużo stało się pyłem
do niczego już nie potrzebne
rozwieje przemijanie
niegotowy codziennie
żyję tak, jakby życie można było
powtórzyć drugi raz
nagle ktoś puka
i wita mnie we śnie...
a ja wciąż nie spakowany
o Kościele
o Kościele
słucham wiele o Tobie
gorzkich słów, potoku słów
wszelka obrona jak płonąca łza
wysycha nim spłynie po twarzy
im bardziej Cię poznaję
tym bardziej tęsknię za wiecznością
odkryłem Twą miłość
w pośrodku grzechów twoich dzieci
większą niż ogień wszystkich słońc
tych co Cię nie znają
zwodzi oszustwo stare jak świat
że zapomniałeś o nas
lub bawisz się naszym cierpieniem
lecz ja im bardziej Cię poznaję
tym bardziej tęsknię za Tobą
samotni
samotni
chodzą od serca do serca
i pukają
samotność krwawymi łzami
spływa im z policzka
a oczekwnie zmiena nadzieje
w kamienne posągi...
kiedy trafią w tę ulicę
gdzie czeka na nich miłość?
gdzie drzewa i światło
nie są zimne jak smutek
a całe Niebo
schodzi na ziemię
w radosnym powiewie
samotni
którzy ocierają się
o nas
chodzą od serca do serca
errata
errata
wypisz swoje imię na płatku róży
wtulonego między stronicami
niech nakarmi głos
ukochanych słów
które czytasz kiedy serce cierpi
nieświadomi wielkich brzemion
przewidzianych dla nas
w nierozłącznym serca splocie
nosząc co dzień
nowych pytań oścień
tak przeszliśmy wiele wiosen
z nadpaloną wiarą
bez gorących warg
skrępowani obowiązkiem
lecz szczęśliwi
nawet czasem
dziś wspomnienia są jak potok
który chłodzi rany
i oczyszcza serce z sądów
kiedy Słońce objaśniło
wszystkie akty życia
które było nasze
oko opatrzności
oko opatrzności
pomiędzy płatkami kwiatów
jest niebo i słońce
i twoje oczy
i gdzieś w środku mego serca
przesuwasz palce po pianinie -
melodię grasz
która budzi we mnie tyle sił
i tyleż samo łez
i choć ziemia się kręci
i zmieniają się krajobrazy
przeganiając wciąż ptaki na północ
i z powrotem
to w mojej duszy wciąż ta sama pogoda
rozpala drugie niebo
rubinowym kręgiem słońca
i ukryte życie
podtrzymuje przy oddechu
pośrodku kanionu ulic
jest skrawek nieba i słońca
i Twoje oczy
zapatrzone we mnie
a wtopiony w moje myśli
Twój cichy śpiew
leczy wątpliwości
i prostuje skręcone konary dróg
i choć wysycha skóra coraz bardziej
a wzrok nie może rozpoznać kształów
to wzmaga się
coraz silniej
pragnienie kochania
tyle razy
tyle razy
tyle razy błagałem Ciebie
byś nie odchodziła ode mnie
w smutek i rozżalenie
i spać nie mogłem, kochana
nękany lękami
co zrobić mogę?
by zapalić w sercu Twoim
ciepłe pogodzenie
z czasami przeszłości
i jasną pewność
że spotyka Cię
tylko to, co najlepsze
tyle razy błagałem
lecz Ty nie słyszałaś mnie
znikałaś
i nie byłem w stanie
dotrzymać Ci kroku
spać nie mogłem, kochana
nękany cierpieniem
modliłem się
krzyk do współczesnych
krzyk do współczesnych
ludzkości! dokąd idziesz?
czemu pozwalasz sobie
na igranie z wiecznym ogniem
stąpając po ostrej krawędzi głupoty?
dokąd cię zaprowadzą
twoi kochankowie
wyłudzający wszystkie twe bezcenne klejnoty?
gdzie skończy się droga
którą dziś wybrałaś?
ludzkości! towarzyszko mego istnienia
czemu nie słyszysz jak mówi twa historia
o Miłości która jest blisko ciebie?
czy przebudzisz się
z odurzenia trucizną „lęku o swe życie”?
kiedy przerwiesz ucieczkę
przed własną twarzą?
ludzkości! dokąd tak pędzisz?
czy usłyszysz mój krzyk ?
czy wysłuchasz moją troskę o ciebie??
