BLISKO ŻYCIA
Blisko Życia

narodziny
prześladowane
ballada o ojcu
bez powrotu
###(miałem chwile…)
mój Bóg
moje miejsce
most
ryzyko dojrzałości
w klatce
wieczór zapada
znów przylecą dzwońce
kap kap kap
pomiędzy
pocałunek
ścieżka życia
żywe serce
doświadczenie
nawiedzeni
Jan Paweł II w Berlinie
bardzo dobre wspomnienia
Kościół matka i dzieci Kościoła
puste miejsce
dobrej nocy - dobry dzień
święty spokój
bez żony
odkrycie
wiersz specjalnie napisany dla mojej żony Wioletty
bałwany
dzień śnieżnych konwalii
szczerość
figurki porcelanowe
ja
### (moja mama…)
na skraju wieku
odpoczynek
powrót do prostoty
preludium dla powracających
przebaczenie
przyjaciele
radość ukryta
rysy
### (słuchając swego…)
spragnieni
### (tak właściwie…)
### (w moim życiu)
życie
wszystkie moje dzienne plany
pojednanie
pytanie
och ty wróbeleczku !
### (słuchając…)
tracić czas
narodziny
narodziny
gdzieś między
mgielnym przebudzeniem
a niedokończonym snem
rodzi się życie
niektórzy
witają cię
karcącym spojrzeniem
jak misia pluszowego
któremu można
oderwać ucho i rozkroić brzuch
prześladowane
prześladowane
bardzo trudno znieść prześladowanie
dokładniej - trudno mi
chodzą za mną krytykanci
którym nie podobają się moje rozmowy
moja brudna podłoga
nie wytarte nosy dzieci
i duży brzuch żony
chodzą za mną szydercy
szydzą z tego że lubię ciszę
że ufam Kościołowi
że czekam na miłość
chodzą za mną normalni:
dziewczyny księża bogaci
najbardziej prześladują mnie normalni
bo trudno normalnych odrzucić
a jeszcze trudniej gdy są
„ przyjaciółmi”
ballada o ojcu
ballada o ojcu
kiedy byłem jeszcze mały
to zbierałem okruchy chleba
by nakarmić nimi konie
i żołnierza ołowianego
kiedy byłem jeszcze mały
to skakałem po kamieniach
jak po wyspach oceanu
bo oceanem była ziemia
kiedy byłem jeszcze mały
to łapałem cienie słońca
i rękoma na ścianie układałem
świat od psa aż do zająca
kiedy byłem jeszcze mały
odkrywałem nowe kraje
tuż za drogą za podwórzem
gdzieś przy parku na garażach
kiedy byłem jeszcze dzieckiem
to mój tata z moją mamą
mieli trochę więcej włosów
więcej śmiali się i śpiewali
teraz kiedy już wyrośli
z lat biegania za dzieciami
już nie mówią do mnie: synku
tylko: Piotr - i mniej śpiewają
teraz kiedy i ja także
już nie mały ale ... większy
ogniem oczy mi się palą
kiedy widzę „małe świerszcze”:
trzy dziewczynki i dwóch chłopców
jak czytają krzyczą piszczą
i do nóg się przytulają
mówią: tato kiedy przyjdziesz
i ...
kiedyś byłem małym dzieckiem
dziś poważnie patrzę w życie
coraz trudniej mówić Tato
chociaż On jest coraz bliżej
bez powrotu
"...nasze lata mijają jak westchnienie..."
bez powrotu
czasem trzeba podjąć decyzję
śmiertelnie poważną decyzję
bo żyje się tylko raz
i tylko raz umiera
a czas jest tak krótki
jak pocałunek
na dobranoc
### (miałem chwile...)
###
miałem chwile szczęśliwe
dni w których wszystko było zachwycające
uśmiechnięte usta mojej żony
rozpalone oczy dzieci
pocałunki
spojrzenia
spotkania z tymi
z którymi spotkania nie pragnąłem nigdy
i na których czekałem długo
wydarzenia pełne strachu lub niepokoju
które zawsze kończyły się
i wtedy zaczynałem tęsknić za nimi
były chwile bardzo dobre
bardzo dobre długie chwile
kiedy targowałem się z Tobą
mój Panie
o moje życie
krzyczałem w nocy i w dzień
nieustannie - -
- gdzie ja dzisiaj jestem ?
- gdzie jestem ?
mój Bóg
mój Bóg
mój bóg
jest inny niż cudzy bogowie
bo zaskakujący -
jakbym go pierwszy raz spotkał - -
jest zamieszany we wszystkie moje problemy
lecz nie narzuca mi swoich rozwiązań - -
o wszystkim wie
co myślę
co robię
lecz nie obraża się gdy o nim plotkuję - -
spotyka mnie co noc i co dzień
lecz się nie nudzi mną
ani mnie nie nudzi - -
lubi mnie bardzo
a wręcz za mną szaleje
choć nie jestem atrakcyjny
i czasem go ignoruję - -
mój bóg jest inny
jestem
bo powiedział jedno słowo
a traktuję go jakbym to ja jego stworzył
- on jednak dalej mnie szanuje - -
mimo mojej bezczelności
moje miejsce
moje miejsce
byłem wiele razy zakochany
niejednokrotnie niechciany czy wyśmiany
nie tęsknię dziś do tamtych uczuć bez opamiętania
może niekiedy wracają
rzuconym kamieniem obudzone fale
dzisiaj wiem
więcej - przekonany jestem głęboko w duszy
że moje miejsce jest przy Tobie
moja piękna
( choć czasem paskudna i nie do zniesienia )
odnajduję w Tobie moje żebro
i kość moją
wiele trzeba przepłakać
pretensji wylać
pokłócić się kilka razy na dzień
jeżeli czasu starczy
by mieć co sobie wybaczyć
i na nowo
zakochać się w sobie
most
most
gdyby nie było między nami
rzek co dzielą nas co dzień
to uwierz mi och uwierz
nie wiedziałbyś jak się buduje mosty
jak mosty się buduje
gdyby nie było między nami
oczu co widzą różne światy
to uwierz mi och uwierz
nie miałbyś o czym rozmawiać z człowiekiem
który żyje koło ciebie
gdyby nie było między nami Boga
który łączy nas
byłbyś jak jedna z gwiazd
która marzy ciągle o tym żeby spaść na ziemię
gdyby nie było między nami
ciebie i mnie - mnie i ciebie
to uwierz mi och uwierz
rozpacz i łzy targałyby tobą
a mną łzy i rozpacz
gdyby nie było między nami
dni naszej pracy i nocy snów
to uwierz mi och uwierz
nie wiedziałbyś że czas wciąż płynie
i jest go coraz mniej
gdyby nie było między nami Boga
który łączy nas
byłbyś zupełnie sam
jak ten co nie zna nawet drogi do rozdroża
ryzyko dojrzałości
ryzyko dojrzałości
kiedy pytałem
"chcesz być moją żoną ?"
