Sekret XV: Ograniczenia
Sekret XV: Ograniczenia
Kowloon Walled City, "miasto" w mieście Hongkong, zburzone w roku 1984
Sekret piętnasty
Ograniczenia
„Miarą naszych lat jest lat siedemdziesiąt
lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt;
a większość z nich to trud i marność:
bo szybko mijają, my zaś odlatujemy.
Naucz nas liczyć dni nasze,
abyśmy osiągnęli mądrość serca.”
Ps 90,10.12
„Otóż okopał ją i oczyścił z kamieni
i zasadził w niej szlachetną winorośl;
pośrodku niej zbudował wieżę,
także i tłocznię w niej wykuł.
I spodziewał się, że wyda winogrona,
lecz ona cierpkie wydała jagody. .
Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej,
a nie uczyniłem w niej?
Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała,
ona cierpkie dała jagody?
Więc dobrze! Pokażę wam,
co uczynię winnicy mojej:
rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiono;
rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano.
Zamienię ją w pustynię,
nie będzie przycinana ni plewiona,
tak iż wzejdą osty i ciernie.
Chmurom zakażę spuszczać na nią deszcz.”
Iz 5,2.4-6
„A tak, skoro jesteś letni
i ani gorący, ani zimny,
chcę cię wyrzygać z moich ust.
Ty bowiem mówisz: "Jestem bogaty", i "wzbogaciłem się", i "niczego mi nie potrzeba",
a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości,
i nędzny i ślepy, i nagi.
Radzę ci kupić u mnie
złota w ogniu oczyszczonego,
abyś się wzbogacił,
i białe szaty,
abyś się oblókł,
a nie ujawniła się haniebna twa nagość,
i balsamu do namaszczenia twych oczu,
byś widział.
Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę.
Bądź więc gorliwy i zmień myślenie (nawróć się)!”
Ap 3,16-19
Każdy z ludzi otoczony jest ograniczeniami. Czasem z tego powodu doznajemy frustracji. Próbujemy pokonać te ograniczenia. Wydaje się nam, że pokonaliśmy ograniczenia, ale tak naprawdę przesunęliśmy najczęściej granicę danego ograniczenia. Nie potrafimy latać. Nie daje nam na to możliwości nasza budowa ciała. Również grawitacja i struktura budulca, z którego zbudowany jest świat (materia, ciemna materia, ciemna energia) determinuje taką możliwość dla nas. Ale dziś możemy wsiąść do samolotu i polecieć tam, gdzie jest to możliwe. Jednak takiej swobody jaką ma ptak, nie osiągniemy nigdy bez jakiegoś wspomagania. Nie potrafimy rozmawiać na dalekie odległości. Przeszkodą jest powietrze, które jest w atmosferze oraz budowa naszego aparatu mowy i słuchu. Ale możemy zadzwonić z telefonu komórkowego i usłyszymy głos znajomego. Jednak to nigdy nie zastąpi rozmowy twarzą w twarz, tu i teraz.
Nieprzekraczalnym ograniczeniem jest czas, a dokładnie powrót do przeszłości. Pamiętam z młodości momenty, gdy po skrzywdzeniu kogoś, rodził się we mnie wstyd i pragnienie, aby wymazać z przeszłości to wydarzenie albo cofnąć czas i postąpić inaczej. Nie możemy nic zmienić w naszej przeszłości. Żyjemy tylko raz. Wszystko jest niepowtarzalne i jedyne.
Istnieje jeszcze jedno poważne ograniczenie, jakim jest smierć. Niektórzy liczą, że medycyna i nauka znajdzie sposób, by uczynić nas nieśmiertelnymi. Jednak żyje w nas echo śmiertelnego pragnienia, jakie zafundował nam wąż w raju - być jak Bóg!. Ono z kolei rodzi pytania - dlaczego mnie ograniczyłeś? Dlaczego Ty możesz, a ja nie? dlaczego stworzyłeś mnie gorszym? Czy Ty mnie kochasz, jeśli mnie ograniczasz? Na te i podobne pytania „mamy” odpowiedź: dlatego, bo ten, który cię stworzył, nie kocha ciebie, zapomniał o tobie; albo ma złe zamiary, których nie znasz, może bawi się tobą. Po fali takich pytań i odpowiedzi, może się również narodzić myśl, że Bóg jest okrutny. Spójrzmy na to, co zrobił ze swym Synem. Otumanił całą rzeszę ludzi, wzbudził w nich pogardę do życia, a bawiąc się ich życiem,wydaje ich na rzeź zsyłając na nich prześladowanie. Aż do takich wniosków dochodzą ci, którzy do dziś wchodzą w dialog z wężem i przyznają mu rację. Oto cała nasza tragedia! Każdy z nas na ziemi połknął to kłamstwo i zatruło mu ono jego wnętrze.