depresja
depresja
przeżyłaś jeszcze jeden trudny dzień
płakali aniołowie nad twym cierpieniem
gdy w każdej twej myśli eksplodowała beznadzieja
i zamykała wokół wszystkie ścieżki wyjścia -
tyle nadziei spalonych na starcie
wydaje się, że nic nie uda się...
wyjdźmy dziś na spacer
do lasu tajemniczych zakamarów
gdzie zachowały się godziny
pełne uśmiechów szczęścia
i bramy do Nieba ukryte
w gąszczu utrapień...
rozpoznanie
rozpoznanie
zmyślamy życie
którego nie smakowaliśmy
myśli których nie znamy
ludzi których nie ma
choć są blisko nas
a wtedy
zderzeni z historią
łamiemy sobie nogi i serca
nawzajem
jak ślepi
jakaż głupota
prowadziła nas przez tyle lat?
nasza
z pomocą
suflera naszych grzechów
gdy wojna nadchodzi
gdy wojna nadchodzi
zaczęla się wojna
a u nas w domu nieposprzątane
i wciąż mało czasu na wszystko:
by pójść na spacer z żoną
i pusczać oko do sójki...
zbieramy graty po kątach
zakurzone wspomnienia
by dopieścić się, gdy trudno nam jest...
a dziś
wojna nadchodzi
cicho na palcach
by zabrać nam wszystko
gdzie ukryć swoją duszę
gdy wojna się zbliża?
jak skarb jej uratować?
co myślę, gdy słyszę Twe imię
co myślę, gdy słyszę Twe imię
Marysi
już nie potrafię z Tobą rozmawiać
o tym, co dla mnie najważniejsze
- nie chcesz już słuchać, gdy mówię
o swoim życiu, które szybko mija
i tylko w pamięci mam Twój szczery uśmiech
bo dziś masz smutną twarz
a prostotę i świeżość
zgubiłaś na wielkim zakręcie Swej drogi
czy spotkamy się jeszcze kiedyś? nie wiem
bo choć widzę Cię czasami
to niewidzialna szklana ściana
broni nas przed sobą
i tylko czasami na krótko
przez jakąś szczelinę
słyszę cichą tęsknotę
niewidoczną jak oddech
gdy wiary brak...
gdy wiary brak...
okno do Nieba wciąż zamknięte
w ich pokoju
na poddaszu
boją się
że cały świat spadnie im na głowę
gdy przekręcą klamkę -
związani lękiem
nie mają odwagi
zaryzykować...
i dusi ich własny oddech
wszystko zamknięte
w czterech ścianach:
marzenia, przygody i nadzieje
boją się
że wylecą, gdy wpuszczą
świeży powiew
słonecznego wiatru...
dlatego wolą
żyć w kajdanach
i ze snurem na szyi
lecz z pewną miską pieniędzy
i stabilnym rytmem agonii
moje dziś
moje dziś
jak poznać świat
który nie był
ani nie będzie
który tylko jest?
czy istnieje słuszne porównanie
rzeczywistości
ze wspomnieniem
lub oczekiwaniem
które by nie sprowadziło nas
do błędnych wniosków?
moje dzisiejsze istnienie
to wynik
wielu decyzji i rozterek
ogromu zmagań: porażek i zwycięstw
jak poznać siebie
który mam tylko tę jedną chwilę
by przyjrzeć się sobie?
by zajrzeć w głąb nieśmiertelnej duszy?
może najważniejsze
nie wydarzyło się
ani nie wydarzy się nigdy
ale właśnie teraz przychodzi
jak cichy powiew
niezauważalny dla tych
którzy rozgrzebują przeszłość
albo planują jutro
ciche niepokoje
ciche niepokoje
jak to zrobić, by pójść na całość?
wszystko zostawić za sobą
na zawsze
i nie wracać nawet we snach -
nie żałować...
chciałbym poznać smak
codziennej niepewności
cierpień wytyczających drogę
zapachu miłości
i pieśni przemijania...
co zrobić, żeby udało się?
jak zacząć?
jak przetrwać?
jak skończyć?
nasza perspektywa
nasza perspektywa
choć życie nasze znika z tej ziemi
i sprzedadzą nasz dom
listy spalą
szybko zapomną nasz uśmiech
a będą wspominać nasze grzechy
- ...nic nie szkodzi - i tak już nie wrócimy...
choć jeszcze przepali nas
oczyszczający ogień cierpienia
nie będziemy mogli zawrócić
by kochać choć przez jeden dzień...
