Sekret XVII: Niewolnik
Onezym apostoł, w roku 109 ukamienowany, mozaika, Hagia Sophia, Konstantynopol
Sekret siedemnasty
Niewolnik
„Zwiastun odpowiedział Marii: «Duch Święty przyjdzie na Ciebie i ocieni Cię moc Najwyższego. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Boga. (...) Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Na to rzekła Maria: «Oto Ja, niewolnica Pana, oby się stało według twego słowa!»”
Łk 1,35.37-38
Żyjemy dziś w czasach, gdy wydaje się nam, że cały świat potępia niewolnictwo. Narody wywalczyły „wolność” albo dostały ją w geście „nowoczesności”. Mnie, szarego zjadacza chleba, prawo potępia, gdy pojawią się u mnie zapędy traktowania człowieka jako niewolnika. Lecz gdy weźmiemy pod lupę współczesne systemy zarządzania firmą, która nazywa się „państwo”, to możemy szybko odkryć, że otacza nas atmosfera najgorszej formy niewolnictwa. Tutaj niewolnik nie zdaje sobie sprawy z niewolnictwa i nawet w pełnej nieświadomości dąży do jeszcze silniejszego zniewolenia. A wszystko to wydarza się pod przykrywką wolności i równości.
Doświadczyłem tego pracując, a później prowadząc firmę. Zrozumiałem tę całą machinę gospodarki i prawa. Można ją opisać prostym, ludzkim językiem, następująco. Jeśli chcesz być wolny, musisz zdecydować się na braki, życie w pewnym zakresie średniości. Jeśli chcesz być bogaty, to ceną za takie życie jest utrata wolności. Wtedy po kolei trzeba złożyć na ołtarzach swoich marzeń swoich bliskich, prawdę, radość z życia, szczerość i prostolinijność. Przede wszystkim należy wykorzeniać bezinteresowną Miłość, bo Ona psuje drogę do sukcesu.
Dokonałem wyboru. Dokładniej mówiąc, otrzymałem światło, by dokonać wyboru. Wybrałem wolność za cenę życia pełnego braków i niedogodności. Czasem w chłodzie i o głodzie, w niepewności i zatroskaniu. Żyłem ofiarowaną życzliwością wielu. Od święta do święta z przerwami długich wyrzeczeń.
W pracy oddałem się na usługi, rezygnując z szukania racji. Sprzedawałem mój czas, moje siły i inteligencję, zarabiając na utrzymanie rodziny. Bywało, że prawie jak niewolnik, życie zależało od decyzji i wymagań szefa. Szybko odnalazłem się jako uległy pracownik, zostawiajac za sobą chęć dowodzenia i decydowania.
Były momenty bardzo trudne, gdy pragnąłem rzucić tę pracę. Upokorzenia zagęszczały się tak obficie, że byłem skłonny robić cokolwiek innego, niż być poddanym memu szefowi. Dzięki Drodze Wtajemniczenia w Wiarę pojąłem, że cierpieć będę wszędzie, gdziekolwiek pójdę, bo to we mnie bije źródło pretensji, oczekiwań i zawiści. Gdziekolwiek się udam poniosę je i znów rozleję w nowej historii mego życia.
Po co najmniej ośmiu godzinach niewolniczej pracy, wracałem do życia, za którym tęskniłem. Rodzina, przyjaciele, znajomi – relacje, które pielęgnowałem i ceniłem wypełniały wieczory. Szukałem przeżyć kulturalnych, estetycznych, muzycznych. Pytania o sens życia popychały mnie w kierunku Kościoła. Tam też po wielu latach ujrzałem moje relacje z większością ludzi jako relacje niewolnicze. Albo ja byłem niewolnikiem kogoś, lub ja trzymałem na sznurze kogoś, traktując go jak mego niewolnika.
Byłem niewolnikiem chorych relacji z moimi rodzicami, siostrami i z wieloma ludźmi z jakimi wszedłem w bliższe znajomości. Dlaczego? Dlatego że właśnie taki model uzależniających relacji otrzymałem i tylko takie znałem. W efekcie końcowym robiłem częstokroć to, czego nie chciałem. Powody były różne: strach, utrata korzyści, trzymanie fasonu, bronienie swoich racji.
Przyszedł w końcu dzień, gdy zostałem oświecony. Odkryłem, że jestem niewolnikiem poruszającym się jak marionetka. Niewidzialna istota pociągała sznurki, a ja, choć nie chciałem, robiłem to, czego potem żałowałem. Za garść dominowania nad innymi i miskę drobnomieszczańskiego „spokoju” sprzedałem swoją Wolność. Poddałem się w czyjąś niewolę, ale i sam miałem swoich niewolników, którzy mi służyli, żebym zrealizował swoje plany i cele. Ujrzałem świat w prawdziwych, ponurych kolorach. Świat, w którym każdy cierpiał jako niewolnik i brał w niewolę tego, z kogo mógł czerpać korzyści.