ryzykowałem
gdy powiedziałem
"biorę Cię za żonę i ślubuję Ci..."
bardzo ryzykowałem
ryzykowałem że stracę moją niezależność
niespełnienie moich dążeń bądź marzeń
ryzykowałem niewygodę awantury i cierpienia -
bałem się przyszłości
a jednak...Wielka Tęsknota czekała wciąż
na progu dojrzałości
i mnie zapraszała
dodając mi odwagi...odwagi...odwagi
-------------------------
a jednak...
a jednak nie ryzykowałem
kiedy spoglądam z wysokości przeżytych razem lat
wydawało mi się że wszystko stracę co mam
cały zamek złudzeń
a odnalazłem moje miejsce i sens istnienia
i drogocenną perłę -
życia które jest Życiem
dlatego jeszcze możemy budzić się rano
w tym samym pokoju
codziennie inni
ryzykując że znów stracimy naszą pewność siebie
w klatce
w klatce
zmęczony idę spać
zmęczony wstaję rano
dotyka mnie zmęczenie
w ręce - od pracy
w brzuch - z głodu
w oczy - ze zgorszenia
i w usta - od milczenia
trawi jak płomień moje kości
i serce - dlatego że nie kocham
(jak może kochać egoista
kiedy ma czas wydawania owocu !
przecież wszystko mu się należy ?!)
Najbardziej jednak zmęczoną mam duszę
duszę jak w klatce
zamkniętą w więzieniu samotności
wieczór zapada
wieczór zapada
wieczór zapada
a jeszcze na niebie
nie ma gwiazd
ale niebawem
przyjedzie mały wóz
i z bajki srebrny koń
i pojedziemy cicho
truchtem po niebie
i słychać będzie tylko w dzwoneczkach
ding-dong ding-dong ding-dong
dzyń dzyń dzyń dzyń dzyń
wczoraj nie mogłem
spojrzeć w twoją twarz
powiedzieć kilka słów
lecz dziś mam nadzieję
że pogodzimy się
wybaczysz moje zło
wieczór zapada
nie zgaśnie jednak w nas
nadziei mały błysk
że jutro będziemy
znów razem dalej żyć
przebaczać śmiać się i
i pojedziemy cicho
truchtem po niebie
i słychać będzie tylko w dzwoneczkach
ding-dong ding-dong ding-dong
dzyń dzyń dzyń dzyń dzyń
znów przylecą dzwońce
znów przylecą dzwońce
odlatują łabędzie krzykliwe
dzwońce głośne jak telefon
i szare pliszki płochliwe
jeden za następnym
moje zapały -
moje pomysły -
wiatr porusza zaczepnie
strunę moich ambicji
i rozrzuca liście moich tęsknot
- za wygodnym mieszkaniem
- za docenieniem
wartości mojej osoby
moich racji - piosenek - sposobu na życie
- żeby udało się wszystko -
- „życia bez porażki”
przylatują brzydkonose gawrony
pękate gile
i dostojne jemiołuszki
na krótko
przynosząc ze sobą
prosty scenariusz pobytu
a wiatr zawiewa na wszystkie strony
kryształowym chłodem
a niekiedy
zdejmuje nam czapki z głów
witając
w trzeźwym porywie
życia bez emocji
i stwierdza: „już zima”
i pyta: „jeszcze tęsknisz?!
w kolejce za mną czeka wiosna
i świeży zapał -
poczekaj ze mną
aż powrócą dzwońce
i obudzą w nas
to co wydaje się że straciliśmy”
kap kap kap
kap kap kap
razem z deszczem kapią rymy
czasem wślizgną się do rynny
dzwonią cicho wieczorami kołysanki
tuż przy oknie
w szarym dymie zagubione
lecą prosto do komina
trochę senny
piszę znowu wiersz
kiedy nagle coś mi kapie wprost na papier
już myślałem że to muza
pogubiła swoje rymy
a to tylko katar
znów mi leci z nosa
pomiędzy
pomiędzy
w nocy patrzyłem na dzieci
mego życia
historii mojej żony
zasypiają co noc
z nadzieją
że jutro pójdę z nimi na spacer
że może przeczytam im cokolwiek na dobranoc
popieszczę ich
poprzytulam -
razem odkrywać będziemy
cudowność świata królewien smoków i żebraków
gdzie nie ma demokracji
i legalnej niesprawiedliwości
czekam co dzień
na taki dzień
kiedy nie będę żałował czasu i moich planów
gdy będę brał dzieci za ręce
i skakał przez kałuże
a przed snem siadał koło łóżka
i przeglądał się w ich oczach
dziś nie potrafię przeskoczyć tej przepaści
która dzieli mnie od moich pragnień i tęsknot
tych o których wiem że są dobre
i czekam wołając
wciąż do tego samego Boga
- nie zmieniasz się jak ja
prawda Panie ?
pocałunek
po dwunastu latach małżeństwa
pocałunek
to w jedną
to w drugą stronę
kołysze się wzruszenie
gdy przytulam Cię
moja miła
moja kochana
w Twoich oczach
nie ma strachu
nie ma pogardy
dla mnie
gdy biorę Cię w moje ramiona
widzę twoje cierpliwe oczekiwanie
słyszę bezpieczne milczenie
całujesz mnie
swoim stęsknionym uśmiechem
czekałem na Ciebie
czekałem na Ciebie tyle lat
choć byłaś koło mnie tak długo
nie dostrzegałem wcześniej
we włosach Twoich
welonu namiętnych zaproszeń
teraz gdy jesteśmy
sam na sam
i czekamy
na święte miłowanie
odkrywam cud tamtej chwili
gdy pierwszy raz
zachwycony
spotkałem Twoje delikatne spojrzenie
jak zawstydzony pocałunek
moja miła
moja kochana
ścieżka życia
ścieżka życia
trochę życia
przetańczyłem krokiem walca
trzymając za rękę drugą osobę
pozwalając na poznanie się
z bliska
nie maskując
pilnie ukrywanych szczegółów
mojej twarzy i mojego serca
więcej życia
przeszedłem krokiem osła
powoli - ze zmęczeniem
wcale nie myśląc
gdzie idę? co robię?
