Sekret XIV: Prostota

Piotr Wojciechowski

Portret Taty z Gitarą, praca wspólna: Maria, Weronika, Judyta i Abraham Wojciechowscy

 

Sekret czternasty

 

Prostota

 

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.”

Mt 5,37

 

Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo; nie zrywa się fig z ciernia ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta.”

Łk 6,43-45

 

 

     Kiedy byłem posłany po dwóch bez pieniędzy na cały tydzień, trafiłem do Kutna. Moim socjuszem był seminarzysta. Mieliśmy odwiedzić jeszcze trzy inne miasta: Krośniewice, Żychlin i Łęczyce. Ostatniego dnia z rana (po noclegu w domu Salezjanów), trafiliśmy do podmiejskiej parafii w Kutnie. Dzwonimy do drzwi plebani. Otwiera proboszcz w krótkich spodenkach i podkoszulku i od razu nas pyta: „Co mam zrobić z tymi muchami?! Obsiadają mój dom.” Dałem mu swoje uwagi na ten temat, a on zaprosił nas do środka. Bez żadnego przedstawienia. Jednak w przedpokoju zreflektował się i pyta: „Awy skąd jesteście? Świadkowie Jehowy?” Odpowiedziałem: „Z Kościoła Katolickiego; widzisz, on ma koloratkę”. Kazał nam usiąść przy stole, zrobił herbatę i zasiadł z nami. Coś go dręczyło i zapytał: „A skąd z Kościoła jesteście?” Odpowiedziałem: „Z Drogi Neokatechumenalnej.” Wtedy zrobił znak krzyża i powiedział z przejęciem: „Niech mnie Bóg broni przed tą sektą!” Ja odpowiedziałem: „Cośmy tobie zrobili? Dlaczego na nas reagujesz tak alergicznie?”. „Aaa, bo jak byłem w Lublinie, tam bywałem u was; jesteście dziwaki, jakieś dywaniki, „pulpiciki”... nie możecie normalnie iść do kościoła?”. Powiedziałem ze spokojem: „Może jesteśmy idioci, a nawet na pewno jesteśmy idioci, ale zobacz: małżeństwa sobie przebaczają, otwierają się na życie i rodzi się dużo dzieci, również rodzą się powołania do prezbiteratu, rodziny zostawiają dom, prace, zabezpieczenia i ruszają na misje w miejsca, gdzie muszą wszystko zaczynać od nowa; także ludzie wracają do Kościoła albo w ogóle przygotowują się do chrztu - czy to nie są dobre owoce? Czy to drzewo, które je wydaje, może być złe? Dlaczego ci się ono nie podoba i je atakujesz?”. Zmieszany, zmienił temat: „A macie glejt, żeby tak chodzić?” - zapytał. „A czy ja muszę mieć jakiś dokument, żeby powiedzieć sąsiadce, że Bóg ją kocha?” - odpowiedziałem pytaniem. „No nie”. „My właśnie przychodzimy ci oznajmić, że Bóg o tobie nie zapomniał i cię kocha, zna twoje cierpienia i ma dla ciebie propozycję zbawienia ciebie; ale najpierw przestawimy się, przecież nie wiesz, kim jesteśmy”. I tak po naszych długich doświadczeniach, proboszcz spuścił z tonu i zaczął mówić o swoich problemach i potwierdzać to, co mówiliśmy. I mimo to, że „musiał” za 15 minut gdzieś iść, to siedział z nami półtorej godziny. Na koniec nawet nas pobłogosławił.

 

     Wiele razy doświadczyłem ataku z zewnątrz na dzieła, które Bóg robił ze mną. Częściej od tych, którzy są w Kościele.

 

