krzyk
krzyk
z dnia na dzień nadciągają fale
coraz silniej zatapiają nasz świat
jego i ją walczących o przetrwanie
podtapiają ich tęsknotę szczęścia
a miłość rozbijają o zęby skał
ta burza, która nadciąga
ten huragan który rzuci się na nas
za niewielkich kilka chwil
nie ominie
nie oszczędzi
nie daruje
i przejdzie...
co ocaleje? co zostanie z nas? i z tego świata?
ta kobieta i ten mężczyzna
liczyli że im się uda
że będą patrzeć na radość swych dzieci
że wiśnie zakwitną i jabłonie
i urodzą owoc soczysty i słodki
że zbudują dom
a w nim ognisko kominka
wystuka iskrami czas wspólnych wieczorów
ale ich tęsknoty
szybko podcięli starsi i „doświadczeni”
zmusili do zdrady i prostytucji
popchnęli ku przepaści
w którą sami wpadają
Boże! dlaczego mnie ocaliłeś?
kim jestem, że mi się udało?
i wypełnia mnie wdzięczny oddech
a serce wyrywa się
by zdążyć wyprzedzić smierć
i dotrzeć do nich
i ich uratować
i liczę na to
że ten świat
w ostatnich swych konwulsjach
przed unicestwieniem
wyda kosmiczny okrzyk:
patrzcie! jak oni się kochają!
i zmieni nagle swój kierunek
i rwącym potokiem
wleje się do Nieba