porykując co jakiś czas
a nawet wyjąc do bólu
by ktoś zwrócił uwagę
i pogłaskał mnie po głowie
i pysku
niewiele życia
przeszedłem jak człowiek
który zauważa
że świat to nie tylko
ja
ziemia i gwiazdy –
słyszy wołanie o pomoc
dostrzega cierpienie
przede wszystkim nie tylko swoje
bezsilny jestem
wobec samego siebie
wzdycham jak gołębica -
Panie
stań przy mnie -
ukaż mi
ścieżkę życia
żywe serce
żywe serce
zwiędłe kwiaty
ich powabność była delikatna
jak skarbonka z porcelany
nie miały czasu zastanowić się: po co żyją ?
skały wiecznie zamyślone
nie oszczędzają na pytaniu siebie: kim jesteśmy ?
nie zawracają sobie głowy
czy starczy im do końca miesiąca ?
nie tragizują że nikt ich nie lubi
są pewne
że życie trwa dłużej niż chwila
są ludzie którzy czekają na kwiaty
tygodniami wciąż wypatrują
nasłuchują kroków
pukania (lecz tylko niestety własnego pustego serca)
czerwone róże ze ślubu już wyschły
wyrzuciłem je dawno na śmietnik
moich sentymentów i złudzeń
topniejących jak wiosenne bałwany
mam w domu dużo kamieni
wyrwanych morzu
skradzionych górom
przypominają cierpliwość czekania
że dotknie je laska Mojżesza
wytryśnie z nich czysta woda
i będzie mogło ugasić pragnienie
tysiące spragnionych Miłości
ludzi tracących nadzieję: czy żyć ?
doświadczenie
doświadczenie
zostawili mnie moi przyjaciele
odsłonili moje oblicze przemocy
napełnili mnie smutkiem i goryczą
i zniknęli jak odlatujące wróble
odtąd usta otwieram jak spiżową bramę -
jak mam mówić kiedy serce milczy ?
cieszyć się kiedy dom mój pada w gruzy ?
a nadzieja płonie jak przygasły płomień ?
krzyczę do Ciebie Panie
krzyczę gdy Ty otwierasz mi usta
czekam jak spragniona ziemia
oczekuję ratunku jak
koźlę schwytane w potrzask
gołąb którego atakuje orzeł
sarna otoczona przez wilki
lecz ty Boże nie zostawisz mnie samego
póki w sercu moim tli się obietnica
póki jeszcze słyszę Twoje pocieszenie
- jak oliwa co spływa na otwartą ranę
Panie obroń mnie przed hałasem tego świata
który mówi słowa pełne pochlebstwa
gorszy się niedolą którą Tyś mi zesłał
i nieustannie woła
gdzie jest twój Bóg który mówi że cię kocha?
ufaj serce moje Panu
On nie zapomniał o tobie
uspokój swoją duszę w Jego słowie
nawiedzeni
nawiedzeni
powiedzieli niedawno że koniec blisko
ale nie trzeba się martwić -
nie należy
że potem się wszystko ułoży
będzie nawet lepiej
i żyli w strachu
czekając na koniec świata
jakby był tuż tuż
-------------------------------
mój kolega nie wytrzymał
i skoczył z okna
Jan Paweł II w Berlinie
Jan Paweł II w Berlinie
byłem wczoraj
w mieście umarłych
gdzie prezydentem jest porządek myśli i zachowania -
( granice ściśle ustalone od wieków)
gdzie w opozycji staje elita zbuntowanych
trzymająca miecz wolnej przemocy
i tarczę negacji prawdy
przyglądałem się
czerwonogłowym zielonogłowym i żółtogłowym
w koronach z gołymi udami
- szalony świat piekła
wyjący z cierpienia jak kobieta która poroniła
usłyszałem w tym mieście umarłych
człowieka z którym przyszło ŻYCIE
- mówił gorzką prawdę
bez sądów i pretensji
ryzykował szyderstwo i pośmiewisko
wziąłem tam dzieci
- by doświadczyły że prawda jest prawdą
i zwycięża
choć umiera
- by doświadczyły że kłamstwo jest kłamstwem
i przegrywa
choć broni swego życia
byłem wczoraj zobaczyć siebie
mój bunt granice i przemoc
i moje ujadanie
miasto umarłe
moje bezpłodne serce
moje kłamstwo
moją głupotę
bardzo dobre wspomnienia
bardzo dobre wspomnienia
gdy powracam myślami do dni
które minęły -
utonęły w oceanie
mojego życia -
widzę że były dobre
wiele cierpiałem i straciłem
jeszcze więcej dostałem
nie stałem w kolejkach
po szczęście
po miłość -
nie zamawiałem jej
z katalogów dobrych wydarzeń
byłem żebrakiem
wyciągającym ręce na wszystkie strony
i do wszystkich ust uśmiechniętych
byłem złodziejem
włamując się do serc
wytrychem sentymentalizmu
i użalania się nad sobą
gdy powracam myślami do dni
które minęły -
zniknęły jak gwiazda spadająca na ziemię -
widzę że były bardzo dobre
choć cierpiałem i płakałem
lecz śmiałem się ze szczęścia
o wiele wiele więcej
niż się spodziewałem
Kościół matka i dzieci Kościoła
po spostrzeżeniu dzieci, że nie są traktowane poważnie
przez dorosłych Kościoła
Kościół matka i dzieci Kościoła
co mam mówić dzieciom ?
Kościele dokąd idziesz ?
Matko moja - cierpiąca
co mam powiedzieć dzieciom !?
Kościele spójrz - to też twoje dzieci
zostawiłeś je na peryferiach swojej troskliwości
- co mam im powiedzieć !?
one jeszcze dziś
są spragnione ciebie
Matko - Kościele
przecież ty nie łamiesz
trzciny nadłamanej ?
nie gasisz płomienia gasnącego ?
spójrz na rozpaloną w nich miłość ku Tobie -
prześladowane że ciebie kochają
wierzą że tylko w Tobie jest prawda
czy pamiętasz że życie mija !?