Przyszedł moment, gdy poddałem swoją wolę Temu, który obiecał mnie wyciągnąć, wykupić z tego niewolnictwa. Pamiętam, jaki byłem szczęśliwy, gdy „dostałem” katechistów – otrzymałem ich od samego Boga, któremu zależało na mojej Wolności. Poddałem się ich woli jak dziecko. Od tej chwili niezauważalnie zacząłem odzyskiwać swobodę w wyrażaniu tego, co jest we mnie oraz swobodę w kroczeniu poprzez moją historię życia.
Po wielu latach odkryłem, że Maria, matka Jezusa w dialogu ze Zwiastunem, na Jego propozycję, by w Niej począł się Emmanuel, odpowiedziała: «Oto Ja, niewolnica Pana, oby się stało według twego słowa!». Polski tłumacz praktycznie w większości miejsc, gdzie w oryginale użyto słowa „niewolnik”, tłumaczy „sługa”. Mogę trochę zrozumieć jego intencję. Mógł obawiać się, że Kościół zostanie posądzony o propagowanie niewolnictwa. Jednak oryginalne słowo „niewolnik”, według mnie jest idealnym, by wyrazić nastawienie Marii wobec Boga. Sługa, to ktoś, kto pracuje w czyimś domu, wykonuje polecenia. Jednak po pracy wraca do swego mieszkania. Dostaje zapłatę i robi to, na co ma ochotę ze swym życiem i czasem po pracy. Niewolnik nie ma nic. Jego całe życie zależy od jego pana. Pan daje mu to, co według niego potrzebuje niewolnik. Niewolnik nie jest właścicielem swego ciała, swego życia, swoich dzieci – nie ma nic.
Powoli odkrywałem w Katechumenacie, że lepiej bym zrezygnował z moich pomysłów na moje życie i na życie innych, a zaczął pytać Ojca, co mam robić. Lepiej iść za delikatnym światłem, jakie mi dawał Bóg, który chce zawsze dla mnie dobra, niż kontynuować swoją drogę niszczenia siebie i wszystkich naokoło. Podjąłem decyzję, by być niewolnikiem Boga, czyli tym, który nie robi swojej woli (nie-wola), ale szuka i robi Wolę Boga. Lepiej żyć, nie uznając, że coś mi się należy i że coś jest moje. Pośród wielu cierpień, odzyskiwałem Wolność, stając się jednocześnie Niewolnikiem Boga.
Zły duch wprowadził we mnie zamieszanie, wmawiając, że wolność oznacza, że mogę robić to, czego chcę. Jak wiele lat musiałem przeżyć, by odkryć, że wybór zła ZAWSZE rodzi niewolę. Niewolę, której końcem jest wieczna śmierć. Niewolę, z której wyzwolenie jest możliwe tylko wtedy, gdy pozwolę na to by uwolnił mnie Ten, który panuje nad złem i może wskrzesić mnie ze śmierci do życia.
Nie żałuję, że oddałem się Tobie! Może jeszcze nie cały, ale jestem pewien, że w dniu Przejścia (Paschy) do Wieczności przygotujesz mnie tak, bym wszedł do niekończącego się Życia. Chciałbym bardzo „zagrać”1 moją misję tak, by wydała owoc stokrotny. Próbuję więc co dzień od rana szukać ścieżki Twej Woli, jako Twój niewolnik.
dziewczyna z Nazaretu
_____________________________________________
jest dziewczyna której udało się!
ten dzień gdy usłyszała Słowo
ten dom w chłodnym kamieniu
ta codzienność do bólu
te włosy poruszone wiatrem
który otworzył drzwi
gdy wróciła z wodą do domu
było tak zwyczajnie
że nawet wróble jeszcze spały
a cisza napełniała oddech
było tak normalnie -
żadnych znaków z nieba
błyskawic grzmotów
zaćmień słońca
i ten głos
który który słyszała
musiał być wyraźny a delikatny
zaczął wszystko w ukryciu
nie zmuszał - pytał
nie krzyczał - mówił
oddał się w jej ręce
ile trzeba przeżyć?
ile lat wystarczy?
by sam Bóg ryzykował
los ludzkości
by oko opatrzności
zatrzymało się i wybrało
kim trzeba być?
by otrzymać w ręce plan
by powiódł się
i nie został zatracony?
i choć wszystko było trudne
tej dziewczynie udało się!
choć nie było nikogo
kto mógł pocieszyć
obronić
kto mógł zrozumieć
była „samotność”
towarzyszka wybrania
nasze czasy
nie lubią wybranych
sprzątają ich jak śmieci
wylewają na ziemię
jak brudną wodę
wszystko idzie dobrze
oko opatrzności jest nad nami
nam też się uda