Sekret VII: Modlitwa Słuchania

Piotr Wojciechowski

 

 

Sekret siódmy

 

Modlitwa Słuchania

 

Pan Bóg otworzył Mi ucho,

a Ja się nie oparłem

ani się cofnąłem.

Podałem grzbiet mój bijącym

i policzki moje rwącym Mi brodę.

Nie zasłoniłem mojej twarzy

przed zniewagami i opluciem.”

Iz 59,5-6

 

Nie troszczcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, w co się macie ubrać. (…) Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.”

Mt 6,25a.32b-33

 

     W pierwszych latach lat osiemdziesiątych poprzedniego stulecia przyjechał do Szczecina, po swoich wojażach przez świat, Mirosław Sadowski. Był starszy ode mnie o około dziesięć lat. Były narkoman z ksywą „diabeł”, człowiek szalony, wizjoner. Zanim go poznałem w roku 1981, to właśnie on, wraz z pewnym już starszym małżeństwem, zainicjowali pierwsze spotkania Odnowy w Duchu Świętym przy parafii św. Jana Chrzciciela. Po półrocznym czasie istnienia tej grupy i ja tam trafiłem. Tam poznałem Mirka i wielu innych ludzi, z którymi Bóg związał me życie na trzylata. Spotkałem tam osoby, które modliły się godzinami. Spotykali się w salce nad chórem, czasem na mszy w prezbiterium, a najczęściej w domu.

 

     Tam właśnie Bóg zrobił ze mną wstępny krok, przygotowując mnie do Wtajemniczenia w Wiarę. Dotychczas modliłem się tak, jak mnie nauczono: chodziłem na mszę (którą przedstawiano jako najdoskonalszą formę modlitwy), uczestniczyłem we wszystkich nabożeństwach (różnorakie litanie, gorzkie żale, nowenny, adoracje, różańce), wieczorem „robiłem pacierz”. Byłem w momencie, gdy męczyły mnie już te aktywności dewocyjne i zaczęły być dla mnie w pewien sposób ciężarem, oderwane od mojego życia. Zaobserwowałem, że takie „klepanie” różańców i modlitw nie zmienia mego życia. Przekazano mi, że usilną i stałą modlitwą można wyprosić u Boga wszystko. Trzeba tylko robić to dobrze i pobożnie. Miałem grzechy i prosiłem Boga, by mnie od nich uwolnił. Mijał czas i wydawało mi się, że Bóg nie wysłuchiwał albo nie słyszał mnie. Nie mogłem pojąć co znaczy „dobrze się modlić”. Kiedy trafiłem do tej grupy Odnowy, doznałem objawienia. Odkryłem tam, że do Boga można mówić o wszystkim, że można z Nim po prostu rozmawiać. Dało mi to wielką ulgę. Zobaczyłem Boga, który jest blisko mnie i jest zainteresowany moim życiem.

 

     Tuż przed tym doświadczeniem, miałem jeszcze jedno kluczowe. W tamtym okresie zafascynowałem się sztuką, a szczególnie muzyką. Zacząłem komponować i szukałem chętnych, by razem stworzyć zespół rockowy. Zaczęliśmy się spotykać w piwnicy pod zakrystią i dawaliśmy się ponieść marzeniom o przyszłym sukcesie. Jednym z nas czterech, był Zbyszek. Poznałem go w Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego i razem studiowaliśmy na wydziale matematyki i fizyki. Pewnego dnia, kiedy go odwiedziłem w jego domu, powiedział: „coś ci pokażę”. Otworzył przede mną Biblię. Zaczął mi mówić o niej. I wtedy otworzyły mi się oczy…

 

     Były to czasy, gdy wychodziły pierwsze wydania Biblii w Polsce. Rodzice mieli w domu tylko cztery ewangelie. Tyle lat byłem lektorem i czytałem setki razy różne teksty na eucharystiach, ale jakoś nikt nie ukazał mi Biblii. Pamiętam, jak jakiś ksiądz pokazał nam wielką księgę i powiedział: „to jest Biblia Wujka”. Nie rozumiałem z tego nic. Myślałem: jakiego wujka? O co mu chodzi? Ale bałem się pytać. U Zbyszka pojąłem, że istnieje coś takiego, jak zbiór wszystkich natchnionych pism i że właśnie z tej księgi wybiera się czytania na każdą eucharystię. Zrozumiałem, że to, co usłyszałem na liturgiach przez wszystkie lata, to tylko muśnięcia pędzlem z ogromu słowa zapisanego w tej księdze. Od tego momentu szukałem Biblii. Nie było jej w sklepach. Dostałem ją od kogoś jako dar.

 

     Przez te dwa wydarzenia - odkrycie modlitwy jako rozmowy z Bogiem oraz odkrycie Biblii - Bóg zaczął mnie wyprowadzać z przeżywania chrześcijaństwa zewnętrznie, rytualnie, a zaczął uczyć mnie relacji osobistej, związanej z historią życia. Zaczął mi tez otwierać bardzo powoli ucho.