że człowiek z motyla dzieciństwa
wyrasta w sępa dojrzałości
który myśli tylko o sobie
czy pamiętasz że trudno wtedy
wrócić do prostoty
rozpalonej świecy młodości ?
proszę cię ! zaklinam !!
powiedz co mam powiedzieć
gdy pytają o ciebie
Matko moja - Kościele ?
rozchyl choć trochę swoje skrzydła
odsłoń szczelinę swego namiotu
i pozwól dzieciom zobaczyć jak kochasz
przecież nie masz względu na osobę -
powiedz im kim jesteś
puste miejsce
puste miejsce
kiedy się znajdzie wspólne słowo
to jest jak Imię które się wypowiada
i ty i ja
równocześnie
tak bardzo chcemy się spotkać
i czekamy na następny początek
lecz często niszczymy ważne rozmowy
przez nasze dobre wychowanie (!)
mijamy się jak samochody
jak mrówki z bagażem porażek
zmęczeni idziemy do łóżka
skończywszy rozmowę
ja i moja żona -
przynajmniej wydaje się nam
że wypełniliśmy lukę w naszej samotności
w naszym życiu
o życie życie !
o śmierci śmierci !
o Boże ! zapomniałem o Tobie
nie zarezerwowałem miejsca dla Ciebie
przy stole w naszym pokoju
dzisiaj wieczorem
dobrej nocy - dobry dzień
dobrej nocy - dobry dzień
synowi Abrahamowi
zaśnij synu
w tę noc dzisiaj
kiedy księżyc w pełni świeci
opowiada bajki dzieciom
przekomarza się z gwiazdami
i odwraca się plecami do nich
obrażony że nie wierzą w jego bajki
tylko mówią:
„to jest wszystko wymyślone"
zaśnij synku
w tę noc ciemną
kiedy nie ma już księżyca
wszystkie bajki gdzieś uciekły
tylko wiatr dziś mówi nam legendy
porywając z ziemi liście
wymachuje zamaszyście
swoim piórem
którym nigdy nie potrafił pisać
i dlatego wciąż obłoki tak rozgania
bo się śmieją z tego drania
który buja wciąż do rana
wszystkie dzieci
zaśnij synku
kiedy nocą
wszystkie dzieci śpią
a po co ?
po to żeby może jutro wstać
i pobawić się z tatulkiem
razem śpiewać
słuchać kiedy mówi ci historie
o tych ludziach
jak wierzyli
że nie żyje się przez chwilę
potem koniec
że jest Bóg co ciągle kocha
nawet wtedy kiedy jesteś brzydki
i niegrzeczny
wiesz mój miły ?
czasem dobrze gdy po nocy
skaczesz do mnie na kolana
i zaczepiasz mnie od rana
swym uśmiechem
ja już dzisiaj nie potrafię
tak się śmiać gdy rano wstaję
po tej nocy w której spać nie mogłem
bo myślałem o problemach
z przyjaciółmi i wrogami -
...znów zmęczony wstaję z rana
( to przez gwiazdy
znów świeciły prosto w oczy
kiedy chciałem zasnąć )
święty spokój
w czasie, gdy moja córka Maria była w szpitalu
święty spokój
dziś nie modlę się różańcem
i nie chodzę na cmentarze
nie rozmawiam z przyjaciółmi
i w pośpiechu jem obiady
jeżdżę jak ćma -
(ledwo widzę)
rano i w południe
między pracą i szpitalem
chodzę późno wieczorami
jeszcze później w domu jestem
w międzyczasie drę jak kartkę
czas dla żony - moich dzieci
jeszcze nawet się udaje
znaleźć chwilę na rozmowę
z Tobą Boże
pogmatwałeś w moim życiu
wszystkie plany
zakłóciłeś „święty spokój”
bez żony
bez żony
wyjechałem z miasta
(miasto to wielki śmietnik
w miarę uporządkowany lecz trochę zarośnięty)
ludzi tu mniej
tu inni ludzie
jest cisza
nie na życzenie ale naprawdę
jezioro i las
jaskółki i świerszcze
wyjechałem z miasta z dziećmi
to dobry czas
gdy dzieci są ze mną razem
i mamy czas na rozmowę
i nie ma między nami
pracy i ludzi i obowiązków
ani hałasu i oczekiwania
razem modlimy się
jemy i śpimy
wstajemy nie całkiem razem
spać idę zawsze ostatni
tu można odpocząć
lecz nie od wszystkiego ...
... chciałbym być z moją żoną
i z nią wyjechać
i jeść kolację
śmiać się z nią z dzieci
i w ciszy posłuchać
jak kopie ją w brzuch
ktoś kogo jeszcze nie widzę
odkrycie
odkrycie
dla Marii - mojej córki
nigdy nie wiedziałem
że dzieci będą mi wchodzić na kolana
pchać się na szyję
szukać mnie szczerbatym uśmiechem
słuchać każdego słowa by nie spadło
na zakurzony dywan
nigdy nie spodziewałem się
iż zobaczę radość z tego
że można trzymać mnie za rękę
że za darmo dostanę tyle pocałunków
mimo że przed chwilą
tyle łez popłynęło
O Boże nigdy nie odnalazłbym Ciebie
gdybyś mnie nie przytulił jak Ojciec
Tato mojego taty i mojej mamy
moich dzieci
mojej żony
mój Tato
czy już Cię poznałem ?
wiersz specjalnie napisany dla mojej żony Wioletty
wiersz
specjalnie napisany
dla mojej żony Wioletty
(o który prosiła)
przywrócić wspomnienia?
uciekną jak wróble gdy klasnę
napisać erotyk?
to jak pochwycić wiatr w garść -
nie uda się
„namalować” Jej portret?
szkoda atramentu (i pieniędzy) - nigdy nie starczy
cóż zrobić mam
gdy prosisz o wiersz?
i czekasz?
