Sekret IX: Kairos
Sekret dziewiąty
Kairos
„Eliasz stamtąd poszedł i odnalazł Elizeusza, syna Szafata, orzącego: dwanaście par [wołów] przed nim, a on przy dwunastej. Wtedy Eliasz, podszedłszy do niego, zarzucił na niego swój płaszcz. Wówczas Elizeusz zostawił woły i pobiegłszy za Eliaszem, powiedział: «Pozwól mi ucałować mego ojca i moją matkę, abym potem poszedł za tobą». On mu odpowiedział: «Idź i wracaj, bo po co to ci uczyniłem?» Wtedy powrócił do niego i zaraz wziął parę wołów, złożył je na ofiarę, a na jarzmie wołów ugotował ich mięso oraz dał ludziom, aby zjedli. Następnie wybrał się i poszedłszy za Eliaszem, stał się jego sługą.”
1 Krl 19,19-21
6 października roku 1984 o godz. 14 był nasz ślub w Gorzowskiej parafii Matki Bożej Różańcowej. Mieszkaliśmy w Szczecinie w dzielnicy Pogodno. Były to dawne domy żołnierzy wermachtu. Po lewej stronie osiedla był park - pozostałość, po zrównanym przez komunistów, cmentarzu żydowskim. W tamtym czasie szukaliśmy jakiegoś miejsca w Kościele. Trzymaliśmy się Duszpasterstwa Akademickiego. Równocześnie chodziliśmy na spotkania Odnowy w Duchu Świętym, ale też (zaciągnięci przez znajomych) braliśmy udział w spotkaniach Oazy Rodzin (Kościół Domowy). Tuż po ślubie trafiliśmy na spotkania biblijne w parafii Jezuitów. Prowadził je Mieczysław Wołoszyn. Te spotkania zdominowały na jakiś czas nasze życie i dały nam klucz do Biblii. Ten prezbiter, co jakiś czas sugerował, że te spotkania nie są celem, ale zachęcał do pójścia na katechezy dla dorosłych. Po nich zaczynała się Droga Wtajemniczenia Chrześcijańskiego - Droga Neokatechumenalna. Wtedy, gdy to mówił, nie bardzo rozumiałem, o co mu chodzi. Ale dziwnym zbiegiem okoliczności, w tamtym czasie dostałem od kolegi gazetkę zboru baptystów w której był zaskakujący artykuł „Przebudzenie w Kościele Katolickim”. Byłem zaskoczony, że ci, którzy mówili wiele złych rzeczy o Kościele Katolickim, nagle piszą tak pozytywnie o nas. W tym artykule opisano całą tę formację, etap po etapie. Radykalizm i powrót do źródeł Kościoła tak mnie poruszyły, że zacząłem szukać miejsca, gdzie zaczną się takie katechezy. Rozpoczęły się w dzień moich urodzin, 16 lutego 1986 roku na Golęcinie. Na konwiwencje pojechaliśmy wynajętym autokarem do Wicko koło Międzyzdroi w dniach 21-23 marca 1986. Wszystko w okresie tych dwóch miesięcy było zaskakujące. Odkrywałem piękno Kościoła. Ktoś po raz pierwszy mówił prawdę o trudnościach i grzechach w Kościele, ktoś pierwszy raz ukazał mi Sobór Watykański II jako odpowiedz wyjścia z tej nieciekawej sytuacji. Tam dotarła do mnie PIERWSZY raz w Kościele wiadomość o darmowej miłości Boga do mnie, o Jego Miłosierdziu (mimo że gorliwie uczestniczyłem w życiu parafii). Tam odkryto przede mną konkretny sens historii mego życia i obecność Boga w nim. Tam podarowano mi doświadczenie Kościoła jako wspólnoty braci, jako Ciała. Tam otrzymałem wtajemniczenie w sakramenty oraz wydobyto pełnię znaków przywróconych po Soborze. Tam, w końcu, narodziła się miłość do Kościoła jako Matki i wdzięczność do Chrystusa za troskę, bym nie zatracił się w moich grzechach.
Mieliśmy wtedy szczególny czas łaski - czas Kairos - i zdążyliśmy wsiąść do tego pociągu, jakim jest Wiara dojrzała. Czas Kairos to czas od-do, krótki czas, kiedy trzeba podjąć szybko decyzję, by ruszyć za danym wezwaniem. Gdy ten czas się kończy, nie ma już możliwości zmiany decyzji. Być może za jakiś czas Bóg da następną podobną okazję. Odkryłem, że przekonanie, iż można jutro, za tydzień, za rok, wrócić do tematu, jest fałszywe w stosunku do zaproszenia Boga. Za rok będę innym człowiekiem i może wcale nie będzie mnie już interesować chrześcijaństwo. Za rok mogę sobie tak skomplikować życie swoimi grzechami, że nie będę już nic słyszał. Ważne jest tylko DZIŚ, nie jutro.