Otacza nas wiele ograniczeń. Ograniczenia, czyli granice możliwości - ja ich doświadczałem na co dzień. Rodziło się we mnie pragnienie, by od nich się uwolnić. Byłem zbuntowany, że rodzice mnie ograniczają, że nie jestem niezależny, że nie mogę robić to, czego chcę, gdy z nimi mieszkałem. Dlatego kłamałem. Dlatego złość rodziła się w sercu, a nawet nienawiść. Ograniczał mnie brak pieniędzy. Nie mogłem kupić tego, co chciałem, nie mogłem rozwijać moich marzeń. Ograniczało mnie moje ciało. W młodości chorowałem na pewne choroby i nie mogłem bawić się z rówieśnikami. Miałem wadę zgryzu i widziałem, jak z tego powodu nie podobam się dziewczynom. Mam do dziś wadę wymowy, która mnie upokarza. Wszystkie choroby zmuszały mnie do zmiany moich planów. Wielu z ludzi ograniczało moje możliwości, blokowało to, co zamierzałem.
Ale przeszedł czas, gdy odkryłem błogosławieństwo ograniczeń, a w nich Miłość Boga. Dzięki ograniczeniu bycia dzieckiem zależnym od rodziców Bóg mógł mnie wychowywać, kruszyć mój pyszny kark. Musiałem prosić, czyli pokornieć, kiedy coś chciałem, żeby mi kupili, albo gdzieś chciałem pójść np. do kina. Mając siostrę musiałem dzielić się tym, co miałem. W ten sposób Bóg korygował mój egocentryzm. Żyjąc pod jednym dachem jako rodzina, wchodziłem w konflikty z każdym z rodziny. Aby dalej żyć z tymi ludźmi, to ograniczenie jakim jest wspólne życie, przynaglało mnie do szukania jedności. W szkole relacja nauczyciel-uczeń była dla mnie często uciążliwa, ale dzięki niej nauczył mnie Bóg systematyczności i zmuszał do nauki. To, że urodziłem się w Polsce za czasów komuny, ograniczało mnie w realizacji mego marzenia, by stworzyć zespół rockowy. Urodziłem się w rodzinie, która chodziła do kościoła. Otrzymałem tam przekaz Boga, który karze za zło. Jeśli nie będę przestrzegał dekalogu, to trafię do piekła. Ograniczało mnie to, że inni widzą, co robię i przez to na jakiś czas Bóg hamował mnie, by realizować moje grzeszne pragnienia. Ze strachu przed karą nie wchodziłem w relacje ze znajomymi, którzy pili, w środowisko zepsute. Uważałem się za lepszego od nich, bo się „udawało”, ale generowało to we mnie postawę pychy. Bóg w ten sposób uchronił mnie od wielu grzechów, a moją pychą zajął się później. Bóg dał mi w cudowny sposób żonę. Czas zakochania w niej był niesamowity. Widziałem wtedy jak On prowadził ten fantastyczny czas w moim życiu, tydzień po tygodniu. Lecz gdy zaczęło się życie po ślubie, w czterech ścianach z Wiolettą, obok za ścianą mieszkał wujek, który był chory, to zaczęły się problemy. Nie zdawałem sobie sprawy, że nawet tak piękna i miła dziewczyna, jaką była Wioletta, jest grzesznikiem. A życie z grzesznikiem to zawsze jest uciążliwość.
Dzień przed ślubem miałem duże zmaganie. Myślałem: ale przecież będę jutro mówił, że chcę żyć z żoną do końca życia?! Co będzie, jak mnie zdradzi i odejdzie? Przecież rozwód to grzech. Jednak zakochanie było tak silne, że rzuciłem się w tę przygodę z podświadomą nadzieją, że Bóg będzie prowadził nasze życie.
Przez to ograniczenie - bycia z jedną żoną całe życie - Bóg korygował moją pychę. Potem doznałem olśnienia, że grzechy mojej żony są dokładnie dopasowane, bym mógł się nawrócić z postawy życia dla siebie.