napiszę dla Ciebie piosenkę:
znów zniknął ciepły wiatr z południa
i nie słychać skowronka śpiewu
i kwiaty znikły z pola
jak miły sen
a Ty do dziś jesteś ze mną
a Ty jeszcze dzisiaj słuchasz mnie
choć okłamałem Ciebie tyle razy
i tyle razy nie kochałem Cię
znów ławki puste są w parku
i słońce nie lubi świecić długo
a ludzie mniej śmieją się do siebie
bo usta znów ściska mróz
a Ty jeszcze dzisiaj się uśmiechasz
patrzysz i siadasz blisko mnie
choć krzyczałem na Ciebie tyle razy
i tyle razy zostawiałem Cię
i myślę że znów przyjdzie marzec
jak kiedyś gdy spotkałem Cię
i pierwszy raz z Tobą rozmawiałem
o kwiatach na naszym balkonie
a dzisiaj nie mamy balkonu
i kwiaty wyschły jak pieprz
lecz widzę że jednak wciąż była tu miłość
gdy patrzę na dzieci
a Ty do dziś jesteś ze mną
a Ty jeszcze dzisiaj słuchasz mnie
choć nie słuchałem Ciebie tyle razy
i tyle razy
chciałem kochać Cię…
bałwany
bałwany
nos z marchewki
oczy wydłubane węgielkami
i usta wygniecione palcem
na kształt kołyski
--------------------------------------
topnieją w nas siły
chwila za chwilą
po roku patrzymy i nie rozpoznajemy siebie
podnosząc z podłogi rozbity wazon
czujemy jak chrzęści nam w kręgosłupie
mówimy do fryzjera żeby uważał jak ścina
by nie zapomniał o łysych miejscach
i skomponował fryzurę Chopina
topnieją w nas cudowne szaleństwa
i siadamy przed telewizorem
żeby zobaczyć bohaterów i piękne kobiety
masochistycznie łudząc się
kończymy zawsze skacowani
topnieją bałwany
zostaje po nich plama brudu
marchewka i węgiel
szybko zapominają o nich dzieci
wiosna piękniejsza jest od zimy
bo kowaliki zaczynają śpiewać o nadziei
a zięby skakać
nie uciekając gdy wyciągamy do nich rękę
czekamy
może zagra jeszcze raz orkiestra
na balu naszego lata jesieni
i zatańczymy walca z ukochanym -
to nic że ma nos krzywy
ale bije mu jeszcze serce
( za szybko topnieje
przemęczone w bitwie o czas i pieniądze )
umawiamy się z nim
obejrzeć jutro wschód słońca
może pierwszy i ostatni
a może ostatni raz zachodzi dzisiaj
gdy kładziemy głowę do snu
na poduszce białej jak śmierć
dzień śnieżnych konwalii
w maju 1984 roku
dzień śnieżnych konwalii
niecierpliwie
stałem na korytarzu
ściskając w dłoni łodygi bukietu konwalii
a serce zażenowaniem
w napięciu oczekując
kiedy uchylą się drzwi Twego pokoju
i wyjdziesz na korytarz
a potem w pośpiechu przekręcisz klucz
kiedy podniesiesz głowę
zobaczysz jak czekam
na odpowiedź
w Twoich oczach
i na Twoich ustach
byłaś tak zaskoczona
że uśmiechałaś się do mnie
jak zakochana
zapominając o dobrych manierach
rzucałaś spojrzenia
sięgające do głębi mojego serca
tego poranka był piękny maj
słów bardzo mało -
mieliśmy pewność
że szczęście pukało
do okna
naszego pokoju życia razem
aż po śmierć
do dziś pamiętam słońce
to samo co świeci dzisiaj
lecz już inaczej
było tam świadkiem naszych zaręczyn
przy jednej srebrnej "obrączce"
i wielkim naręczu konwalii
szczerość
szczerość
przechodząc z latarką
przez las
zawiedzionych przyjaźni
sfałszowanych wyznań -
słyszę jak kukułkę
dźwięk nadziei
że za rok dwa cztery
nie będę żałował
nieprzespanych nocy
dni pełnych oczekiwania...
----------------
dziś nie żałuję
tamtych chwil - wydarzeń -
nie drży mi głos
gdy spotykam
tych wszystkich
„najbliższych znajomych”
którym wkraczałem w życie - nierzadko
jak niedźwiedź w mrowisko
czy jak kuna do gniazda
... ale nie żałuję ...
nie żałuję tych wszystkich kłótni
gdy szczerość
podważała drzwi
mego egocentrycznego serca
i spuszczała ze mnie powietrze
i stałem w bezruchu
jakiś czas
podobny do starej warszawy
z przebitymi oponami
----------------
dziś dziękuję wszystkim
którzy nie pozwolili
zakuć się w kajdany
mojej osoby
i moich projektów
i litości do mnie
i zostawiali mnie
na krótki czas
by być może powrócić
kiedyś na dłużej
i przejść się ze mną po lesie
oglądając zniszczone stare ślady
naszych butów
bez sentymentalizmu
bez latarki
bo wszystko wreszcie
stało się jasne
figurki porcelanowe
figurki porcelanowe
ptaki z otwartymi dziobami
czekają na znak dyrygenta - już śpiewać ?- -
tańcząca para
zapatrzona w siebie w bezruchu - -
słoń z uniesioną trąbą i nogą
spoglądający ciekawie niewiadomo gdzie - -
drzewa ciągle zielone
jakby wiosna była jedyną porą roku - -
róża otwarta szeroko
wyśpiewująca pieśń miłosną
która nigdy nie może zwiędnąć - -
i dom z jasnym kominem
i drzwiami wciąż otwartymi
jakby zawiasy zardzewiły na amen - -
chcemy zatrzymać czas
boimy się przyszłości
która może nagle przemienić
nasze marzenia w rzeczywistość -
boimy się życia :
stanąć obiema nogami
na nieustannie wirującej Ziemi
za często boimy się
ty i ja
być człowiekiem:
prawdziwym i żywym i dojrzałym
ze szczerym sercem dziecka
które czeka z utęsknieniem na przyszłość
ja
ja
chciałbym przeczytać książkę
obejrzeć film
pojechać w góry
zdobyć szczyty
ale życie jest jak cień
który delikatnie szturcha
i mówi
że jest jeden
i że za mało kochasz
czy ty w ogóle kochasz ?
przecież wciąż myślisz tylko o sobie
ty egocentryku do czwartej potęgi !
