Sekret III: Misja
Mozaika, Akwila, bazylika Santa Maria Assunta
Sekret trzeci
Misja
„Piotr zobaczywszy to (obfity połów - 153 ryby) przypadł do kolan Jezusa i powiedział: Wyjdź ode mnie Panie (Kyrie od Kyrios), bo jestem człowiek grzeszny. (...) Jezus powiedział do Szymona: Nie bój się. Odtąd będziesz łowił ludzi żywcem.”
Łk 5,8.10b
Jako osiemnastolatek dostałem pokutę, aby znaleźć w Ewangeliach wszystkie fragmenty dotyczące Piotra apostoła. Pamietam, jak mnie to przerosło. Raczej byłem posłuszny, choć niekoniecznie rozumiałem to, co miałem zrobić. Ale w tym wypadku pierwszy raz odłożyłem to słowo na bok i nie zająłem się tą pokutą. Po latach, już w katechumenacie, mimo woli Bóg dał, bym usłyszał każdą z katechez o Piotrze zawartych w Ewangeliach. Ale ten fragment, który umieściłem powyżej, pojąłem dopiero po trzydziestu paru latach od tamtego wydarzenia.
Powyższy tekst, który przytaczam, jest surowym tłumaczeniem wprost z greki. I właśnie to sformułowanie - „będziesz łowił ludzi żywcem” – zaintrygował mnie. Co oznacza łowić ludzi żywcem?
Aquileia, 760 m2 mozaik z IV wieku. Niesamowite wrażenie, gdy dotyka się początków historii Kościoła. Gdy ogląda się język fresków chrześcijan, którzy wszyscy przeszli katechumenat. Nie było wtedy innej zwyczajnej ścieżki, by być włączonym do Ciała Chrystusa. Na mozaikach umieszczono wiele symboli pomagających wtajemniczać katechumenów w rzeczywistość niewidzialną, która jest tak naprawdę bardziej realna niż ta wizja świata jaką naturalnie otrzymujemy. Gdy przebywa się w tych wszystkich miejscach, gdzie zachowały się ślady Kościoła pierwotnego, to dociera do nas, że za tamtą symboliką kryje się o wiele więcej znaczeń, niż daje przekaz nauki czy wiedzy, czy nawet teologii. Za tamtymi tajemniczymi scenami i obrazami kryje się historia, jaką przeżyli ci ludzie, kryje się doświadczenie, jakiego posmakowali, kryje się relacja z Osobą, jaką poznali
i którą dotykali.
Jest wśród tych wielu mozaik jedna, która bardzo mnie poruszyła. Przedstawia ogromne morze pełne różnych dziwnych stworów morskich. Pośród fal płynie łódź, w której znajdują się trzy osoby i jeden człowiek wyławiany z otchłani morza, a inny wyrywany za nogi z paszczy smoka. Te trzy osoby to ekipa katechistów: dwoje świeckich i prezbiter. Prezbiter wznosi ręce ku Niebu i modli się, przyzywa Jezusa Chrystua. Dwoje nagich chrześcijan ciągnie za nogi człowieka, którego głowa jest już pochwycona i zanurzona w paszczy bestii. Tym nagim wyrastają z ramion skrzydła, takie jak skrzydła anioła. Słowem greckim „angelos”, oznaczającym „posłaniec”, określano apostołów, katechistów - tych, którzy zanosili innym Dobrą Nowinę (z gr. εὐαγγέλιον, euangelion). Na mozaice znajduje się jeszcze inny, pojedynczy wysłaniec, łowiący ludzi na wędkę. Całość wyraża przeznaczenie do misji, dla której Bóg stworzył Kościół.
Jaka jest misja Kościoła?
Od tamtych, wczesnych wieków powoli ta misja zniekształcała się i zatracała pierwotną tożsamość. Pojawiało się powoli przekonanie, że jestem w Kościele po to, abym się zbawił. Jest to prawda, ale niekompletna. Kościół nie istnieje ze względów egoistycznych. Nie jest zamkniętą kastą dbającą o swój interes, o swoje dobro, o swoje życie. Głoszenie Dobrej Nowiny (inaczej ewangelizacja) rozumiano do niedawna, jako zjawisko dotyczące terenów Afryki
i innych podobnych miejsc, gdzie Kościół ma misje nawrócić ludzi z pogaństwa. Uważano, że ewangelizacja dotyczy terenów, gdzie jeszcze nigdy nie dotarło chrześcijaństwo.