A jakże wielkim ograniczeniem są dzieci! Pojąłem, że gdy rodzi się dziecko, to rodzi się kolejne nawrócenie dla mnie. Dzieci „kradły mój cenny czas”. Zmuszały, bym zmieniał plany moich alienacji. Przez obecność dzieci mieliśmy bardzo mało czasu dla siebie. Dzieci „nie pozwalały” mi gromadzić pieniędzy. Co rusz trzeba było kupić buty albo coś do szkoły i nie starczyło potem, bym sobie albo żonie mógł kupić coś ekstra. Po latach widzę jak wielką pomocą z Nieba jest obecność dzieci w rodzinie. Przez to ograniczenie Bóg hamował u mnie zakorzenienie się drobnomieszczaństwa i egocentryzmu.
Ograniczenie, które dziś do mnie głośno puka do drzwi, to starzenie się, to choroby, również śmierć. Już nie jestem w stanie zrobić wszystkiego. Trzeba uważać na kręgosłup i nie dźwigać jak młody chłopak. Nie można jeść wszystkiego, nie spać po nocach. Bóg daje mi okazje pokornieć, bo czując bezradność w obliczu pewnych zadań, muszę prosić coraz częściej o pomoc. Uczy mnie dziękować, a nawet wydawać pieniądze na prezenty. Wypadające włosy i zęby dają sygnał, że nadchodzą ostatnie lata życia. Są to pierwsze dzwonki, bym w końcu pozwolił zgiąć mój hardy kark i dał się nawrócić. Bym uznał swój grzech i prosił o wybaczenie skrzywdzonych.
Wysiada wątroba, nerki i wszystko po kolei. Stopuje to moją niezależność i zachęca, bym prosił dzieci o pomoc. Ale żeby prosić ich o pomoc, musiałem się z nimi pojednać, by można było w ogóle rozmawiać.
Wszystkie ograniczenia przynagliły mnie do zdrowej relacji z Bogiem. Pomagały mi rezygnować z relacji powierzchownej, często dewocyjnej, opartej na wykonywaniu rytów i różnych form modlitw naciskających Boga, by zrobił to, o co proszę. Prowadziły mnie do relacji historyczno-biblijnej. Celebracja Słowa pomagała mi słyszeć głos Boga (czyli to, co On do mnie mówi) w historii mojego życia, przez fakty, jakie mnie spotykają.
Szczególne miejsce zajmował krzyż, czyli wydarzenia cierpienia. Cierpienie jest ekstremalnym ograniczeniem, gdy byłem w sytuacji gdzie nie można już zrobić nic. Zostaje tylko krzyk do Ojca w Niebie, czyli cierpienia pomagały mi, by narodziła się relacja osobowa, intymna z Bogiem.
Boże, dziękuje Ci, że tak zaangażowałeś się i utkałeś tak dokładnie historię mojego życia, by nie zabrakło w nim niczego, co mi pomoże wyrwać się z letargu życia dla siebie. Nie odpoczywałeś od miłowania mnie, bo wiedziałeś, że liczy się każda sekunda mego życia, która mija bezpowrotnie. Dziękuję za wolność, dzięki której mogłem wybierać nawet grzech i zło i przekonać się, że mówisz prawdę. I za to, że zawsze mogłem wrócić i prosić o Twoje Miłosierdzie i ratunek. A Ty nie byłeś obrażony, że robiłem to, co chciałem, niszcząc Twoje dzieła. Nie słuchałem Ciebie, gardziłem Twą Miłością i troską. Zniszczyłem tak wiele Twych dzieł, a z pośród nich najcenniejsze - ludzi. Najwiecej ucierpieli moi bliscy. Dziękuje Ci, że nauczyłeś mnie słuchać Twego subtelnego głosu w historii mojego życia i mogłem pojąć choć trochę z tego co ze mną robisz, kim ja jestem i co się dzieje w moim wnętrzu. Twoje karcenie było nieprzyjemne, ale zawsze sensowne. Dzięki Ci za odkrycie sensowności krzyża, za to złoto oczyszczone w ogniu cierpień. Za białe szaty, którymi zakryłeś moja biedę. Za Ciebie w którego mnie ubrałeś. Za balsam Ducha Twego, który przez katechumenat (wtajemniczenie w mój chrzest) otwierał mi powoli oczy. Bez gwałtu i przemocy. Delikatnie i z Miłosierdziem. Dzięki Ci że otoczyłeś mnie murem moich ograniczeń i utrudniałeś demonom dostęp do mnie. Za to, że przez chorobę nauczyłeś mnie liczyć moje dni i każdą chwilę uważać za cenną.