### (moja mama...)
###
moja mama kiedy była jeszcze młoda
miała we włosach takie słońce
takie ciepłe -
grzało mnie w policzki gdy mnie przytulała
potem szła do kuchni obok
ja się bałem że odejdzie
jak mój wujek gdy mówili że umiera
tata siadał w swoim kącie
grzebał w śrubkach i drucikach
ja nie chciałem mu przeszkadzać
i mówiłem tylko wtedy kiedy pytał
babcia często szyła na maszynie
i „stukało jej w silniku" tak jak gdyby był zepsuty
ja siadałem na podłodze
i widziałem jak przybiega stado koni z żołnierzami -
zaraz w domu będzie wojna
moja siostra była gruba
bała się mnie tak jak ognia
mało ze mną rozmawiała
czasem także uciekała ode mnie i płakała
drugiej siostry nie pamiętam
urodziła się „za późno"
już nie byłem sercem w domu ani ciałem
uciekałem w świat złudzenia zbuntowanych
bo myślałem ze zostałem zapomniany
dzisiaj nie mam tamtych żalów
i pretensji całe stosy
każdy chciał dać coś dobrego
lecz nie umiał
tak jak ja dziś nie potrafię
kochać wrogów czy przyjaciół
źle że kiedyś tak zmuszałem innych
by kochali - -
na skraju wieku
na skraju wieku
przed końcem wieku
posłuchajmy co piszczy w tornistrach
młodych przyjaciół
jak otwiera im okno na świat
rozwiedziona nauczycielka
woźny przekręcający klucz
z rozżaleniem że rodzi się tyle dzieci
przed końcem wieku
posłuchajmy szeptów świątecznych czcicieli
za plecami kościoła
zaglądnijmy do notesów uważnych obserwatorów
chrześcijaństwa
które nierzadko spożywają głodni poszukiwacze prawdy -
( czasem zbiera się im na wymioty
lub dostają zatrucia serca )
przed początkiem wieku
zdejmijmy z głowy czapkę pewności
że znamy siebie
i że przyszłość zależy od nas -
nie dobrze byłoby pomylić się znowu
obliczając dni życia
u wróżki lub na komputerach
i stracić ostatnią nadzieję
na Nową Ziemię i Nowe Niebo
odpoczynek
odpoczynek
nie brałem pod uwagę - Bogu dzięki -
że po ośmiu latach
moje ręce będą szukać odpoczynku
oczy snu
uszy ciszy
a serce MIŁOŚCI -
ja który myślałem
że zawsze kocham
że po ośmiu latach
będę szukał
ale nie znajdę go tam gdzie bym pragnął
Dzisiaj mój odpoczynek to
- zdzierać buty po alejach
z piątką uciekających malców
- późny wieczór z żoną
- droga między pracą a domem
- zasypianie na modlitwie
- powrót nocą autobusami z dziećmi
bo nie było miejsca w samochodzie
nie mam odpoczynku takiego o jakim marzyłem
raczej on sam przychodzi
niespodziewanie
i uspokaja się wtedy moje serce - -
powrót do prostoty
powrót do prostoty
ludzie mówią:
„nie mam o czym rozmawiać z żoną”
„dziecko to kłopot, ale tęsknię za nim”
„no jeszcze jest telewizja”
„jak wyłączą prąd - to problem
taka cisza”
—— · ——
wracam do domu
( to cud że wracam)
nie wyłączyli światła
ale telewizja dziś nudna
(ostatnio wzięła mnie w sidła)
dzieciaki rzuciły się
by zdobyć szczyt głowy taty
a żona rozmawiała ze mną
o dzieciach o strajku o śmierci
błogosławione dni
gdy nie omijasz naszego namiotu
Boże
preludium dla powracających
preludium dla powracających
o dzielni mężowie
czekają was żony matki dziewczyny i siostry
w białych czepkach na głowie -
wracajcie czym prędzej
stoją już dla was otworem drzwi
a w sercach światła okien
czekanie na was dłuży się tak
minuty sekundy godziny i dni
jak lata i wieki - to prawie nic
zegary przestały już bić
herbata wystygła
a chleb skamieniał ze strachu -
mężowie gdzie wy ?!
ta wojna przyszła
nie pytała się
czy jej oddamy naszych chłopców
o dzielni mężowie
jak cienie wracacie przez rzeki łez
do swoich kobiet -
za wami zostały
kohorty niemych śpiących walecznych
z grymasem na twarzy
ta wojna przyszła
nie pytała się
czy jej oddamy naszych chłopców sprzed lat
przebaczenie
przebaczenie
nie można wytrzeć przeszłości
jak tablicę gąbką -
wykreślić
z listy obecności
ludzi skrzywdzonych przeze mnie
pobitych i zranionych w walce
o moje pierwsze miejsce
o moją rację
nie można urodzić się raz jeszcze
trzydzieści czterdzieści lat temu
by spotkać tych wszystkich
znajomych
na kolejnych
kartkach życia
poprawiając ortografię
moich decyzji
i gramatykę spotkań
nie można wytrzeć
jak kurzu ze starej szafy
- przeszłości -
przekreślić krzywo napisane słowa
- ludzi -
skrzywdzonych przeze mnie
i mówią mi:
„nie ma wyjścia”
„musisz się z tym pogodzić”
„no a co miałeś zrobić !
przecież ty też jesteś człowiekiem”
i słucham
i niepogodzona moja dusza
cierpi dalej
i pyta:
„to nie ma ratunku ?!”
wczoraj rozmawiałem
z ojcem -
powiedziałem mu:
że to moja wina
że cierpiał tyle lat
bo go odrzucałem i pogardziłem
i nie kochałem go
i jeszcze:
że bardzo proszę go
o przebaczenie …
przyjaciele
przyjaciele
przyjaciół nie szuka się w szkole
nie szuka się w pracy
i gdzieś przypadkiem w sklepie czy na ulicy
(och ci przypadkowi przyjaciele !)
przyjaciół nie szuka się w książkach i filmach
czy gdzieś na baletach wycieczkach
przyjaciół nie szuka się
w domu za stołem w łóżku
czy gdziekolwiek
przyjaciół nie szuka się w biurze ogłoszeń
gdzieś na weselach
czy przy rozmowach bardzo poważnych
przyjaciół nie szuka się wśród artystów
ludzi przy forsie
ludzi biednych
wśród księży
i wszystkich ważnych czy mniej ważnych
przyjaciół nie szuka się
po prostu
przyjaciele przychodzą sami
gdy jesteś bez wyjścia i wołasz o pomoc
a oni cię słyszą
- ratują cię -
bo to co mają przyjaciele
to miłość bez interesu
radość ukryta
radość ukryta
czekam na wybuch wulkanu
który kipi wewnątrz mnie -
uwięziony moją niecierpliwością
zamknięty w klatce
portretowej pozy
głęboko pragnę
uśmiechać się bez przymusu
nie na pokaz
...do mojego syna
spragnionego ojca
szalejącego za piłką
strojącego małpie miny
i podskakującego do nieba
blisko aniołów
ale...