     Moje zachowanie w sytuacjach szczególnych - takich jak smierć, cierpienie, atak, odrzucenie - często objawiają moje ukrywane grzeszne wnętrze. Żyłem wiele lat gimnastykując się, aby ukryć moje myśli i odruchy, których się wstydziłem. Natomiast ukazywałem innym wizerunek takiego, jakim bym chciał być. Taki stan wymaga nie lada umiejętności. Muszę pamiętać, co komu mówiłem o sobie, a co ukryłem. Trzeba uważać, aby nie mówić tego co myślę, bo „stracę” relację z tą osobą. A to dzięki niej mam pewne korzyści i je stracę. Prostota była mi tak obca, że nawet nie rozumiałem czym ona jest. Dlaczego tak bałem się być prostym, prostolinijnym? Dlaczego bałem się siebie prawdziwego, niedoskonałego, zainfekowanego grzechem? Dlaczego uciekałem od prostoty w gąszcz uwikłań, które skrępowały moje życie do bycia niewolnikiem? Dlaczego wolałem być niewolnikiem niż wolnym? Dlatego, że nie widziałem możliwości uwolnienia i odczuwałem lęk przed innym życiem, którego nie znałem. W tym życiu niewolnika wiedziałem jak wszystko działa. Wiedziałem kogo i gdzie „przycisnąć”, żeby otrzymać oczekiwany skutek. Ważnym elementem takiego życia jest redefiniowanie rzeczywistości, aby nie czuć się winnym. Krótko mówiąc, w pewnych sytuacjach grzech już nie nazywałem grzechem, zło - złem. Musiałem używać definicji miłości i prawdy, które pasowały do mojej prywatnej etyki tak, abym wypadł w niej na dobrego chrześcijanina. Naginałem rzeczywistość, zatajałem fakty. Wszystko po to, by inni (a także i ja) „myśleli o mnie dobrze”.

 

     Dziś największy problem w komunikacji międzyludzkiej, a co za tym idzie również i ewangelizacji, jest proces przedefiniowania rzeczywistości. Dokonali tego w ostatnich dziesięcioleciach ludzie, którym zależy, by zaorać całą spuściznę chrześcijaństwa. Zatrzeć ślady w historii, terminologii, zwyczajach, etyce, moralności - we wszystkim. Stworzono nowy język, który jest obcy chrześcijaństwu. Przekazuje nam ukrytą nową filozofię życia – hedonistyczną, liberalną, ateistyczną – burzącą spuściznę, jaką dał światu Kościół, aby zacząć wszystko od nowa. Zacząć świat, bez żadnego odniesienia do Stwórcy tak aby nowe pokolenie było „czyste od niszczących wpływów Kościoła”.

 

     Porównując człowieka z tamtego stulecia z tym dzisiejszym, widać różnice. Dzisiejszy ma inne pragnienia, inną definicję szczęścia. To, co zachwycało moich rodziców albo mnie, dziś nie jest godne uwagi dla nowego pokolenia. Ośmieszono czystość, prawość, ofiarność, a najważniejsze jest życie ułożone bez problemów i cierpienia, te tutaj na ziemi.

 

     To wszystko wywarło również wpływ na mnie. W tych przemianach na świecie dotarło do mnie zaproszenie do nawrócenia, na które dzięki Bogu, odpowiedziałem.


     Abym mógł zejść do poziomu mojego życia z wyżyn wyobrażeń o sobie, musiałem przejść długi proces usuwania lęków przed opinią innych, odrzuceniem z powodu ujawnienia się mej grzeszności. Ludzie tego świata nauczyli mnie unikać konsekwencji błędów i grzechów oraz zrzucania ich na innych. Zdawałem sobie sprawę, że konieczne będzie wziąć na siebie zadośćuczynienie - o ile to możliwe - za wszystkie wyrządzone krzywdy.

 

     Z czasem poznawałem ten nowy prosty świat, gdzie tak jest tak, a nie jest nie. Zacząłem oddychać życiem pełną piersią. Coraz bardziej podobał mi się ten nowy styl życia, gdzie nie drżałem czy mówić to, co jest we mnie, czy sprzedawać się jak prostytutka dla dobrego wizerunku w oczach innych. Całe to zamieszanie wynikło z tego, że wróg życia zasiał we mnie strach.

 

     Dobrze, że się nie wycofałeś mój Boże i byłeś cierpliwy. Chciałbym, żeby udało się to przeżyć również moim dzieciom oraz wszystkim, do których byłem i jestem posłany.

 

uproszczenie

_____________________________________________

 

zawieszony nad ziemią

daleki od każdego

zamknięty w kokonie strachu

przed prawdą

jakby była wrogiem

 

zalęknione

szarpane serce

pękało z żalu

że nie potrafi wyrazić

co myśli

o czym marzy

za czym tęskni

 

wydobyłeś mnie na światło

w bólach porodu

postawiłeś na ziemi

pełnej podarunków

bym zachwycił się życiem

jednym niepowtarzalnym i pięknym

 

udało się Tobie

przeprowadzić bezpiecznie

wyprowadzając mnie

z jęku samotności

do krainy prostoty i spełnienia