i miejmy nadzieję
że na końcu nie otworzy sie przed nami
brama zatracenia
a ujrzymy tych
na których nam tak zależało
choć zazwyczaj bezradność i krzywda była nam
drogowskazem do nich...
i choć życie nasze znika z tej ziemi
nie zniechęcajmy naszych serc
bo przecież jeszcze jest dziś
od którego zależy
tak wiele
świeża miłość
świeża miłość
pytasz mnie czy ciebie kocham
czy cię kocham jeszcze dziś
jakbyś chciała mi powiedzieć
że miłości chyba nie ma już
słuchasz wszystkich naokoło
jakbyś mi nie wierzyła
moje serce boli znowu
kiedy już nie ufasz mi
znowu widzę ciebie smutną
z twojej twarzy spływa żal
jak mam ciebie znów przekonać
że to życie piękne jest
ale ja kocham ciebie wciąż
jakby miłość przyszła wczoraj
wszystko takie świeże jest
jak rosa, która wita nowy dzień
miłość
miłość
miłowanie
zależy od decyzji
że ważniejsze jest twoje życie
niż wszystkie moje pragnienia
niż cały świat
niż własne ciało
zależy od decyzji wiary -
wiary, że istnieje Bóg
który kocha i czeka na mnie
jest płoche jak sarna -
znika, gdy je wystraszysz
swoimi wymaganiami
i czekałem na nie
i przyszło nieoczekiwanie
opuszczając mi kołnierz
górowania nad innymi
...i opuścili Go wszyscy...
...i opuścili Go wszyscy...
w życiu miałem niewielu przyjaciół
a nawet ośmielę się stwierdzić
że nie było ich w ogóle
a tylko zdawało się, że są
i choć wielu było wielką pomocą
w mych rozterkach i cierpieniach
jednak nikt nie zaspokoił
mej najgłębszej tęsknoty
każdy zgrzeszył i zranił
choć nie zdawał sobie z tego sprawy
każdy opuścił i zdradził
choć nie chciał
a ja na koniec końców
zostałem sam z brzemieniem
którego dźwigać nie byłem w stanie sam
i uciekałem pocieszać swoje pyszne serce
i gdyby nie ten Jeden
o którym tyle mówiłem
lecz w głębi duszy nie wierzyłem
że da sobie sam radę
by mnie przeprowadzić przez życie
...gdyby nie Ten Jeden
nie uspokoiłbym swego istnienia
w Miłości którą spotkałem
kompozycja
kompozycja
Abrahamowi
moja gitara już nie gra tak, jak kiedyś
a mój głos jest coraz słabszy
i nie daje rady
by nadążyć za tempem
wybijanym przez świat
każdy takt coraz krótszy -
brak oddechu, by zmieścić w nim
choć jedno spotkanie z Tobą -
zapisać Twe oczy
zaśpiewać o Twej czułości...
moje palce słabną i drżą
i gubią się, gdy przebieram struny
a każde słowo jest dowodem
że Cię nie znam...
ale Ty
Ty znasz mnie
i odnajdziesz jeszcze
przed śmiercią
dla ciebie
dla ciebie
dla ciebie złożyłem miliardy galaktyk
rozpaliłem w nich ognie
rozczesałem im promienie tak
żeby mogły ogrzewać twoje policzki
dla ciebie powiązałem cały kosmos
przędzą grawitacji
wyrysowałem dokładne plany
każdej z dróg
darując na każdy dzień pełne kosze
zbawiennych niespodzianek
dla ciebie wpisałem wszystko
w czasowe przemijanie
by można było czekać
i mieć nadzieję
dla ciebie wydobyłem spod ziemi
szelest drzew Edenu
twojego najsłodszego miejsca
na ukojenie rozterek duszy
dla ciebie w sekrecie
przeprowadziłem cały ten zgiełk ludzkich wyborów
bezpiecznie do godziny
wybawienia
i tylko wydaje się dziś
że rozlatuje się cały ten nasz świat
trzymany mimo naszej woli
ręką miłośći
pierwszy lot
pierwszy lot
dla Judyty
rozpoczęłaś podróż w nieznane
z lękiem naciągniętym na plecy
jak przestraszony ptak przed pierwszym lotem
rozwijającym skrzydła bez asekuracji
pierwsze powiewy wiatru
spychają w przestrzeń
i wbrew twym oczekwaniom
unoszą nad wielkim światem
nie widzisz nigdzie dawnych wspomożycieli -
zostali niewidoczni
a tu wszystko niepewne, nieznane
i tylko niebo i słońce
są takie same
w tym boju o swoje życie
sztuka walki zakryta jest dla pewnych siebie
pozwala iść z cierpieniem
i nie bać się jutra
a lęk głaskać po głowie
bo wszystko to
stało się jako przygotowanie
do rzeczy wielkich
gdyby nie starość...