Dziękuję Ci, że mnie tak ukochałeś i zabrałeś ze sobą w tę najpiękniejszą przygodę – Chrześcijaństwo i dałeś mi miejsce w Kościele. Za to, że nie pozwoliłeś, bym Cię odrzucił i zgnił w swoich grzechach. Nadałeś sens memu istnieniu i uczyniłeś mnie szczęśliwym.
ostatnia prosta
_____________________________________________
przede mną brzeg i przystań
zostało dokładnie naście metrów
by zamknąć za sobą przestrzeń
w której zaczęło bić moje serce
gdzie nauczyłem się chodzić i płakać
gdzie uśmiechy były jak fontanny
przy których czułem się bezpiecznie
gdzie nie mogłem zasnąć czuwając
by złapać pierwszy promień słońca
gdzie narodziły się wszystkie moje szalone pomysły
i każda moja porażka
krok do przodu
i przypomniałem sobie dokładnie
jak uciekałem z domu
by rozprostować skrzydła
stworzyć piękno
odkryć tajemnice
zakochać się w niej czarnowłosej
delikatnej i przepięknej
by rzucić się z nią w przygodę
we dwoje bez żadnych planów
mając za przewodniczkę tylko Miłość
drogą bez drogowskazów
ścieżką w ciemność
pertraktacje
uniesienia
potyczki i wojny
zwycięstwa
przebudzenia rankiem u jej boku
w blasku jej spokojnej twarzy
z lękiem, że stracę wszystko za chwile
w kruchości motyla
i krok do przodu
a za mną historia niepowtarzalna
stwarzania życia
trzymania w dłoniach nowego świata
wtajemniczania w odgłos spadających liści
śpiewu ptaków
zachodów słońca
rycerza walczącego ze smokiem
i w życie którego nie można chwycić za ogon
co miałem dałem nie zatrzymując nic dla siebie
a grzechy których było dużo
dałem choć dać nie chciałem
krok przed siebie
a za mną wspaniałe akty opery Prawdy
która znalazła nas wycieńczonych
z podciętym sercem
w oddechach bólu
z ostatnim płomykiem nadziei
i przyprowadził mnie On do okna
pokazał cudny horyzont skrzących objawień
i powiedział: zrobię to wszystko dla ciebie
dla was i za was
nie bój się
dojdziemy tam
- nie znałem Go
- nie rozumiałem Go
lecz rzuciłem nas na jedna szalę
wkładając stopy w Jego ślady
następny krok i...
za mną lata poznania miejsca
moich tęsknot
moich cierpień i grzechów
przejrzenia oczu -
tyle ludzi których nie widziałem
zajęty sobą
tyle krzywd które wyrządziłem
bez mrugnięcia okiem
tyle piękna które odtrąciłem
nawet z pogardą
tyle okazji zamienionych przewrotnie
w szukanie racji
wijący się w nie mojej skórze
pragnący wyjść ze skorupy prawości
by być prawdziwym
w ogromnym lęku nie wiadomo czego
policzkowany i wyszydzany
lecz nie niewinny
słuszność była po stronie wroga
który okazał się jedynym przyjacielem
i jeszcze krok
a za mną chmury burze i powodzie
podmyte mury miały runąć i runęły
wewnętrzna pustka
brak oparcia
i siwe włosy
strącenie boga z jego tronu
ból milczenie szukanie wyjścia
jak wilk złapany w sidła
wyłem, znosząc to, co sam stworzyłem
bestię w moim sercu
ale przez to, że On był przy mnie
przetrwałem wszystko
skurcz porodu i ból narodzenia
i w końcu krok następny
a przypominam sobie dzień
gdy spełniły się wszystkie obietnice
i obsypanie klejnotami
pochód do pałacu światła
i podarunki
jeden drugi i następne
każdy piękny świeży i jedyny
rok miodowy
wielkie święto
i zacząłem żyć prawdziwie
co dzień przepełniony szczęściem
z perły jaką miałem w ręku
nie mogłem milczeć
nie mogłem spać
bo czas ucieka
- jak zdążyć zanieść ją każdemu?!
jak zdążyć?…
podnoszę nogę by zrobić krok
a za mną tuż podcięta noga
i leży wszystko zatrzymane jak kadr na filmie
i nagle wiem, że to ostatnia już prosta
i trzeba zebrać siły
nie patrzeć na nic i biec do końca
nie zatrzymując się na chwilę
by w końcu zrobić wszystko
po co zaczęło bić moje serce
już brzeg przede mną
i szelest wody głaszczącej trawę
z daleka widzę już jak płynie
łódź z imieniem moim
te naście kroków to tylko chwila
nie chciałbym stracić tej okazji
więc ważę kroki by były trafne
i zapachniały wiecznym światłem
i poznam w końcu kim był Ten
który mnie odnalazł