Nie zauważałem, że chodząc co niedzielę na Eucharystię (Mszę), mentalnie byłem daleko od chrześcijaństwa. Nie było w tym mojej winy, bo nikt mnie nie wtajemniczał w chrześcijaństwo
w eklezjalnym tego słowa znaczeniu, czyli nie zrobił ze mną pierwszego, drugiego, trzeciego skrtutynium. Nie dał mikatechez mistagogicznych na temat Credo, Ojcze Nasz, Psalmów, Krzyża Chwalebnego itp. Nikt mnie nie prowadził w życiu po wąskiej Drodze Życia Wiecznego, asystując przy moich upadkach, trudnościach, kryzysach, pokusach. Nikt nie korygował bezpośrednio mojego życia duchowego z wiarą, abym nie zszedł z tej Drogi („Droga” jest to pierwotne określenie jakim mianował się Kościół, używane już w Dziejach Apostolskich1). Korygowano mnie na poziomie moralizmu. Lepsze to niż nic, ale to nie prowadziło mnie do Wiary. Nikt w sposób permanentny nie towarzyszył nam przez wiele lat, aby doprowadzić mnie do momentu, gdy to, co obiecano mi na chrzcie, kiedy byłem niemowlakiem, stało się rzeczywistością we mnie. Według tego, co Kościół zawarł w Katechizmie Kościoła Katolickiego w punkcie 1231: „Chrzest dzieci ze swej natury wymaga katechumenatu pochrzcielnego. Nie chodzi tylko o późniejsze nauczanie, lecz także o konieczny rozwój łaski chrztu w miarę dorastania osoby. (…) Gdy ktoś chciał stać się chrześcijaninem, musiał - od czasów apostolskich - przejść pewną drogę i wtajemniczenie złożone z wielu etapów.”
Dzięki temu, że Bolek i Zosia (katechiści wędrowni) zostawili swoją pracę, dom, dzieci i wnuki,
i przyjechali do Szczecina, mogłem rozpocząć odkrywanie Chrztu na długiej Drodze wtajemniczenia. Oni byli koło mnie, gotowi zawsze na rozmowę
i pomoc. Gotowi tracić życie, abym nie zatracił swego życia. Nie moralizowali mnie, nie zmuszali mnie do niczego. Byłem zawsze wolny. Ale też nie szczędzili mi korekty i trudnych słów. Zaufałem, że za nimi stoi Bóg, że są posłani przez Niego. Mieli misję wobec mnie. Doprowadzili mnie do intymnej relacji z Ojcem
w Niebie, z Jezusem Chrystusem i Duchem Świętym, Duchem samego Boga. Relacji diametralnie innej niż ta, którą otrzymałem od rodziców, księży w parafii, od katechety. Relacji, która trwa zawsze, nie tylko wtedy, gdy jestem w kościele albo modlę się w domu. Nadchodziły trudne wydarzenia, krzyż, cierpienie
i słyszałem w tych wydarzeniach co On do mnie mówi. Zacząłem rozmawiać z Nim. Nie słowami, ale decyzjami, czynami. On coś czyni (mówi do mnie, pyta, koryguje), ja coś czynię (odpowiadam Jemu). Moi katechiści wypełnili misję wobec mnie, mojej żony, moich braci ze wspólnoty. Byli to święci ludzie. Dziś są już w Niebie i jestem przekonany, że dalej są zaangażowani w zawirowania mojego życia
Ojcowie ostatniego Soboru dostrzegli zdeformowanie istoty misji Kościoła i w konstytucji Lumen Gentium powrócili do pierwotnej wizji - Kościoła jako światła dla narodów. Kościoła
w służebnej misji wobec będących poza Kościołem. Misja ta, to nieustanne zainteresowanie drugim obok nas, którego porywa morze tego świata. W tym morzu stwory żyjące w otchłani chwytają go i pożerają.
Misja, to nie pozyskiwanie nowych członków Kościoła, ale raczej ukazanie światła Prawdy i drogi ewakuacji z piekła, w jakim żyją rzesze ludzi. W tej misji bramy piekielne nie zatrzymają nas, by wyrywać ludzi z paszczy śmierci. Do tej misji zaproszony jest każdy ochrzczony, ale bez wtajemniczenia (katechumenatu) w wieku dojrzałym jest bardzo trudno ją zrealizować. Nawet gdy pojawia się jakiś zapał misyjny, to szybko gaśnie z powodu niewykształconej NowejNatury, często infantylnej i opartej na wiedzy
i teorii, a nie na osobowej, intymnej relacji z Jezusem Chrystusem w historii naszego życia. Do takiej relacji potrzeba być prowadzonym krok po kroku, aby nie zbaczać w moralizm, klerykalizm, dewocję czy inne fałszywe teologie, które nie zaprowadzą do objawienia się miłości do wrogów.
Jaka jest więc misja Kościoła? Zbawić ten świat, a wypełniając tą misję, zbawić również siebie.
Jak chrześcijanin ma ją zrealizować?
Ma mówić innym: przyjdźcie do Kościoła?? Módlcie się?? Nawróćcie się??