gdyby nie starość...
minuta za minutą
i łza za łzą
coś umiera w nas
niezauważalnie tracimy siły do walki o swoje racje
i milcząc połykamy gorzkie słowa
a nasze oczy nie dostrzegają wielu szczegółów...
tak zmienia się się świat
bo dzięki Bogu istnieje starość
która składa broń
zmęczona głupotą
tak wiele
tak wiele
tak wiele mam Twych myśli
spisanych na ścianach serca -
w tym intymnym miejscu spotkań
zawieszone na szczęśliwych gwiazdach
obrazy z kolekcji mego grzesznego życia
to wszystkie ślady Twoje, które dostrzegłem
a jednak C O Ś wydarzyło się
i czas nie spływał do morza
w bezsensownej ucieczce przed śmiercią
a jednak dałeś się pochwycić - nieuchwytny
a jednak tęsknota była tęsknotą
i spełniona ugasiła mój głód i pragnienie
tak wiele pocałunków złożyłeś
na śladach, które wywiodły mnie
z ciemności
tak wiele Twych słów spisałem
na welonach, za ktorymi ukrywam
swoje prawdziwe oblicze
plany na przyszłość
plany na przyszłość
gdy już dzieci od nas odejdą
następnego dnia zostawimy wszystko
zamkniemy na klucz pokoje
i pójdziemy oddać to
co dostaliśmy
dopóki jeszcze płonie w nas ogień
gdy już nie będę musiał
wstawać rano i budzić ból
tak wcześnie
by nowe cierpienia brać na ramiona
wtedy wyłączę telefony
i pójdziemy odnaleźć
starcone okazje
gdy jeszcze będziesz ty
gdy jeszcze będę ja
nie zginąć
nie zginąć
zrobiłem tyle dla Ciebie:
moje życie spalałem wiele lat
a otrzymałem niewdzięczność
pełną raniących słów
myślałem, że nie może stać się inaczej
jak tylko odwzajemnienie miłości za miłość
cóż, byłem tak pewny
swych oczekiwań
że cierpienie które zapukało do mego serca
zaskoczyło mnie
jak śnieg w lipcu
dziś zamknąłem marzenia na klucz
i nie pozwalam rowijać im skrzydeł
dziś otwieram bramę światłu
by rozpoznać sens
wszystkich pomyłek
i nie zginąć
z dala od Miłości
Roma
Roma
Lucjusz powiedział:
Ci chrześcijenie to robactwo
jak choroba psują Rzym
przy nich człowiek głupieje
wydaje się, że nic z życia nie rozumie!
cicho odrzekł Maksymiusz:
nie powstrzymamy tego wiatru
nie zamkniemy, nie przegnamy
jest w nim Coś czego nie rozumiemy
Coś boskiego
i choć dziś czujemy się silni
nie damy rady...
Rzym upada
Rzym powstaje
i znowu
i jeszcze raz
przez wieki -
jesienią nadchodzi czas owoców
Szczecin
Szczecin
tu przyjechałem
gdy miałem sześć lat
mały dom został pusty
i mój las pożegnał mnie
zapachem dziecięcych spacerów
tu przyjechałem
i w wielkiej kamienicy
wznosiłem marzenia
na czwarte piętro -
sto jedenaście kroków
do nieba
tu przyjechałem
gdy jeszcze ogryzione ściany
nuciły wojenne wystrzały
gdy ludzie nie ścigali się z czasem
gdy śnieg padał zimą
do pasa
tu przyjechałem
wiedziony decyzjami rodziców
i planem Boga
dorastałem, tonąc w burzy hormonów
i pytań bez odpowiedzi
tu odnalazłem
dziewczynę stworzoną
dla mnie
i wszytkie dzieci
których nie spodziewałem się nigdy
tu przyjechałem
by znaleźć talizman mego życia
i odpowiedź na wszystko
i wydać najpiękniejsze
owoce miłości
co powiedzą
co powiedzą
co powiedzą ludzie, gdy się dowiedzą
że tak wciąż myślę o Tobie?