gdzieś pod wszystkimi rupieciami
moich zabezpieczeń
szemrze źródło
oczekiwania
na dni radości spokojnej
i wielkiej jak pióropusz Apacza
- - - - - - - -
w roku 1631
wulkan Wezuwiusz
wybuchł nieoczekiwanie
po 1159 latach ciszy
i smutku
od tego czasu wybucha
co wiek
a nawet połowę
gwałtownie
bez pytania o zgodę
rysy
rysy
pamiętam krowę łańcuch i kołek
pole pełne kaczeńców
i babę z grabiami
która biegła za mną
a ja uciekałem
dopóki nóg nie zgubiłem
pamiętam drogę z kościoła
nie z samochodu lecz z wysokości moich ciekawych oczu
cmentarz - most - pole
i pełno żmijowców
zrywałem je choć kłuły mnie w dłonie
zauroczony byłem ich niebieskimi kwiatami
jak brylantami
a za polem las
a za lasem słońce gdy zachodziło -
biegłem by je złapać
i nigdy nie mogłem zdążyć - znikało
pamiętam ptysie
na które czekałem cały tydzień
albo i dłużej
ogród w którym kopałem doły większe ode mnie
- ileż wtedy miałem zapału !
pamiętam moich rodziców
jak biegali spieszyli się kłócili się
chyba czasem brali mnie na kolana
(tego nie pamiętam dokładnie)
czytali mi bajki przed snem i całowali ...
——————————
wszystko jest teraz tak dalekie
jak gwiazdy które czasem widzę
niewyraźnie choć jasno -
teraz gdy stoję
i patrzę na las słońce i ludzi
nie widzę już niskiego i świeżego świata dziecka
tylko czasem przykucam
przy moim czteroletnim synu
olśniewa mnie wtedy ten inny świat
jego dźwięki -
świat dorosłych olbrzymów
silnych i poważnych
mijających nas chodnikiem
zauważam niezgrabną dżdżownicę jak zmęczonego węża
małe pająki i mrówki - żołnierzy szukających nieprzyjaciela
kapsle po piwie jak małe miseczki dla misia
wielkie domy - nie do zdobycia
pomrukujące samochody
żarłoczne jak smok na baranka
albo pokonane - śpiące
obgryzane przez rdzę jak przez myszy - -
gdy zawiązuję sznurowadło
słyszę: „tato pobiegaj ze mną”
ktoś chwyta mnie za rękę
pewny że nie ma innego rozwiązania i na pewno potrafię biegać
(ale moje nogi są już długie
i nie nadążają za małym szaleńcem)
a może to wszystko nie jest tak dalekie
trzeba tylko zgiąć kark i kolana
i zdjąć okulary poważności -
człowieka mającego taaaakie problemy
i oglądać świat nie zniekształcony
przez moją mądrość
i moją głupotę
——————————
gdzie ja podziałem tamte moje - zwykłe
okulary bez silnej oprawy ?
nieporysowane
przezroczyste jak spojrzenie dziecka ? - -
### (słuchając...)
„będziecie słuchać lecz nie usłyszycie”
###
słuchając swego przyjaciela
patrzymy mu w zęby
badając
czy czasem nie zamieniły się w kły hieny
przeglądamy myśli naszych nauczycieli
szukając pomyłki
„drobnego szczegółu”
żeby pochwycić ich w mowie
czytamy między zdaniami i słowami
jak archeolodzy
odgrzebując swoje hipotezy
spomiędzy gruzowiska wydarzeń
dopasowujemy dokładnie to co nas porusza
do wszystkich których „musimy” zmienić
albo tych którzy „muszą” się zmienić
innych po prostu przesłuchujemy
jak nieciekawą taśmę
powtarzając co chwilę
„tak tak” „może” albo „no coś ty”
czy ewentualnie „powtórz bo nie zrozumiałem”
wychodzimy z naszych rozmów
jak z przedstawienia teatru podmiejskiego
wystawiając recenzję
lub świadectwo dopuszczające do następnego spotkania
nie słuchamy jak dziecko
„któje nie potjafi powiedzec dojosły”
ale słucha
zbierając i zachowując każde słowo jak Samuel
nie otwierając słów wytrychem
czy zaliczając je do rebusów które należy rozwiązać
brak nam brak słuchania
prostolinijnego
bez wymagań
i bez okularów przeciwsłonecznych
brak nam brak słuchania
czystego jak wiatr
któremu nie trzeba powtarzać
i który nie powtarza innym
( jak sąsiadka Piotrowska
którą mijamy zawsze drugą stroną ulicy )
brak nam brak słuchania
które może zmienić
nasze drapieżne serce jastrzębia
nasze płochliwe serce świstaka
w serce małego słonia
bezpiecznie zasypiającego koło matki
wracającego zawsze gdy zatrąbi ojciec
spragnieni
spragnieni
jestem chory i leżę w łóżku
przybiegły dzieciaki
nie chcą odczepić się jak pchły od kundla
puszczają swoje anielskie uśmiechy
szukając odrobiny miłości
- nie mają wielkich wymagań
ja też czekam na miłość
leżę na łóżku mojej mądrości
mojej seksualności
mojej żądzy pieniędzy
i wołam płacząc bez łez
(jak inny jestem niż dzieci !)
zmęczona żona przychodzi co jakiś czas
i mówi: „daj spokój” i „co jeszcze ?”
lub „kocham ciebie”
i o stałych godzinach „chodź jeść Piotruś”
(dzisiaj smakowało mi śniadanie)
wszyscy szukamy miłości
im młodsi - tym później lub wcale
lecz nie wiemy gdzie jej szukać
błądzimy - tracimy nadzieję
i pragniemy jej
krzycząc z dna naszej głodnej duszy
### (tak właściwie...)
###
tak właściwie
to nie wiem po co zapisałem tyle kartek
- nie jestem poetą - kto o mnie usłyszy ?
- nie jestem literatem - kto wie o mnie ?
- nie jestem kimś znanym - kto się mną zainteresuje ?
piszę to wszystko w pośpiechu
byle jak
tak niewyraźnie że sam nie potrafię odczytać
nie wiem po co piszę
ale mam nadzieję
że ktoś kiedyś
odczytując te kartki
rozchylając litery jak trawę na łące
odkryje swoje problemy
podobne do moich
w I II i III akcie swojego życia
### (w moim życiu...)
###
w moim życiu
nie mam czasu
żeby przetrzeć okulary z kurzu
by umówić się z dentystą
(och te zęby bolą w domu u dentysty nie)
aby przygotować się do ważnego spotkania
napisać list do przyjaciół i nieprzyjaciół ...
czas przepływa jak potok zwariowany
gdy patrzę na córki ! nie do wiary !!