 

     Po trzech latach obcowania z Biblią na co dzień (zawsze i wszędzie wychodziłem z Biblią z domu), zacząłem myśleć o Woli Boga, o Jego planie na moje życie. Wcześniej „szukałem” powołania po swojemu. Zakochiwałem się i uważałem, że jeśli dziewczyna odwzajemni moje uczucie to znak, że ma być moją żona. Jednocześnie chodziła za mną myśl o pójściu do seminarium. Jak odkryć, co jest Wolą Boga? Nie wiedziałem. Modliłem się, otwierałem Biblię i próbowałem słuchać. Nic nie słyszałem. Ale jedno słowo chodziło za mną – Jonasz. Historia tego, który uciekał przed Bogiem. „W utrapieniu moim, z głębokości wolałem do Jahwe, a usłyszał mój głos i odpowiedział mi”.

 

     Nadszedł dzień, gdy otworzyłeś mi ucho pierwszy raz na Twój głos. Ile dni, ile lat chciałem Cię wykorzystać, zmusić, żebyś udzielił mi Twej mocy i zrealizował to, co ja uważałem za dobre. Zmuszałem Cię, ale Ty ze swej Miłości, nie odpowiadałeś. Czułem się „wygnany daleko od Twych oczu”. Nie byłem w stanie „dojrzeć Twe obiecane miasto”. Wybacz mi, próbowałem zrobić z Ciebie mego niewolnika, czarodzieja, służącego. A Ty dawałeś się tak traktować!

 

     Prowadziłeś mnie przez wąwozy moich pragnień i marzeń, przez urwiska moich buntów i pretensji, przez pagórki mego pysznego serca i doliny rozpaczy, zgorszenia i wzgardy - prowadziłeś cierpliwie, by nauczyć mnie najpierw słuchać, a potem pokazałeś mi, jak iść za Twym głosem. Pojąłem, że od zawsze mówiłeś do mnie, ale ja byłem głuchy. Wciąż byłeś koło mnie, ale byłem ślepy. Posyłałeś mi Aniołów, ale z nimi walczyłem i wyganiałem precz. Tyle razy wyciągałeś dłoń, by ratować, lecz ja zwracałem ręce ku idolom, które na koniec mnie pożerały.

 

     Pamiętam dzień, gdy doprowadziłeś mnie do odkrycia, że Ty od wieków masz już dla mnie plan, tylko muszę go odkryć. A żeby go odkryć, muszę być gotowy na wszystko i cokolwiek USŁYSZĘ, a potem… Potem pójść za Twym głosem bez dyskusji. Dlaczego miałbym się Ciebie bać? Przecież mnie kochasz. Zrobiłem to - rzuciłem wszystko na jedną szalę - padłem krzyżem i wolałem: „Boże, daj mi znak! Pójdę gdziekolwiek mi wskażesz”. Doświadczyłem, że ryzyko z Tobą, nie jest ryzykiem, a ciemność z Tobą staje się południem. Objawiłeś mi Twój Święty Plan mego zbawienia. Żona, rodzina, katechumenat, pojednanie i wybaczenie, Merkaba, Życie Wieczne.

 

     Nauczyłeś mnie raczej słuchać, niż mówić do Ciebie i Cię nie pouczać co masz robić. Przygotowałeś mnie bym dzisiaj jadł chleb Twojej Woli i pić kielich Twej Miłości. Zacząłem nadsłuchiwać Twego głosu i czekać z cierpliwością na odpowiedź. Nigdy niczego nie żądać, mieć dystans do siebie, nie zniechęcać się pod natłokiem cierpień i przyzywać nieustannie Twego Imienia.

 

     O Święta Pokoro Chrystusa, obroń mnie od śmierci wiecznej!

 

 

pertraktacje

_____________________________________________

 

z Jakubem zraniłeś mnie w biodro

bym nie szedł

ścieżkami oszustwa

 

z Ezawem zmusiłeś bym Ci oddał

majątek

i całą rodzinę

 

z Jonaszem wepchnąłeś mnie w morze

zatopić

starego człowieka

 

a z wielorybem zamknąłeś w ciemności

bym nie uciekał

i czekał

 

i z Szawłem rzuciłeś w ciemności

bym ucho otworzył

jak uczeń

 

z pannami wybiłeś mi z głowy

bezczelność

lekceważenia

 

z Bartymeuszem upraszczasz usta

bym wzywał

Twego imienia

 

aż w końcu z Jeszuą1 przybijasz

do krzyża

moją głupotę

 

by z Bolkiem2 mnie doprowadzić

do Ziemi

moich obietnic

 

1 - Jeszua, to hebrajska wymowa imienia Jezus

2 -  Bolek - mój katechista