wstaję rano, kładę się wieczorem
a tęsknota za Tobą ciągle płonie
wyśmieją mnie
wszyscy pobożni towarzysze życia
pokręcą głowami
coś odburkną o przesadzie
i nadgorliwości
co powiedzą ludzie, gdy poznają prawdę
to czego jeszcze nikomu głośno nie wyznałem?
kto zrozumie i powie: to właśnie jest to!
wiem o co mu chodzi
potajemnie wychodzę na spotkania
gdy wszyscy śpią
nad ranem zmęczony wstaję
ale cóż
żyje się tylko raz
i do tego
krótko
za mało
za mało
Abrahamowi
jeszcze niedawno myslałem
że wszystko przede mną
a goniąc wielkie czyny
wpiszę w historię
sens mego trwania
lecz dziś zdaję sobie sprawę
że nigdy nie dotrę
do mych marzeń z młodości
spisywanych skrzętnie
na spoconym sercu
w pogoni ścieżkami życia
zrozumiałem, że nie starczy mi dni
by zaspokoić
swój apetyt na przeżywanie
swoich pragnień
że trzeba wybrać
jedną z wielu miłości
i jej oddać swoje ciało
na choroby i starzenie się
jeszcze niedawno myslałem
że wszystko przede mną
a dziś nie wiem czy zdołam
wytrzeć choć łzy
z twoich policzków
gdy drżąc włóczysz nogami
i zbliżasz się, by zapukać
do moich zamkniętych drzwi
25
25
wszystko minęło tak szybko
wypisało historię niepowtarzalą
a pogubine klejnoty miłości
zbieraliśmy często po latach -
ile zginęło bezpowrotnie...?!
wydawało się nam często
że nie doczekamy razem
następnej wiosny
nie byliśmy w stanie
patrzeć sobie w oczy
ile nocy było walką o przetrwanie
a dni oczekiwaniem na cud
jak to możliwe
że dożyliśmy tej chwili
i nic nas nie rozłączyło ?
dzieci nasze już nie dzieci
nasza młodość już nie młodość
tylko uśmiech w twoich oczach
taki sam pozostał
gdy wieczorem patrzymy na ulicę...
gdy wieczorem patrzymy na ulicę...
na ulicach w świetle reflektorów
pobłyskują zderzaki samochodów
jak nieśmiałe uśmiechy
panien na wydaniu
na skrzyżowaniach puszczają oko do siebie
z nadzieją równą nadziei
zakochanej dziewczyny
że spojrzy na nią ten
o którym marzy nocami
przepływamy falą przez drogi
które wyczesują z nas siły młodości
i wypłukują schowany w garściach
nasz złoty proszek na szczęscie
a wszystko dlatego
że rzucamy się w potężne ramiona
eksploatorów ludzkich istnień
w zamian za słodkie obietnice
życia bez cierpienia
mijamy siebie
szukając do śmierci tej Miłości
która cicho czeka koło nas
przygotowanie na pierwsze spotkanie
przygotowanie na pierwsze spotkanie
coraz częściej twarze
przez blizny starości
w nieskoordynowanym spojrzeniu
patrzą na mnie
oczekując uśmiechu
proszą o chwilę spotkania
w przedpokoju
na ścianie zaglądałem w zdjęcia
z mojej młodości
z lat pełnych sił
z życia spalonego dla rodziny
gdy przychodzi noc
ostatni raz myję twarz
widzę nieodwracalne ślady
deformacji i zmęczenia
widzę kogoś
kogo wczoraj jeszcze nie znałem
tajemniczy to sposób
przygotowania na spotkanie
Ukochanego z ukochaną
kiedy pragnę zacząć cię kochać
kiedy pragnę zacząć cię kochać
nic się moim w życiu nie udało
to co mi podarowałeś mój Boże:
zepsułem
co przygotowywałeś latami:
minąłem albo wzgardziłem
gdy mnie ratowałeś:
broniłem się
a kiedy chciałeś okazać mi czułość:
uciekałem
i dopiero
gdy już dzieci zaczęły wypływać
na trudne wody samodzielności
a żona skończyła rodzić
spostrzegłem
jak wiele zaprzepaściłem
chwil tak ważnych
decyzji przełomowych
dla mego BYĆ
i stoję teraz w miejscu
pomiędzy zmarnowaną i nieodwołalną przeszłością
a niedoścignionym ideałem nawrócenia ku miłości
jaki krok zrobić dziś!