Aby tą misję zrealizować, odkryłem, że potrzeba towarzyszyć temu człowiekowi, z wiarą mówić mu o swojej grzeszności i ukazać Miłość Boga do mnie grzesznika. Dać mu skosztować tej Miłości empirycznie. Wielu ludzi, którzy pojawili się w moim życiu, było zaskoczonych, gdy wybaczałem im nie jeden, nie dwa raz, ale tyle razy, ile trzeba. Albo gdy potem widzieli, że nie mam pretensji, nie obrażam się, ale biorę jego grzechy na siebie. Pojawiał się w nich znak zapytania: jak on to robi? Skąd ma siły? Dlaczego tak daje się traktować i wykorzystać?
Przychodzili klienci do mojej firmy i zaczynali mówić o swoich problemach. Nie pouczałem ich wtedy, co mają robić, ale opowiadałem historię mojego życia. Mówiłem: „ja też miałem takie problemy”. Opowiadałem otwarcie o moich grzechach oraz o tym, jak Bóg nie był obojętny na mój ból i interweniował. Potem ukazywałem im, jak to robił, jak Go słyszałem. Nigdy nie powiedziałem, „niech pan przyjdzie do kościoła”, albo, „niech pan tak nie robi”. Nie pouczałem, co ma robić. Ale wyznawałem, że mnie On uratował, gdy wołałem nieustannie: „Jezusie! Synu Boga! Ulituj się nade mną!”. Przychodził do mnie prędzej czy później i wyprowadzał z tego cierpienia dobro. Tak właśnie odkryłem, jaka jest misja Chrześcijanina.
Dziękuję Ci, Panie, że nie ominąłeś mego domu i przed trzydziestu czterema laty wysłałeś do mnie Aniołów, Bolka i Zosię2, przez których wyrwałeś mnie, moją żonę i dzieci z mocy Oszusta, który topił mnie z dnia na dzień, ciągnąc na dno! Złowiłeś mnie na haczyk krzyża! Tamujrzałem żywego Chrystusa, który pokonał moją smierć. Dałem się chwycić na ten pokarm żywy, karmiąc się nim na każdej liturgii. Uwiodłeś mnie! A ja zgodziłem się na to, by dać się uwieść. Smak tego pokarmu był świeży i orzeźwiajacy. Pokarm, jakim był Chrystus obecny w moim życiu, Jego Miłość, dawał mi siły, by cierpliwie znosić trudności i cierpienia, by nie zniechęcać się. To był mistyczny pokarm jaki otrzymałem od Ciebie. Dałeś mi też odkrywać etapami eucharystię, by przejść z magicznego rytuału do posiłku nierozerwalnego z moim historycznym Krzyżem i moją historyczną Paschą. Do posiłku, który zmieniał3 mnie w To, co spożywałem. Jestem Ci wdzięczny, że przyjąłeś moją postawę wdzięczności i zaprosiłeś mnie do swej Merkaby4. Że dałeś mi oglądać dzieła, które widzieć chcieli królowie, a nie zobaczyli; że zrobiłeś z mego życia piękną przygodę pełną sensownego cierpienia, przed którym nie muszę już uciekać albo z nim walczyć.
Aquileia
_____________________________________________
zatrzymałeś tam czas
i wczesny smak Kosciola
obroniłeś przed zagładą
w mozaikach i freskach
fotografie ducha i słowa
jako wyrzut
dla naszej „pobożności”
którą coraz częściej
wymiotuje nasz świat
i jego Stworzyciel
zatrzymałeś tam dowód
że zabłądziliśmy
od prostoty i pokory
ubierając się
w roszczenia i prawa
w pewność siebie
i górujące oko
kolorowe kamyki krzyczą do nas
pewne tego co widziały
gdy rodziła się Eclesia
odsłaniając swą nagość - protestują -
obserwując przemiany świata
nie rozpoznają ducha
który mieszka w nas
gdy wejdziemy do wnętrza
na mozaice ujrzymy morze:
płaszczki, smoki i minogi
węże morskie i potwory
których nie zna nasze oko
łódź rozcina słone fale
niosąc nadzieję ratunku
dla tonących
w śmiertelnych wodach
Wybrani
to ci na których czeka z jękiem
całe stworzenie
Wybrani
to jedyni przejęci tragedią
owcy zagubionej
to Oni wyrywają z paszczy smoka
ciebie i mnie
nadzy
nie mający nic
dają WSZYSTKO
Aquileia Ich zna
i czeka na powrót wojowników
w tych tragicznych czasach
gdy upadają mury
świątynia upada
a lud wygnany cierpi
Aquileia czeka -
słyszy głos Wybranych
szum wód muskanych łodzią
gdy nadpływają na pomoc tonącym
____