wieczorami
wieczorami
pukają do mnie co wieczór ludzie
błagają o odrobinę wody
by ugasić ogień
który wypala im serce -
o szczyptę pocieszenia
... i odchodzą w ciemność i ciszę
noszę potem każdego
w kieszeni modlitw
wyciągam z niej pogniecione imiona
wołam w niebo
sam idąc przez życie
po kruchej linie
niepewnie stawiając kroki
zmęczony
... choć świeży zarazem
noszę w sercu ich oczy nieszczęśliwe
a ich łzy jak diamenty
błyszczą wieczorami, bym pamiętał o nich
dał im pić i pocieszył