Ta wdzięczność, za uratowanie mnie, pchnęła do gotowości, by ofiarować swe życie dla Jezusa Chrystusa. Pół roku później na pierwszej Konwiwencji Początku Roku, w październiku, wstaliśmy na wołanie małżeństw gotowych służyć jako katechisci wędrowni. Byliśmy wtedy za młodzi i musieliśmy czekać jeszcze 8 lat i znów wstaliśmy. Wtedy zostaliśmy zaproszeni na konwiwencję, gdzie katechisci odpowiedzialni za Drogę Neokatechumenalną w Polsce musieli zbadać naszą sytuację i gotowość. Spytano nas: „myślimy, żeby wysłać was na misje rodzin, czy jesteście gotowi?”. Odpowiedziałem: „My wstaliśmy, by służyć jako katechiści wędrowni”. „Tak, tak - odpowiedział - mywiemy, ale nie bójcie się, nie będziecie sami, pomogą wam bracia”. „Ale my wstaliśmy na wędrowanie’”. „Spokojnie, ja wiem, że nie macie jeszcze odpowiedniego etapu, ale to nie szkodzi”. Niestety, zaproszenia, jakie Bóg do nas kierował, nie przyjęliśmy w tamtej chwili, uparcie trzymając się naszej wizji. Z pięciu rodzin, cztery zostały posłane przez Papieża Jana Pawła II na misje, a my zostaliśmy w Szczecinie. Jeszcze przez 6 lat jeździliśmy, już z gotowością na cokolwiek, jednak pociąg już ruszył i nie było następnego posłania przez 5 lat. Gdy w 2000 roku było w końcu następne posłanie, wtedy nasze starsze już dzieci powiedziały, że nie są gotowe i nie pojadą z nami. Zostaliśmy w Szczecinie. Och, jak przez te lata żałowałem swego uporu w tamtej chwili, gdy było tamto posłanie w 1994 roku. Wielokrotnie mówiłem młodym na pielgrzymkach, by nie zrobili takiego błędu, gdy będzie przechodził koło nich Chrystus i ich wolał: „pójdź za Mną”.
Kiedy Eliasz przechodził koło Elizeusza, miał on tylko tyle czasu do podjęcia decyzji ile trwało przejście Eliasza koło niego. Elizeusz miał wahanie. Ciągnęły go afekty do ojca, życie ułożone, drobnomieszczańskie. Ale podjął w mgnieniu oka decyzję, by ruszyć za Eliaszem. Lecz, aby nie mieć pokusy powrotu kiedykolwiek, „spalił mosty”. Z jarzm wołów zrobił ognisko i zabił parę zwierząt, by złożyć ofiarę. Zniszczył to, co należało do ojca, narzędzie pracy i wtedy ruszył za powołaniem.
Musieliśmy czekać jeszcze 12 lat, gdy w 2012 roku zostaliśmy posłami do posługi katechistów wędrownych na Mazury. Przez te lata Bóg radykalnie zmienił nasze serca. Wszystko to, co przeżyliśmy w tamtym czasie, było przygotowaniem nas do dzisiejszej misji.
Tyle lat czekania, potwierdzania gotowości. Ty byłeś miłosierny i dałeś nam drugą szansę. Chciałbym już więcej razy nie zaprzepaścić następnych chwil Kairos, gdy będziesz przechodził obok mnie i mnie będziesz wołał. Dziś gdy choroba mnie drąży, czuję znów to samo, co wtedy. Wiem, że dziś przechodzisz koło mnie i niedługo niespodziewanie znów mnie zawołasz. Nie pozwól mi stracić, może ostatniej okazji, by ruszyć w następną przygodę z Tobą.
podróż do Jeruzalem
_____________________________________________
długo trwa moja podróż
i boję się czy dojdę Tam
tą ścieżką pośród ogni
wąską i prostą tak
czy mi wystarczy siły
czy światło nie opuści mnie
już widzę w oddali mury
i bramy otwarte jeszcze
czekają mnie na progu
wierni przyjaciele
ukryci całe życie
gdzieś w moim cieniu
dają mi znak delikatny
dłonią wyciągniętą
i zachęcają iść do przodu
do końca już niewiele
na drodze tej codziennie
męczyły mnie lęk i strach
straszył mnie szept cichy
„nie uda się wycofaj się”
pokazywały swą twarz
znienacka mnie zaskakiwały
lecz szedłem uparcie tam
gdzie czekają mnie na progu
wierni przyjaciele
ukryci całe życie
gdzieś w moim cieniu
dają mi znak delikatny
dłonią wyciągniętą
i zachęcają iść do przodu
do końca już niewiele
1 - Lamia - według mitów greckich była królową Libii i kochanką Zeusa. Gdy zazdrosna Hera zabiła dzieci Lamii i Zeusa, oszalała z bólu matka, zaczęła mordować wszystkie napotkane dzieci. Jej twarz zamieniła się w okrutną maskę. Potrafiła jednak przybierać kształt pięknej kobiety po to, aby uwodzić młodych mężczyzn, zabijać ich i na koniec pożerać