O Boże
nigdy bym się nie spodziewał
takiego interesu !?
słyszysz jak one Ciebie wołają ?
wysłuchaj proszę
przynajmniej gdy mówią z Tobą -
o mnie i o mojej żonie
Dzisiaj zasnąłem na stole
oddychałem jak gdybym o powietrzu usłyszał pierwszy raz
mam mocny sen i bardzo dobrą żonę
lecz czasu nie mam
bo go przesypiam
znowu usnąłem jak niedźwiedź w zimie -
ale problemy - nie
one czas mają
nie zasypiają
niezmordowane
życie
życie
moje życie jest krótkie
małe życie
a tak niedawno gdy uciekałem ze szkoły
było takie na początku
że czekałem na drzwi dojrzałości
próbowałem owoców zakazanych
bo myślałem że nie zdążę
a teraz szukam czasu
żeby odnaleźć życie
moje prawdziwe życie
mojego prawdziwego boga
by spotkać Boga Jedynego
moje życie jest bardzo
bardzo za małe
już teraz
wszystkie moje dzienne plany
wszystkie moje dzienne plany
rano
wstaję zmęczony
po nocnej pracy -
po walce z domowym labiryntem
przewodów rur nie zagipsowanych dziur
zmęczony
ze ślepiami mrugającymi
jak sygnał żółtego światła na skrzyżowaniu
snu z rzeczywistością
wstaję zmęczony
i przechodzę przez modlitwę
jak przez ruchliwą ulicę
którą przejść muszę
by zdążyć do pracy
(o Panie jak przejść przez t a k ą ulicę !!)
potem snuję się jak kula kręglowa
prosto do pracowni
żeby zatrzymać się przed nią z brzęczącymi kluczami
otwierając szeroko drzwi
i oczy
siadając za biurkiem
zaczynam liczyć
minuty jak barany
litery jak ziarnka piasku
bo przecież
tyle rzeczy mam zaplanowanych ! -
nawet zegar nie nadąża za moim pośpiechem
wracam
wsiadam na rower
i mijam samochody - wielkie nosorożce
pędząc w safari
pustyni miejskich domów
zdążając do życia (?) mego domu
kiedy widzę stół z talerzami
żonę w kolorowo-brudnym fartuchu
słyszę pisk dzieciaków
wtedy zapominam na chwilę
o moich ważnych projektach
( to moment mojego dobrego odpoczynku)
wieczorem patrzę na zegarek
zwalniam tempo zwariowanych wskazówek
(nie da się ich upilnować
są bardzo przebiegłe)
i znowu kładę się zmęczony
by wstać zmęczony -
zmęczony moimi planami:
receptami numer 123 136 i 139
niezrealizowanymi
a to wszystko dlatego
że przebiegam szybko ulicę modlitwy
i nie wsłuchuję się cierpliwie
- co chcesz ode mnie Panie ? -
pojednanie
pojednanie
zacznijmy od nowa
tam gdzie wiosna jest
piękna
gdzie kwiaty nie więdną
(jak skóra na dłoniach)
wciąż świeże i szczere
zacznijmy od nowa
zostawmy przeszłości
jej własność
popatrzy w Niebo
gdzie Słońce wciąż wschodzi
na dzisiaj
zacznijmy od nowa
nie grajmy kartami
pretensji
niech kwitnie w naszym pokoju
to słodkie drzewo
figowca
zacznijmy od nowa
chodź pójdźmy na spacer
do parku
po prostych ścieżkach
ptaków posłuchać -
melodii nadziei
zacznijmy od nowa
gotowi na wszystko
nie mając już rezerw
czy wyjść awaryjnych
stawiając w s z y s t k o
na skab ukryty pod ziemią
pod naszą tęsknotą
zacznijmy od nowa
bo życie jest krótkie !
i można nie zdążyć
znów zacząć od nowa
bo Szczęście
nie przybiega jak pies
na zawołanie
pytanie
„ ... oto ja, poślij mnie ... ‘’
pytanie
Judycie
nocą stałem na moście
a córka mówiła:
„ tak dużo domów tam
i tyle świateł
tyle okien . . .”
i powiedziałem:
„ za każdym oknem ktoś żyje
może siedzi w fotelu
niczego mu nie potrzeba
ale może cierpi i płacze
może mąż zostawił dziś żonę
może ktoś nie ma co zjeść
ktoś już nie widzi sensu by żyć
ludzie kłócą się biją i są zazdrośni
cierpią bardziej niż im się wydaje
kto do nich pójdzie
i powie im dobrą wiadomość
że można sobie przebaczyć
że jest możliwe by żyć inaczej ?
kto powie im
że Bóg nie zapomniał o nich
i kocha ich
wciąż kocha ?
kto pójdzie . . . ? ‘’
och ty wróbeleczku!
och ty wróbeleczku!
ptaki gadają na drzewach
przed moim domem i oknem mym
dumnie siadają na gałęziach
i śpiewać zaczynają mi
la la la la ćwir ćwir la la la la
mój ty mały wróbeleczku
zaśpiewaj dla mnie jeszcze raz
melodię którą usłyszałem wczoraj
gdy w domu byłem sam
la la la la ćwir ćwir la la la la
wczoraj ptaki wszystkie odleciały
dziś pusto jest przed oknem mym
tylko łyso błyszczą w słońcu
gałęzie zasmuconych drzew
i wtedy śpiewam sam melodię
którą ptaki nauczyły mnie
a sąsiad który siedzi sobie w oknie
zaczyna śpiewać ze mną też
la la la la la la ćwir ćwir
la la ćwir ćwir la la la la la la la
tracić czas
tracić czas
ludzie starzeją się
znikają im lata jak włosy na głowie
albo przybywają jak zmarszczki
prawie każdy zlicza dni które przeżył
układa je na półkach dobrych wspomnień
i przykrych wydarzeń
( choć te ostatnie często pomija
i odkłada do dolnej szuflady
z napisem „do cerowania")
ludzie obliczają ile jeszcze mają czasu
chcą mieć pewność
że jeszcze przeżyją ten dzień
przyglądają się swoim zębom
mierzą na ile zawałów starczy im sił
dużo odpoczywają bo myślą
że można rozciągnąć godziny
przeglądają zdjęcia
mając nadzieję
że zjawi się wróżka z bajki ich młodości
i powrócą do minionych
szalonych pomysłów i zabaw
robią mnóstwo rzeczy
ale niespodziewanie
złodziej życia - śmierć
puka i otwiera drzwi bez zaproszenia
ludzie umierają
by dopiero w wieczności
żyć pełną gębą
bez zdjęć
zegarów
i strachu