by nie uruchomić starych mechanizmów
autodestrukcji życia
i wydawania sądu nad stworzeniem?
pociągnij mą duszę Boże! tak
by nie tęskniła więcej
za przeszłym życiem
mój anioł
mój anioł
mój anioł zbiera ze mną
każdy krzyk i cichy szept serca
by nie było wątpliwości
dlaczego tak poszło życie
dlaczego tak wiele przepadło
a tak niewiele ocalało...
rzuca cień swych skrzydeł
na drogę po której błądzę
wskazując wybawienie
by doprowadzić mnie
do przystani żywej wieczności
mój anioł maluje ze mną
poezję z palety przeżyć
cichy adorator moich decyzji
koloruje pejzaż obietnic
za krórymi tęsknię
niewidoczny wysłaniec Boga
gdyby świat dziś skończył się
gdyby świat dziś skończył się
gdyby świat dziś skończył się
wielka rozpacz pocięłaby ziemię
jak rzeki popłynęłby łzy
została tylko godzina
do otwarcia kurtyny
a my ciągle nieprzygotowani
gdyby gwiazdy dziś spadły na ziemię
mdlałyby miliony zaskoczonych
ludzi z drugiej strony życia
zostało tylko tysiąc kroków
by pójśc do naszych wrogów
i ich ucałować w drugi policzek
gdyby trzęsienie ziemi poruszło
wszystkie dzwony i sumienia
czy zdążyliby wrócić ci co zbłądzili?
zostało tyle długów schowanych pod sercem
które wołać będą przeciw nam
gdy skończy się świat - - -
droga do Miłości
droga do Miłości
Michałowi Hellerowi
od tylu lat
wycinam ślady w czasoprzestrzeni
wydobywam kształt ukrytej rzeczywistości
zapisany dawno
w pradawnym początku
tam wszystko było przygotowane dobrze
i mój dom
moje pocałunki
ptaki, wiatr, przestrzeń
i ludzie na których nie wiedziałem
że czekam
i nawet czas
czekał na mnie
ukryty w pierwotnej osobliwości
czas zbawienia
i czas moich wyborów
czas moich powrotów
gdy oglądam niebo pełne fotonów i czarnej materii
i tego czego jeszcze nie znamy
jestem zaskoczony
że znalazło się tu miejsce
dla mnie
tak kruchego naczynia
pełnego rys i pęknięć
gdy czuję nocą
skurcze mojego mięśnia sercowego
zdaje sobie sprawę
z przemijania układu materii
jakim jest moje ciało
jak sekundant odmierzający
ilość decyzji
przewidzianych na moje życie
gdy żyję
coraz bardziej dociera do mnie
że umieram - co dzień, bez przerwy
pośrodku ciągłej ucieczki galaktyk
i wybuchów supernowych
otoczony antymaterią
umieram na oczach aniołów
by narodziła się we mnie
Miłość
kiedy cię spotkam?
kiedy cię spotkam?
a może dziś spotkam cię
tak przypodkiem
gdzieś po drodze
gdy wracać będę z pracy
zaskoczony nie bede wiedział
co powiedzieć
a naga cisza
wysunie z serca
kilka nieprzygotowanych słów
czekam na ciebie tak długo
że nie wiem już
czy c i e b i e spotkam
czy tylko do złudzenia
podobny welon twarzy
i rozejdziemy się tak
jakbyśmy nie byli pewni
że spotkaliśmy siebie
wytrzemy szybko łzy z serca
by ślad nie został
zanim dojdziemy do domu
a może dziś spotkam ciebie
prawdziwą
i zaskoczony
nie powiem nic
bo wszystko bedzie jasne
ostatni list do żony
ostatni list do żony
już tu nie mieszkam kochana
wyprowadziłem się wczoraj na inny świat
i nie chcę wracać
bo wcale tu nie jest tak dobrze
jak myślisz
nie wiążą mnie już tęsknoty
spłonęły z trawą na jesień
a oczekiwania okazały się
niedorzeczne i głupie ...
choć przed odejściem
myślałem inaczej
zakwitły wiśnie
i słodkim welonem okryły pola
te ścieżki na których
zbierałem rumieńce z twej twarzy
te kwiaty które piły twe łzy
lecz już nie wrócę tutaj
i nie myśl, że cię nie kocham
bo nie chcę wracać
tu nie ma nic
co byłoby warte powrotu
a ciebie spotkam naprawdę niedługo
czekam na ciebie kochana